W komunikacie MSZ napisano, że z niepokojem przyjęto wypowiedzi ambasadora na temat przyczyn wybuchu II wojny światowej oraz usprawiedliwianie stalinowskich represji wobec Polaków.
- Rolą Ambasadora jest szukanie porozumienia, budowanie zaufania i poprawa stosunków z krajem akredytacji. Z niepokojem i ubolewaniem stwierdzamy, że słowa Ambasadora FR temu nie służą - czytamy w komunikacie.
MSZ przypomniał, że agresja III Rzeszy na Polskę, a następnie wtargnięcie Armii Czerwonej na terytorium naszego kraju w 1939 roku były pokłosiem paktu Ribbentrop-Mołotow, który dzielił strefy wpływów w Europie Środkowej. Symbolicznym uwieńczeniem współpracy niemiecko-rosyjskiej była wspólna defilada Wehrmachtu i Armii Czerwonej, która odbyła się w Brześciu 22 września 1939 roku.
MSZ przypomina również ambasadorowi Andiejewowi, że pakt Ribbentrop-Mołotow dzielący wpływy w Europie środkowo-wschodniej został w 1989 roku oficjalnie potępiony przez Zjazd Deputowanych Ludowych ZSRR. Sądy i opinie wyrażane przez Andriejewa "podważają prawdę historyczną i nawiązuje do najbardziej zakłamanych interpretacji wydarzeń znanych z lat stalinowskich i komunistycznych" - napisano.
"Przedstawione przez Ambasadora FR oceny uznajemy za szkodliwe dla stosunków polsko-rosyjskich, bowiem podważają one dorobek pracy wspólnej instytucji, jaką jest Polsko-Rosyjska Grupa ds. Trudnych, a także przeczą rzetelnym opracowaniom historycznym" - napisał MSZ.
Do wypowiedzi Andriejewa odniosła się też Ewa Kopacz. Premier powiedziała, że dyplomata takiej rangi powinien zajmować się budową zgody i przyjaznych relacji między krajami. "Mogłabym odpowiedzieć na to jednym zdaniem, bardzo mocnym, ale nawet dzieci w Polsce wiedzą, że ani Ribbentrop, ani Mołotow nie byli Polakami" - powiedziała premier.