Rozpoczynającą się w niedzielę wizytą na Kubie, prezydent USA pragnie nie tylko kontynuować strategię otwarcia wobec wyspy, lecz także czyni kolejny gest na rzecz zmiany starego wizerunku "imperium" w Ameryce Łacińskiej.

Wizyta Baracka Obamy na Kubie, odległej od wybrzeży Florydy zaledwie o 90 mil, będzie pierwszą wizytą amerykańskiego prezydenta na wyspie od 88 lat. Nastąpi w 15 miesięcy po rozpoczęciu procesu zbliżenia Waszyngtonu z Hawaną.

Nawiązując do obciążonej wieloma historycznymi zaszłościami historii stosunków USA - Ameryka Łacińska, Biały Dom podkreśla w przededniu wizyty, że wpisuje się ona w amerykańską politykę otwarcia wobec krajów kontynentu latynoamerykańskiego.

Rok 2016, ostatni rok prezydentury Baracka Obamy - powiedziała w czwartek Susan Rice, jego doradczyni ds. bezpieczeństwa - będzie szczególnie ważny, "być może nawet historyczny dla Ameryki Łacińskiej, a prezydent pragnie go wykorzystać do maksimum".

Dziś USA - mówi Susan Rice - "mają najbardziej pogłębione stosunki z państwami tej części Ameryki od wielu dziesięcioleci", a "być może są one lepsze niż kiedykolwiek".

Rozpoczynając swą prezydenturę w 2009 roku Obama obiecał "nowe podejście" do regionu polegające na tym, że polityka USA wobec Ameryki Łacińskiej będzie kształtowana "w dialogu z całym kontynentem".

Obserwatorzy w Ameryce Łacińskiej podkreślają w przeddzień wizyty Obamy w Hawanie, że inicjatywa papieża Jana Pawła II, który kończąc pielgrzymkę na Kubę w styczniu 1998 roku zaapelował do jej władz o "otwarcie się wobec świata", a do świata o "otwarcie wobec Kuby", zaczęła dawać bardziej konkretne owoce dopiero za prezydentury Baracka Obamy.

Uważana przez wielu za jedną z najsprawniejszych na świecie dyplomacja watykańska, mimo podejmowanych z inicjatywy Karola Wojtyły usilnych starań, nie zdołała zapobiec wojnie w Iraku, ale po latach udało się jej spełnić życzenie Jana Pawła II. Za prezydentury Obamy papieska dyplomacja utorowała poprzez swe dyskretne zabiegi drogę do przywrócenia stosunków dyplomatycznych Waszyngton-Hawana zerwanych 3 stycznia 1961 roku.

Prezydent Obama zapowiadając 17 bm. wizytę na Kubie podkreślił, że jednym z jego celów jest wywarcie wpływu na sytuację w dziedzinie przestrzegania praw człowieka w tym kraju. Uczynił to w chwili, gdy opozycja polityczna na wyspie sygnalizuje, iż ponownie nasilają się szykany i krótkotrwałe aresztowania dysydentów.

"Nie jest to sprawa, w której pójdziemy na ustępstwa wobec rządu kubańskiego, ponieważ podjęliśmy bezpośrednie zobowiązania wobec narodu kubańskiego, że będziemy prowadzili szczere i zdecydowane rozmowy z rządem kubańskim" - zadeklarował Obama w jednym z najnowszych wywiadów prasowych.

Wypowiedź amerykańskiego prezydenta nie zadowoliła jednak rządu w Hawanie, który obciąża Amerykanów odpowiedzialnością za działalność "wewnętrznej opozycji politycznej wspomaganej pieniędzmi pozyskiwanymi od amerykańskich podatników".

Również znaczna część kubańskiej opozycji wyraża niezadowolenie ze zbliżającej się wizyty amerykańskiego prezydenta, którą traktują jako "zaakceptowanie kubańskiego reżimu".

Władze hawańskie jako argumenty w sporze z USA dotyczącym przestrzeganie praw człowieka wskazują swą politykę socjalną i edukacyjną, która sprawiła, że kraj ten "wypełnia w 44 dziedzinach kryteria ustanowione przez instytucje międzynarodowe, podczas gdy Stany Zjednoczone - zaledwie w 18 dziedzinach". Na pierwszym miejscu wśród "zdobyczy rewolucji" są wymieniane edukacja i ochrona zdrowia.

Jeśli chodzi o reakcję kubańskiej opozycji wewnątrz kraju i za granicą na odwilż w stosunkach Waszyngton-Hawana, to podzieliła się ona z grubsza na dwa obozy; na tych, którzy widzą w tym zbliżeniu szansę zbudowania społeczeństwa obywatelskiego i liberalizacji politycznej oraz na tych, którzy krytykują dialog amerykańsko-kubański jako "legitymizację dyktatorskiego reżimu".

Według Amnesty International, na Kubie nie ma obecnie więźniów sumienia, ale swobodne wypowiedzi na tematy polityczne często kończą się aresztowaniem, na ogół kilkugodzinnym.

Tylko 25 proc. ludności ma dostęp do Internetu.

Dokładnie w dwa lata po obaleniu przez armię partyzancką Fidela Castro 1 stycznia 1959 roku dyktatury prezydenta Fulgencio Batisty, prezydent Dwight Eisenhower zerwał stosunki dyplomatyczne z Kubą. Była to odpowiedź na nacjonalizację zagranicznych banków, cukrowni i innych przedsiębiorstw, w ogromnej większości amerykańskich.

20 października 1960 USA ustanowiły embargo na handel z Kubą, której gospodarka opierała się głównie na eksporcie cukru do Stanów Zjednoczonych i dla której głównym źródłem energii była amerykańska ropa naftowa.

Po nieudanej inwazji w Zatoce Świń dokonanej przez ochotników rekrutowanych zagranicą i wspieranych przez USA w 1961 roku Fidel Castro proklamował marksistowsko-leninowski charakter swej rewolucji.

Od tego czasu trwa wśród historyków i politologów - również amerykańskich - nierozstrzygnięty spór, czy Kuba zostałaby wchłonięta przez strefę wpływów ZSRR, gdyby Waszyngton nie zakwalifikował bardzo szybko rewolucji Fidela Castro jako komunistycznej.