Proszę nie myśleć, że usprawiedliwiam działania PiS albo że jest mi z nimi po drodze. Wręcz mam nadzieję, że widzą państwo pewne schematy działania tak PO-PSL, jak i PiS: najważniejsze to mieć wszędzie własnych ludzi, reszta się nie liczy. Pokuszę się o jeszcze mocniejsze zgeneralizowanie – taka postawa dotyczy każdej partii u sterów władzy. Choć teraz przy tej absolutnej samodzielności władzy nikt nie zawraca sobie głowy – poza rzucaniem górnolotnych stwierdzeń, że to dla dobra Polek i Polaków, że teraz właśnie jest zaprowadzany ład konstytucyjny, że teraz to będzie raj pod względem prawnym i ekonomicznym – udawaniem, że bierze pod uwagę interes społeczny. O ile więc na początku ze względnym spokojem przyglądałam się kłótniom o TK, o tyle teraz ten spokój zupełnie się ulotnił. A wraz z nią zniknęła nadzieja, że mimo wszystko TK będzie ostatnią instancją, która może nie dopuścić do obrotu prawnego lub z niego wyrzucić przepisy, które są/będą niekonstytucyjne. Nie chodzi mi tylko o to, że Prawo i Sprawiedliwość nie bardzo lubi obecną ustawę zasadniczą; zresztą tak samo jak głowa państwa, która sięga po jej zapisy wtedy, gdy jest akurat po drodze, a w mniej komfortowych warunkach (jak przy zaprzysiężeniu sędziów TK) zachowuje się, jakby ich nie było. I już nawet nie o to, że nad kompetencjami sędziów wybranych przez PiS i zaprzysiężonych przez prezydenta trzeba by się bardziej pochylić, bo zawsze TK to było miejsce, w którym zasiadali
prawnicy o najwyższych kwalifikacjach zawodowych, ogromnym doświadczeniu i niesamowitej inteligencji, a w ich przypadku pojawia się całkiem sporo wątpliwości. Ale przede wszystkim o to, że każda instytucja, każdy organ i każda osoba jest po prostu trybikiem w maszynie i musi działać tak, jak właściciel tej maszyny sobie zażyczy. Bez względu na to, czy procedura funkcjonowania przewiduje dane zachowanie i funkcje. Bo jeśli nie przewiduje, to trzeba zmienić procedurę. Albo poprawić zakres kompetencyjny instytucji, albo wymienić ludzi. Przypomina mi to zabawną skądinąd kwestię „Sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie” z filmu Sylwestra Chęcińskiego „Sami swoi”, którą wygłasza matka Kazimierza Pawlaka, wręczając mu jednocześnie granaty (nie mylić z owocami!), gdy ten wybiera się na rozprawę sądową. Parafrazując te słowa, można by ze spokojem stwierdzić, że obecna władza działa według zasady: Sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po Jarka stronie. Gdy na wstępie tego tekstu pisałam o absolutnie samodzielnych rządach PiS, w zasadzie powinnam napisać, że dotyczy to absolutnie samodzielnych rządów Jarosława Kaczyńskiego. To on wydaje polecenia wszystkim i układa aktualne scenariusze. Prezydent, premier, ministrowie, posłowie, senatorowie i kto żyw na pokładzie PiS muszą je jedynie wykonać. Kto nie wykona, ten znika. To samo czeka próbujących wybijać się na samodzielność, co znamy z przeszłości. O ile skojarzenie z filmem Chęcińskiego jest przyjemne, o tyle w ogóle takiego zabarwienia nie ma inne moje skojarzenie: z czasami sprzed 1989 r.