Dokumenty, podobne do tych, jakie znaleziono w domu Czesława Kiszczaka, mogą być ukryte przez innych oficerów peerelowskiej bezpieki. Tak uważa profesor Witold Gieszczyński z Instytutu Historii i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, specjalizujący się w historii PRL.

Zdaniem historyka tego rodzaju materiały mogą dotyczyć znanych polityków, także tych, którzy są aktywni do dziś. Według profesora Gieszczyńskiego wielu dawnych funkcjonariuszy SB ma w swoich archiwach dokumenty, które zawierają haki na osoby publiczne i są swojego rodzaju "polisą ubezpieczeniową" dla SB-ków.

Profesor Gieszczyński nie ma wątpliwości, że lustrację należało przeprowadzić zdecydowanie wcześniej. "W niektórych państwach dawnej Europy Wschodniej to przeprowadzono i świat się nie zawalił" - podkreślił historyk. W Polsce było inaczej, bo - w ocenie historyka - dwaj główni architekci Okrągłego Stołu, Lech Wałęsa i Czesław Kiszczak, byli również powiązani więzami, o których dzisiaj się dowiadujemy.

Na swoim mikroblogu Lech Wałęsa napisał, że nie współpracował z peerelowską SB i nigdy nie brał od komunistycznych służb pieniędzy.