Materiały z teczki pracy i personalnej TW Bolek udowadniają, że peerelowska Służba Bezpieczeństwa wszechstronnie korzystała z tych informacji. Najlepiej pokazuje to przegląd tzw. przedsięwzięć.
Standardowe doniesienie tajnego współpracownika składało się z meldunku TW, informacji oficera SB na temat szczegółów spotkania i tego, jak zachowywał się współpracownik. Kolejna część to zadania, jakie przekazał TW oficer prowadzący – a te rodziły się z przekazanych na spotkaniu informacji lub w ogóle wynikały z potrzeb SB. Częstym elementem doniesień są tzw. przedsięwzięcia. To działania, które zdaniem oficera prowadzącego na podstawie uzyskanych od TW informacji powinna podjąć sama SB.
Z przeglądu doniesień w teczce pracy widać, że uzyskiwane informacje SB wykorzystywała na różne sposoby.
● Zdobywanie wiedzy i uzupełnianie meldunków dziennych, czyli budowanie na podstawie donosów tajnych współpracowników obrazu sytuacji w stoczni – to podstawowy sposób wykorzystywania informacji od TW. Tak jak masakra w grudniu 1970 r. była szokiem dla robotników, tak komunistyczne władze i służba bezpieczeństwa były zaskoczone skalą protestów i zaciekłością manifestujących. Stąd najważniejszym zadaniem stało się zdobycie informacji o tym, czy nie szykują się następne protesty, jaki nastroje panują w stoczni, którzy stoczniowcy byli najbardziej aktywni w grudniowych protestach. To były informacje potrzebne do planowania działań, by rozładować napięcie i nie dopuścić do kolejnych strajków. Stąd najczęstszy dopisek na doniesieniach to właśnie uzupełnianie meldunków dziennych.
● Zadaniowanie innych agentów. Na podstawie uzyskanych informacji wyznaczano zadania współpracownikowi, który dostarczył informacji, ale i innym. Typowy przykład to informacja ze spotkania z TW „Bolkiem” z 25 listopada 1971 r. opisująca zebranie na wydziale W4, na którym pracował Lech Wałęsa. Bolek donosi, że elektryk Ryszard Zając dopytywał się, kiedy zostanie postawiona tablica ku czci poległych stoczniowców. Na koniec informacji spisujący ją kpt. Henryk Rapczyński pisze: „Ustalić czy Ryszard Zając był czynnym uczestnikiem zajść grudniowych i styczniowych . Przez tw. Bolek i tw. Obojętny poddać go stałej obserwacji operacyjnej”. Z kolei w doniesieniu z 5 listopada 1971 r. jest informacja, że Henryk Lenarciak „przechodzi wewnętrzny kryzys, stał się człowiekiem ostrożnym i bojącym się”. Kapitan Rapczyński pisze, że ta informacja powinna być potwierdzona w innych źródłach. Co świadczy o tym, że SB nie dowierzała własnej agenturze. Dosadniej potwierdzają to inne wymienione przedsięwzięcia; można nawet znaleźć zapis: „sprawdzić prawdomówność tw. Bolek środkami operacyjnymi”.
● Przeprowadzanie rozmów profilaktyczno-ostrzegawczych. SB wzywała na rozmowy bądź oficerowie sami przychodzili do stoczni, by porozmawiać z osobami, o których mieli informację, że mogą sprawić kłopot. Tego typu kontakty miały charakter pogrożenia palcem. Przykładem jest sytuacja przed 1 maja 1971 r. Władze obawiały się zakłócenia obchodów jednego z najważniejszych komunistycznych świąt, dlatego szukały wszelkich sposobów, by zneutralizować możliwe problemy. W doniesieniu z 27 kwietnia TW Bolek miał informować o zamiarze złożenia wieńca na cześć poległych stoczniowców oraz o możliwym zakłóceniu pierwszomajowego pochodu. Kapitan Rapczyński zapisał: „Szyler, Jagielski i Jasiński uzgodnić z Wojtalikiem (oficerem SB odpowiadającym za działania) przeprowadzenie z nimi rozmów profilaktyczno-ostrzegawczych”. Tego typu presja wywierana wówczas na stoczniowców okazała się skuteczna i do zakłócenia porządku 1 maja nie doszło.
● Obiekt zainteresowania. Stoczniowcy, wobec których rozmowy profilaktyczne okazywały się nieskuteczne, mogli się stać obiektem zainteresowania SB na znacznie większą skalę. Na ogół zaczynało się od założenia tzw. kwestionariusza ewidencyjnego (KE). – Założenie kwestionariusza oznaczało, że dana osoba została uznana za prowadzącą „wrogą działalność” i de facto stawała się obiektem inwigilacji ze strony bezpieki – tłumaczy historyk z gdańskiego IPN Piotr Brzeziński.
Sporo uwag dotyczy właśnie wpisania do ewidencji SB. Później to zainteresowanie przybierało różne formy. W informacji z 30 marca 1971 r. kpt. Edward Graczyk zapisał: „Uaktywnić pracę w sprawie Górskiego i zastanowić się nad możliwością pozyskania agentury w jego miejscu pracy i na uczelni”. Jak wynika z informacji z teczki pracy także tego dnia Lech Wałęsa miał przekazać listę delegatów wybranych przez stoczniowców. „Ponieważ karty z nazwiskami delegatów przekazane przez tw. Bolka są pisane przez nich samych przekazać do gr. V wydz. III celem sprawdzenia czy nie odpowiadają charakterowi pisma autorów ulotek wierszy, anonimów” – napisał kpt. Graczyk.
Z kolei w odniesieniu do Henryka Lenarciaka po doniesieniu z października 1971 r. o tym, że razem z innymi szefami rad wydziałów stoczni uzgadnia stanowisko wobec władz zakładu, następca Graczyka kpt. Rapczyński wnioskował: „Ustalić czy istnieje możliwość założenia techniki operacyjnej w miejscu pracy Lenarciaka”. Czasami wnioskiem z donosów mogła być próba werbunku danej osoby.
● Prowokacja. To kolejna korzyść, jaką SB odnosiła z sieci współpracowników. Mając informacje o całych środowiskach, Służba Bezpieczeństwa mogła rozgrywać wzajemne animozje, manipulować i mylić tropy wobec swojej agentury. W teczce TW Bolka znajduje się dowód takiego myślenia. Jak wynika z informacji, jeden ze stoczniowców, który był już na celowniku, Kazimierz Szołoch, jeden z przywódców strajku w 1970 r., skarżył się „Bolkowi”, że nachodzi go SB. Unikał kontaktu z funkcjonariuszami, żona udawała, że nie ma go w domu, sprowokował znajomych, aby wylegitymowali funkcjonariusza. Szołoch zdecydowanie odmawiał kontaktów z SB. Po tej informacji kpt. Rapczyński napisał”: „Uzgodnić z naczelnikiem wydziału sposób wzbudzenia podejrzeń, że Szołoch współpracuje z SB”. Co ciekawe, później ofiarą podobnych działań padł sam Lech Wałęsa, gdy SB starała się w czasach Solidarności i stanu wojennego poderwać do niego zaufanie, rozpowszechniając informacje, że z nią współpracuje.
Teczka pracy TW Bolka wskazuje, że na podstawie jego donosów sporo osób trafiło na celownik SB. – Dotychczas historycy szacowali, że w donosach TW Bolka znajduje się ponad 20 nazwisk, teraz widać, że jest ich znacznie więcej– mówi Piotr Brzeziński. Sama SB pisze na ten temat: „Na jego materiałach założono kilka spraw (kwestionariuszy) oraz przeprowadzono szereg rozmów profilaktyczno-ostrzegawczych z osobami podburzającymi załogę do dalszych wystąpień” .
SB sprawdzała, czy „Bolek” w swoich meldunkach jej nie okłamuje