Liczba nielegalnych przybyszów w Grecji radykalnie spadła. Pomogło zamknięcie macedońskiej granicy. Jeszcze we wrześniu ubiegłego roku tylko na greckie Lesbos przybywało każdego dnia 7 tys. migrantów. Położona kilka kilometrów od wybrzeży Turcji wyspa stała się głównym celem w Unii Europejskiej, do którego zmierzali uchodźcy i migranci ekonomiczni z wielu krajów Azji (w zdecydowanej większości Syrii, Afganistanu i Iraku) oraz Afryki.
Migranci przybywający do Europy / DGP
Sytuacja na tym niewielkim skrawku ziemi (powierzchnia całej wyspy jest trzy razy większa niż Warszawy) była dramatyczna – przybyszom trudno było zapewnić godziwe warunki egzystencji.
W ostatnich tygodniach liczba migrantów radykalnie spadła. – W kwietniu liczba przybywających do całej Grecji, nie tylko na Lesbos, wynosiła ok. 100 osób dziennie – wyjaśnia w rozmowie z DGP Ewa Moncure, rzeczniczka prasowa Fronteksu – Europejskiej Agencji Zarządzania Współpracą Operacyjną na Zewnętrznych Granicach Państw Członkowskich Unii Europejskiej. By uświadomić sobie skalę zmiany: w ubiegłym roku tą drogą do Europy dotarł prawie milion ludzi.
Wpływ na zmianę ma kilka czynników. – Przede wszystkim zamknięcie granicy macedońskiej – wyjaśnia Ewa Moncure. W ubiegłym roku wyglądało to tak: przybywający do Grecji byli ewidencjonowani w punktach rejestracyjnych, później w tzw. hot-spotach, a następnie czekali na otrzymanie dokumentów uprawniających do podróży po Grecji. Po ich otrzymaniu ruszali przez Macedonię, Bałkany i zazwyczaj Węgry do Niemiec, rzadziej do Szwecji. Po tym, gdy na granicy austriacko-niemieckiej wybudowano płot, szlak prowadził przez Chorwację. Ale prawdziwa zmiana nastąpiła, gdy granicząca z Grecją Macedonia najpierw ograniczyła przepływ do 500 osób dziennie, a potem zupełnie zamknęła granicę.
Do zahamowania tej wędrówki ludów przyczyniło się nieco także podpisane w marcu tego roku porozumienie między Turcją a Unią Europejską. Przewiduje ono, że migranci, którzy dostali się nielegalnie z Turcji do Grecji po 20 marca, będą odprawiani z powrotem. W zamian za odsyłanych Syryjczyków UE przyjmie do siebie uchodźców syryjskich przebywających w Turcji i „wspomoże” ten kraj kwotą 6 mld dol. Dodatkowo Turcja ma strzec swojej granicy bardziej intensywnie. Poza tym istnieje duża szansa, że od czerwca 2016 r. obywatele tureccy będą mogli wjeżdżać na teren UE bez wiz (zależy to od tego, czy Turcy wypełnią unijne zalecenia dotyczące ruchu bezwizowego).
Dotychczas na mocy tego porozumienia odesłano 400 przybyszów. Dzisiaj w Grecji wciąż przebywa ok. 50 tys. uchodźców, ale jest to liczba znacznie mniejsza niż rok temu. Nie zmienia to faktu, że niektóre kraje ze strefy Schengen (np. Austria) wciąż myślą o wznowieniu kontroli na swoich granicach.
Szlaki wędrówek (miejsca, gdzie działają międzynarodowe siatki przemytników) zmieniają się w zależności od okoliczności zewnętrznych, czyli tak naprawdę reakcji krajów, których to dotyczy. Jeszcze kilka lat temu poważny problem z nielegalną imigracją miały np. Wyspy Kanaryjskie. Jednak po wprowadzeniu tam znacznie lepszej obserwacji radarowej przemytnicy ludzi zmienili kierunek. Swego czasu z Turcji wypływały także tzw. statki widma. Na duże jednostki płynące w kierunku Włoch wsiadało po kilkuset ludzi, którzy w pewnym momencie dzwonili do ratowników (wcześniej przemytnicy zaopatrywali ich w odpowiednie numery telefonów) i trafiali na Półwysep Apeniński. Taka podróż kosztowała ok. 4–5 tysięcy euro od osoby.
Choć w ostatnim roku zdecydowanie najbardziej uczęszczany był tzw. wschodni szlak śródziemnomorski, to wcale nie znaczy, że w tym roku będzie podobnie. Być może faktycznie fala migracji nieco opadnie. Równie dobrze może się jednak zdarzyć, że przemytnicy jeszcze bardziej zwiększą aktywność w Libii czy w Egipcie i to stamtąd do Europy będzie płynęło jeszcze więcej łodzi z migrantami. Albo powstanie jeszcze inny, zupełnie nowy, szlak.
– Naprawdę trudno jest prognozować, skąd i w jakiej liczbie będą napływać migranci do Europy – stwierdza rzeczniczka Fronteksu. Na razie wśród migrantów bardzo małą popularnością cieszy się wschodnia granica UE, czyli Finlandia, Litwa, Łotwa, Estonia, Polska, Słowacja i Rumunia. W ubiegłym roku we wszystkich tych krajach wykryto niecałe 2 tysiące nielegalnych przekroczeń granicy. I choć pojawili się tu m.in. Afgańczycy, to przeważały inne nacje – Ukraińcy i Wietnamczycy.
We wrześniu na Lesbos dziennie przybywało 7 tys. osób. Obecnie – 100