Front Narodowy triumfuje. Niezależnie od tego, jakie będą wyniki zaplanowanej na najbliższą niedzielę drugiej tury wyborów regionalnych we Francji, kierowana przez Marine Le Pen skrajna prawica osiągnęła najlepszy rezultat w historii i potwierdziła, że jest obecnie najpopularniejszą partią polityczną w kraju.
Po przeliczeniu wszystkich głosów z niedzielnej pierwszej tury okazało się, że Front Narodowy poparło nieco ponad 28 proc. wyborców. To mniej, niż wskazywały sondaże exit polls, według których miał on przekroczyć poziom 30 proc., ale i tak wystarczyło, aby o punkt procentowy wyprzedzić Republikanów (pod tą nazwą występuje obecnie kierowana przez Nicolasa Sarkozy’ego centroprawica), a rządzącą Partię Socjalistyczną – o sześć punktów. To najlepszy wynik, jaki kiedykolwiek Front Narodowy uzyskał w jakichkolwiek ogólnokrajowych wyborach. Co ważniejsze, jego kandydaci prowadzą w sześciu z 13 regionów metropolitalnej Francji i trudno przypuszczać, by w którymś z nich nie przejęli władzy.
– Te wybory potwierdziły to, na co wskazują sondaże – że Front jest najpopularniejszą partią polityczną we Francji. Wzywam wszystkich, którzy czują się patriotami, by odwrócili się od starej klasy politycznej, która ich oszukuje, i niezależnie od tego, na kogo głosowali, dołączyli do nas w niedzielę – mówiła Marine Le Pen, która startuje w regionie Nord-Pas-de-Calais-Pikardia.
Dotychczasowy bastion socjalistów zmaga się z wysokim bezrobociem i nie radzi sobie z imigrantami, którzy koczują w Calais, próbując się przedostać do Wielkiej Brytanii. Do zwycięstwa nacjonalistów w pewnej mierze przyczyniły się listopadowe ataki terrorystyczne w Paryżu, choć i przed nimi Front wyprzedzał w sondażach socjalistów i walczyłby o pierwsze miejsce z Republikanami. Natomiast mimo że po atakach znacząco zwiększyła się aprobata dla prezydenta François Hollande’a, nie przełożyło się to w żaden sposób na poparcie dla jego Partii Socjalistycznej, która prowadzi tylko w dwóch regionach i w najlepszym wypadku po drugiej turze rządzić będzie w trzech.
Zgodnie z dość skomplikowaną ordynacją wyborczą, jeśli żadne z ugrupowań nie zdobędzie w regionie 50 proc. głosów w pierwszej turze, do drugiej przechodzą te, które uzyskały przynajmniej 10 proc. W drugiej mandaty w radach regionalnych rozdzielane są proporcjonalnie, z tym że zwycięska partia otrzymuje bonus w postaci dodatkowych 25 proc. miejsc w radzie. To oznacza, że zwykle do samodzielnych rządów w regionie wystarczy uzyskać jedną trzecią oddanych głosów.
Aby powstrzymać Front Narodowy, Partia Socjalistyczna wezwała wczoraj Republikanów do zawarcia taktycznego sojuszu. Socjaliści zdecydowali, że wycofają swoje listy w dwóch regionach, w których nacjonaliści uzyskali najlepszy wynik – Nord-Pas-de-Calais-Pikardia oraz Prowansja-Alpy-Lazurowe Wybrzeże – i wezwali wyborców, by poparli centroprawicę.
Ale wydaje się, że jest to raczej symboliczny gest, bo w obu Front ma przewagę, która powinna wystarczyć do zdobycia władzy. Aby taki sojusz przeciwko Frontowi zadziałał, należałoby wycofać listy w tych regionach, gdzie jego przewaga jest niewielka. Na to jednak socjaliści się nie zdecydowali, zaś szef Republikanów Nicolas Sarkozy w ogóle odrzucił taką ideę. – Werdykt wyborców jest jasny i musimy go wysłuchać. To przejaw, że wyborcy oczekują głębokich zmian w kraju – oświadczył były prezydent.
Wygląda zatem, że na wspomnianych dwóch regionach może się nie skończyć. Ponieważ nie jest wymagana bezwzględna większość i można przypuszczać, że w drugiej turze głosy będą się rozkładać w miarę podobnie, ugrupowanie Marine Le Pen ma spore szanse na zdobycie także dwóch wschodnich regionów – Alzacja-Szampania-Ardeny-Lotaryngia oraz Burgundia-Franche-Comté. Biorąc pod uwagę, że nigdy ono jeszcze nie sprawowało władzy w żadnym francuskim regionie, przejęcie tylko dwóch byłoby dobrym wynikiem. Wszystko, co ponadto, będzie z punktu widzenia Frontu ogromnym sukcesem.
Ale ambicje Marine Le Pen sięgają dalej. 47-letnia córka założyciela partii, Jean-Marie Le Pena, ogłosiła, że w 2017 r. ponownie wystartuje w wyborach prezydenckich i wygląda na to, że osiągnie w nich lepszy wynik niż w 2012 r. Według sondaży powinna ona przejść do drugiej tury wraz z kandydatem Republikanów, którym najprawdopodobniej będzie Sarkozy albo były premier Alain Juppe, ale z obydwoma w decydującym starciu wyraźnie przegrywa. Jednak to, że Sarkozy odrzucił pomysł socjalistów, by zawrzeć taktyczny sojusz przeciw Frontowi – na którym Republikanie wyszliby znacznie lepiej – świadczy, że nie lekceważy Le Pen. Gdyby wskutek takiego układu Front został zatrzymany, w wyborach prezydenckich Le Pen mogłaby przekonywać, że tradycyjne partie dogadują się między sobą, lekceważąc wolę wyborców, a jej ugrupowanie zasługuje na szansę.
Sarkozy zapewne uznał, że lepiej, by Front przejął władzę w dwóch-trzech regionach – które zresztą nie mają wielkich kompetencji – co utrąci ten argument. Poza tym może liczyć, że sprawowanie rządów i mierzenie się z realnymi problemami, a nie tylko krytykowanie innych, osłabi popularność liderki skrajnej prawicy. Marine Le Pen liczy na efekt dokładnie odwrotny – że rozwiązując realne problemy, przekona rodaków, iż zasługuje na Pałac Elizejski.