Czasami sytuacja polityczna Rosji bywa zbyt skomplikowana, by władza mogła likwidować dysydentów osobiście. Co nie stanowi dużego kłopotu, bo zawsze może liczyć na tłumy ochotników
Ekstremiści zatruwają społeczeństwo jadem wojującego nacjonalizmu, nietolerancji i agresji” – oznajmił Władimir Putin pięć dni po zastrzeleniu Borysa Niemcowa. Prezydent podczas spotkania z szefami resortów siłowych zażądał szybkiego ujęcia sprawców zbrodni, będącej dla Rosji „hańbą i tragedią”. Jego życzeniu niemal natychmiast stało się zadość.
Okazało się, iż wspomnianymi ekstremistami są czeczeńscy komandosi. Ich zwierzchnik, szef autonomicznej republiki Ramzan Kadyrow od razu wyjaśnił, że po pierwsze odeszli ze służby, a po drugie jako osoby wierzące nie zdzierżyli, gdy Niemcow potępił atak na redakcję satyrycznego pisma „Charlie Hebdo”. Jednym słowem przywódca demokratycznej opozycji zginął, bo rozsierdził muzułmanów, okazując zbyt wiele sympatii autorom karykatur Mahometa. Co nie powinno dziwić, skoro wiadomo, iż Niemcow był Żydem. Putin mógł więc z czystym sumieniem odznaczyć Kadyrowa Orderem Honoru za „sukcesy w pracy, aktywną działalność społeczną i wieloletnią sumienną pracę”.
Natomiast kwestię, kto odpowiada za dekapitację demokratycznej opozycji w Rosji, można powoli uznać za zamkniętą. Po prostu kierujący nią Żydzi niepotrzebnie drażnili wyznawców Proroka, w efekcie czego się doigrali. I tyle. Zaś prezydent Putin tylko bezradnie rozkłada ręce, bo przecież jak zawsze nie jest to jego wina.
Sposób na reformatorów
Po piętnastu latach spędzonych w Berlinie Grigorij Iollos (Yollos) postanowił w 1905 r. wrócić do Rosji. Jego ojczyzną od wielu miesięcy wstrząsały robotnicze bunty, a na Dalekim Wschodzie carska armia ponosiła klęski w wojnie z Japonią. Kryzys grożący rozpadem imperium wymuszał reformy. Ich pomysłodawca premier Siergiej Witte namówił imperatora Mikołaja II, by zgodził się utworzyć parlament i rozpisał wolne wybory. Co więcej, pozbawione dotąd wszelkich praw publicznych osoby wyznania mojżeszowego także mogły w nich kandydować.
Zasymilowany Żyd Grigorij Iollos wrócił do domu, pragnąc pomóc reformować państwo. A że cieszył się renomą znakomitego dziennikarza i specjalisty od finansów, dostał propozycję kandydowania do Dumy z ramienia liberalnej Partii Konstytucyjno-Demokratycznej. Po wyborczym sukcesie działał w parlamentarnej komisji budżetowej, dążąc do obcięcia wydatków na tajną policję polityczną – Ochranę. Przygotowywał też nowe prawo prasowe, marząc o ustanowieniu w Rosji wolności słowa.
Jednak reformy poszły zbyt daleko i car rozwiązał parlament. Wówczas grupa ponad 200 byłych deputowanych zjechała w połowie lipca 1906 r. do fińskiego miasta Wyborg. Tam w hotelu Belweder spisała i ogłosiła manifest, którego jednym z głównych redaktorów był Grigorij Iollos. „Ani jednego dnia Rosja nie powinna pozostawać bez swojego narodowego przedstawicielstwa. Posiadamy możność, by do tego doprowadzić: rząd nie ma prawa bez zgody przedstawicieli ludu pobierać podatków od obywateli ani też wzywać obywateli do odbycia służby wojskowej. Dlatego teraz, kiedy rząd rozwiązał Dumę Państwową, macie prawo nie dawać mu żołnierzy ani pieniędzy” – ogłosili byli posłowie.
Wkrótce wielu deputowanych trafiło za kratki, ale też przeprowadzono nowe wybory do Dumy. Iollos nie mógł wziąć w nich udziału, lecz uniknął długiej odsiadki. Sądy niechętnie skazywały bowiem opozycjonistów. Mógł więc swobodnie publikować artykuły na łamach „Rosijskiej Gaziety”. Ostatni tekst przyniósł do jej moskiewskiej redakcji 14 marca 1907 r. Potem wyszedł na ulicę, by się przespacerować. Tam czekali od dawna śledzący go dwaj członkowie Czarnej Sotni. Kilka kul z rewolweru zakończyło życie niewygodnego dla rządu dysydenta. Mocodawcy zabójców mogli potem z radością ogłosić, iż ubyło w Rosji jednocześnie jednego demokraty oraz Żyda.
Kogo boi się car
„Czy car i absolutny władca mógł zapomnieć, że jego policja zmuszona była informować go nieustannie o spiskach zawiązywanych w mroku gett i że związek żydowski miał nawet odwagę chełpić się tym, że najbardziej fanatyczni zwolennicy organizacji terrorystycznych pochodzą z ich szeregów?” – pisał w raporcie przesłanym do Paryża francuski poseł Maurice Paleologue.
Swoje doniesienia opierał na informacjach napływających do niego z petersburskiego dworu. Na carskim biurku regularnie lądowały protokoły Ochrany o tym, jak Żydzi organizują kolejne spiski, żeby zniszczyć imperium Romanowów. Wedle statystyki sporządzonej przez tajną policję za lata 1892–1902 w organizacjach wywrotowych działało na terenie Rosji 5047 osób, wśród których doliczono się 1180 Żydów. Stanowili ponad 20 proc. rewolucjonistów, choć wśród 135 mln mieszkańców Rosji liczba osób wyznania mojżeszowego nie przekraczała 5 proc. Dla Ochrany był to przekonujący dowód, że Żydzi są najniebezpieczniejszymi wrogami cara.
Nie inaczej sądził car Mikołaj II. Zwłaszcza odkąd gazeta „Russkoje Znamia” opublikowała zapisy z tajnych obrad I Kongresu Syjonistycznego, który odbył się w 1897 r. w Bazylei. Rzekomo autentyczne dokumenty upubliczniano od sierpnia 1903 r. w kolejnych odcinkach, opatrzając je tytułem: „Żydowski program podboju świata”. Część z nich już wcześniej krążyła w nieoficjalnym obiegu, ale prawdziwej siły rażenia nabrały dopiero, kiedy zebrano je w jedną broszurę i wydano jako „Protokoły mędrców Syjonu”. Co ciekawe, dzieło odpowiedzialne za podsycenie nastrojów antysemickich nie tylko w Rosji było genialnym trickiem tajnej policji. Zwierzchnik zagranicznych placówek Ochrany Piotr Raczkowski zlecił jego sprokurowanie rezydującemu we Francji fałszerzowi. Wskazuje na to fakt, że „Protokoły” są przeróbką wydanego w 1865 r. przez Maurice'a Joly’ego paszkwilu „Dialog w piekle między Machiavellim a Monteskiuszem”. Prezentującego spisek, jaki zdaniem autora przygotował ze swoimi zwolennikami Karol Ludwik Napoleon Bonaparte, żeby obalić we Francji II Republikę. Zapomniane dzieło Joly’ego po zmodyfikowaniu posłużyło Ochranie do umocnienia przekonania, iż Żydzi oplatają Rosję siecią spisków.
Przerażony Mikołaj II łatwiej godził się na większe uprawnienia dla tajnej policji, a jednocześnie lubił okazywać wdzięczność tym, którzy walczyli z żydowskim zagrożeniem. Nawet jeśli kompromitowało to Rosję w oczach Zachodu.
Kumulujące się na szczytach władzy nastroje antysemickie jedynie umacniały lud w jego niechęci do Żydów. Iskrę pod beczkę prochu podłożyło wychodzące w Kiszyniowie pismo „Bessarabiec”. W mołdawskim mieście aż 38 proc. mieszkańców stanowili Żydzi zajmujący się głównie handlem i rzemiosłem. Wedle doniesienia gazety znaleźli się wśród nich zbrodniarze, którzy w święto Paschy dokonali rytualnego mordu na chrześcijańskim dziecku, by zdobyć krew na macę.
„Bessarabiec” ukazał się w sprzedaży rankiem 6 kwietnia 1903 r., a już przed południem mieszkańcy Kiszyniowa zaczęli wymierzać sprawiedliwość Żydom. Zaczęli od podpalenia synagogi, potem rabowano sklepy i mieszkania, a na koniec linczowano złapanych Żydów. Zginęło ok. 40 osób. W wydanym wówczas w Krakowie opracowaniu „Dwa prądy, górny i dolny Kiszyniowskiego rozboju” twierdzono, iż gwałty i mordy dotknęły przede wszystkim żydowską biedotę. Natomiast bogatsi Żydzi płacili rosyjskim oficerom po 50 rubli za obronę sklepów i domów. Dopiero po uiszczeniu haraczu wojsko reagowało i odpędzało demonstrantów.
Bierność sił porządkowych sprawiła, że minister spraw wewnętrznych Wiaczesław von Plehwe zdymisjonował miejscowego gubernatora. Następnie wysłał do Mołdawii dyrektora departamentu policji Aleksieja Łopuchina. Miał się on zająć wytropieniem spiskowców, którzy zorganizowali pogrom. Łopuchin śledztwo prowadził rzetelnie. Wedle jego ustaleń w zabijaniu Żydów czynny udział wzięło wielu policjantów za cichym przyzwoleniem miejscowego szefa Ochrany. Jednak spisku sięgającego najwyższych stanowisk w państwie nie wytropił.
Urodzeni spiskowcy
Wiadomość, iż wielu rosyjskich urzędników wspierało pogrom, wzbudziła wśród Żydów chęć odwetu. W Homlu, gdzie na 47 tys. mieszkańców aż 60 proc. stanowiła ludność wyznania mojżeszowego, wybuch nastąpił po zgoła błahym incydencie. Oto 29 sierpnia 1903 r. na targowisku żydowski kupiec pokłócił się z chrześcijańskim sprzedawcą o beczkę śledzi. Zażarta awantura ściągnęła tłum gapiów. Ponoć liczba zebranych na placu targowym Żydów przekroczyła 5 tys. Wreszcie rozdrażnieni Żydzi zaczęli wznosić okrzyki zapowiadające – wedle doniesień agentów Ochrany – zemstę za Kiszyniów.
„Uzbrojeni w noże, sztylety, rewolwery i pałki Żydzi usiłowali doprowadzić do starć z Rosjanami, ale zostali powstrzymani przez żołnierzy” – pisał w raporcie przesłanym do Petersburga szef miejscowej żandarmerii. Gdy na targowisko wkroczyło wojsko, uzbrojeni członkowie żydowskiego związku zawodowego Bund „strzelali ukryci za płotami i na poddaszach”. W końcu żołnierze opanowali centrum miasta, lecz po okolicy rozniosła się wieść, że na targowisku doszło do rzezi Rosjan. Robotnicy pracujący w warsztatach na obrzeżach Homla dwa dni później pomaszerowali do centrum, żeby pomścić współbraci. W ulicznych walkach zginęło pięciu Żydów i czterech Rosjan. Wyglądało więc na to, że gdy obie strony są marnie uzbrojone, wynik pogromu może często pozostawać remisowy. Co gorsza, powiązania międzynarodowe Rosji sprawiały, iż zbyt często strzelać do Żydów nie mogło wojsko.
Pośrednio wynikało to z zawartego dziesięć lat wcześniej sojuszu z Francją. Otworzył on wielki rosyjski rynek dla inwestorów znad Sekwany. Wyłożyli oni ponad 10 mld franków na zbudowanie od zera przemysłu w Imperium Romanowów. Te olbrzymie kwoty w dużej części dostarczyło w postaci kredytów konsorcjum bankowe rodziny Rothschildów. Ci zaś byli bardzo czuli na krzywdy swoich braci w wierze. Tymczasem rozpoczęta w 1904 r. wojna z Japonią wpędziła Rosję w ogromne kłopoty finansowe. Stojące na progu bankructwa imperium musiało szukać nad Sekwaną nowych pożyczek. Ale zawiadujący nimi w Paryżu baron Alfons Rothschild stawiał jasne warunki. Jeśli Petersburg chciał dostać ratunkowy kredyt, musiał znieść wszelkie prawa dyskryminujące Żydów.
Premier Witte w zamian za 2,75 mld franków początkowo poszedł na ten układ. Ale Mikołaj II zablokował transakcję. W liście do matki skarżył się, że stracił zaufanie do szefa rządu, któremu zresztą już nikt nie ufał. „Może z wyjątkiem zagranicznych parchów” – twierdził imperator. Ostatecznie nieoceniony Witte zdobył pieniądze od „chrześcijańskiej grupy banków” z Bankiem Parysko-Holenderskim na czele. Jednak zależność stanu finansów Rosji od życzliwości francuskich bankierów mocno ograniczała cara. I choć szczerze nienawidził Żydów, bał się otwarcie przeciwko nim występować. Co innego, kiedy czynił to zbuntowany tłum. Kolejna fala pogromów przetoczyła się przez Rosję jesienią 1905 r. Pod koniec października podczas zamieszek w Kijowie zniszczono setki żydowskich sklepów i domów. Ale Żydzi zaczęli coraz odważniej stawiać opór. W Odessie młodzież wyznania mojżeszowego sformowała uzbrojone oddziały samoobrony. Podczas wielkiej manifestacji patriotycznej, zorganizowanej przez zwolenników cara 19 października 1905 r., starły się one z policją. Policjanci strzelali lepiej, a ich zwycięstwo prawosławna część mieszkańców miasta uznała za przyzwolenie na ostateczną rozprawę z „parchami”. W ciągu jednej nocy zamordowano 618 osób. W ciągu następnego miesiąca do podobnych ekscesów doszło w ponad 600 miejscowościach. Acz Żydzi nie poddawali się bez walki i na 1662 zabitych prawie 40 proc. stanowili prawosławni Rosjanie. Takie proporcje ofiar były w Petersburgu nie do przyjęcia.
Najgorliwszy obrońca cara
Jako lekarz Aleksander Dubrowin zdobył opinię świetnego fachowca. Redagując pismo „Russkoje Znamia”, okazał się zdolnym żurnalistą do upadłego walczącym ze wszystkim, co liberalne lub lewicowe. Ale tak naprawdę jego powołaniem było odgadywanie carskich marzeń. Zwłaszcza gdy przeczytał dostarczone mu przez Ochranę dokumenty, z których ułożył „Protokoły mędrców Syjonu”. Wtedy podjął decyzję, iż wraz z prawdziwymi Rosjanami musi ratować ojczyznę przed diabolicznym spiskiem. Potem imperium zagroziła też rewolucja i Dubrowin założył Związek Narodu Rosyjskiego.
Wiec założycielski odbył się w starannie wybranym miejscu. Sobór św. Michała Archanioła w Moskwie jest szczególną świątynią. Pochowano tam 54 członków dynastii Romanowów i przez stulecia koronowano nowych władców Rusi. Dubrowin wraz z innymi założycielami Związku Narodu Rosyjskiego przysiągł służyć dynastii oraz ojczyźnie. Wkrótce jego organizacja zgromadziła pod czerwono-czarnym sztandarem 400 tys. bojowników. Grupowano ich wedle kozackiego zwyczaju w setki, czyli sotnie. Dbano też, aby byli to jedynie Rosjanie wyznania prawosławnego lub staroobrzędowcy. Dominująca czerń sprawiła, iż Związek Narodu Rosyjskiego nazywano Czarną Sotnią. Od początku pracowano też z dużym zapałem, żeby nazwa ta brzmiała jak najgroźniej. Zwłaszcza kiedy po wyborach do drugiej Dumy okazało się, że parlament jest jeszcze bardziej lewicowy niż poprzedni.
Powstanie Czarnej Sotni nie wzbudziło zachwytu Siergieja Wittego, ale wkrótce czekała go dymisja. Car nie wybaczył mu konszachtów z Rothschildami, a do tego przypomniał sobie, że żona premiera jest Żydówką. Inicjatywa Dubrowina spodobała się za to ministrowi spraw wewnętrznych Piotrowi Durnowowi. Polecił on nawet policji wydawanie od ręki pozwolenia na broń każdemu, kto zjawi się na posterunku z zaświadczeniem członkostwa w Związku Narodu Rosyjskiego. Miał bowiem pewność, iż zostanie ona użyta przeciwko wrogom imperatora.
Tak też się działo. Rosnąca w siłę Czarna Sotnia zdominowała ulice rosyjskich miast. Jej patrole bezkarnie niszczyły żydowskie mienie, wymuszały haracze, zabijały najbardziej niewygodnych dla rządu ludzi. Co wcale nie oznaczało przywrócenia porządku wewnątrz państwa. Działo się coś przeciwnego. Z jednej strony kolejne zamachy terrorystyczne przeprowadzali lewicowi ekstremiści, starając się zabić jak największą liczbę członków rządzącej elity. Z kolei czarnosecińcy poza Żydami wybierali sobie za cel przede wszystkim demokratów, takich jak Grigorij Iollos czy inny przywódca Partii Konstytucyjno-Demokratycznej prof. Michaił Herzenstein. Wiedząc, iż Sotnia na niego poluje, światowej sławy ekonomista ukrył się wraz z rodziną w fińskim uzdrowisku Terioki. Zabójca zastrzelił go, gdy samotnie spacerował brzegiem morza. Nawet Siergiej Witte nie mógł czuć się bezpiecznie. Choć jego dom stale chronił oddział policji, w styczniu 1907 r. podłożono dwie bomby w kuchennym piecu. Zauważył je przypadkiem służący, gdy miał już rozpalać ogień. Były premier i jego rodzina cudem ocaleli.
Nic dziwnego, że czerwono-czarne flagi na ulicach miast budziły grozę nawet wśród zwykłych Rosjan. Acz car Mikołaj II raczej nie podzielał takich odczuć. „Proszę o przekazanie wszystkim prezesom oddziałów i wszystkim członkom Związku Narodu Rosyjskiego, którzy przysłali mi wyrazy swych najgorętszych uczuć, me serdeczne podziękowanie za ich wierność i gotowość pracy dla dobra tronu i szczęścia naszej ojczyzny” – napisał w liście gratulacyjnym do Aleksandra Dubrowina w czerwcu 1907 r. „Niechaj Związek Narodu Rosyjskiego będzie mi niezawodną podporą, świecącą wszystkim i w każdych okolicznościach przykładem praworządności i porządku” – dodawał monarcha.
Premier może być tylko jeden
Nic dziwnego, że po takich wyrazach wdzięczności Dubrowinowi marzyła się władza. Za sprawą Czarnej Sotni zniknęło na zawsze wielu niebezpiecznych wywrotowców, jak i liberalnych demokratów. Antysemicki terror na ulicach miast doprowadził do tego, że w zaledwie kilka lat wyemigrowało z Rosji (głównie do USA) 1,5 mln Żydów. Imperium Romanowów stawało się coraz bardziej „czyste” politycznie i rasowo.
Ale po Siergieju Witte premierem został gubernator Saratowa Piotr Stołypin. Wkrótce to on okazał się najniebezpieczniejszym wrogiem Dubrowina. Wprawdzie w pierwszym roku urzędowania skupił się na rozprawie z lewicowymi wywrotowcami, ale gdy ich spacyfikował, nie zamierzał oddawać władzy Czarnej Sotni. Zawłaszcza iż ta przestawała być już w imperium potrzebna. Stołypin wydał więc dekret delegalizujący wszelkie organizacje paramilitarne na terenie kraju. Jednak Dubrowin nie zamierzał go respektować.
„Nadejdzie kiedyś czas, nastąpi to bardzo szybko, kiedy nie pozwolimy ogłupiać obywateli Rosji obietnicami zamorskiej konstytucji, bredniami kadeckimi (potoczna nazwa Partii Konstytucyjno-Demokratycznej – przyp. aut.). Nie, wszystko wskazuje na to, że pora doprowadzić do końca wszelkie porachunki polityczne z rządem stołypinowskim” – pisał na łamach swojej gazety, pewien poparcia cara.
Ale Mikołaj II nigdy nie grzeszył mocną osobowością. Charyzmatyczny i bardzo zręczny Stołypin potrafił wywalczyć sobie pozycję najbardziej wpływowej osoby w państwie. Choć i on przeliczył się co do władzy, jaką posiadał. Kiedy wydał gubernatorowi Odessy rozkaz aresztowania członków umundurowanych na czarno bojówek, ten odpisał, że w mieście takowych nie ma, a jedynie są „po prostu biedni ludzie, którzy nie mają innych ubrań”. Po tej porażce Stołypin zaczął unikać bezpośredniej próby sił z Czarną Sotnią, stawiając na spryt. W kluczowych miastach Rosji mianował najbardziej mu oddanych komendantów wojskowych. Ich głównym zadaniem uczynił konsekwentne zatruwanie życia czarnosecińcom. Jednocześnie nawiązał bliską współpracę z przywódcą Ligi Archanioła Michała Władimirem Puriszkiewiczem. Był on nie mniejszym nacjonalistą i antysemitą od Dubrowina, ale dostrzegł, że przyjaźń premiera może stać się sposobem na szybką karierę. Wkrótce kanapowa partyjka Puriszkiewicza zaczęła otrzymywać pokaźne subsydia rządowe, co pozwoliło jej rozwinąć skrzydła. Mogła więc oferować członkom Czarnej Sotni wiele profitów, nie wymagając żadnej zmiany przekonań. Dubrowin z wściekłością zwalczał konkurentów, ale jego współpracownicy całymi grupami przechodzili do rozpieszczanej przez władze Ligi Archanioła Michała. Ich były przywódca zaś kilka razy lądował w areszcie za obrażanie rządu.
Zastosowana przez Stołypina metoda kija i marchewki odniosła pełen sukces. Z ulic miast zniknęły uzbrojone bojówki, w Związku Narodu Rosyjskiego pozostało ostatecznie 3 tys. członków. Co ciekawe, gdy w 1917 r. komuniści przejęli władzę w imperium, większość z nich wstąpiła do partii bolszewickiej lub policji politycznej Czeka. Jedynie doktor Dubrowin pozostał wierny dawnym ideałom, więc komuniści go rozstrzelali, najprawdopodobniej w 1920 r.
Niech Związek Narodu Rosyjskiego będzie mi niezawodną podporą, świecącą wszystkim i w każdych okolicznościach przykładem praworządności i porządku