Liberalne poczucie winy. Występuje u tych, których wrażliwość na problemy tego świata jest dość silna, ale niewystarczająco silna, żeby oddać całą kasę na Oxfam i przykuć się w proteście do amazońskich drzew. Dotyczy niewystarczająco dobrych samarytan. Jest emocją czającą się w tle, bardziej nastrojem niż nagłą ekscytacją; oprócz zwykłego poczucia winy zawiera w sobie szczyptę melancholii, obrzydzenia i rezygnacji.
Według psychologa Paula Ekmana istnieje pięć emocji podstawowych: strach, złość, smutek, radość i wstręt. Czuje je każdy człek, niezależnie od miejsca zamieszkania, koloru skóry, wieku, upodobań muzycznych, afiliacji religijnej i stopnia krzaczastości brwi. Każdy, od oseska po mędrca, wyraża je tak samo: to wybałuszając oczy i chowając głowę w ramionach (strach), to zaciskając usta i czerwieniąc się (złość), to znów cofając głowę, wystawiając język i mówiąc „ble” (wstręt). Dotyczy to pana Stasia z góry, pani Krysi z dołu i prezydenta Obamy. Jeszcze bardziej, z oczywistych względów, dotyczy to Joego Bidena. Dotyczy absolutnie wszystkich, oprócz tych, których twarze zrobiono z wosku (Władimir Putin i Jenny McCarthy).
Są też emocje mniej podstawowe, które występują tylko w niewielkim podzbiorze światowej populacji. Na próżno szukać ich będą przedzierający się w głąb puszcz antropolodzy, desperacko próbujący odnaleźć choć jedno plemię, które jeszcze nie widziało „Przyjaciół”. Nie znajdą ich słuchacze melancholijnej, ale jakże pełnej życia muzyki na słonecznej wyspie Kuba. Nie będzie ich w okolicach, w których ludzie mają do roboty ważniejsze i bardziej pożyteczne rzeczy niż rozmyślanie nad sobą i swoim ogólnym znaczeniem, bo na przykład muszą walczyć o byt, zdobywać pożywienie lub zmagać się z powodzią. Nazwijmy te emocje marginalnymi, bo dotyczą marginesu świata, maleńkiej grupy. Konkretnie klasy średniej bogatszych społeczeństw, tych, w których panuje jako taka demokracja i coś w rodzaju kapitalizmu, gdzie komfort życia pozwala na nudę, a ta, gdy nie popycha ludu w objęcia miałkiej rozrywki, staje się motywacją nadaktywnej refleksji. A ponieważ mainstream jest dla leszczy, a dla prawdziwych badaczy są pobocza, postanowiłam przeskoczyć Ekmana z jego afektami uniwersalnymi (ha!) i zrobić katalog emocji marginalnych. Oto trzy z nich.
Aktywuje się najczęściej, gdy delikwent czegoś dotyka. Na przykład butelki z wodą mineralną – wówczas przypomina mu się tragikomiczny film Bahraniego „Plastic Bag”, z narracją Wernera Herzoga, o śmieciach, które nie potrafią umrzeć. Albo butów ze skóry – gdzieś z tyłu aktywuje mu się obraz rzeźni. Kiedy raczy się ziarnem quinoa, myśli o tym, jak popyt na nią zniszczył równowagę ekologiczną w Boliwii i zubożył tamtejszych farmerów. A kiedy ubiera się w strój z H&M, nachodzi go myśl o kosztach pracy w Kambodży. Każdy przedmiot, dla czującego tę emocję, niesie z sobą swoją cenę, swoją historię, swoje przewiny. Liberalną winę powoduje kontrast między wręcz obrzydliwą dostępnością wszelkich wygód a ich globalno-społecznym kosztem, a karmi ją niemożność wyrwania się z uścisku tak potrzebnych, choć niesprawiedliwie uzyskanych dóbr. Powszechność tej emocji napędza pesymizm – wina, choć bywa mądra, jest świadectwem grzechu, a poza tym jest bezproduktywna, nie prowadzi donikąd, niczego nie naprawia.
Antymoralizatorskie samouzasadnienie. Kto ma dosyć liberalnej winy, często przerzuca się na antymoralizatorskie samouzasadnienie, bliskiego krewnego republikańskiej buńczuczności. To zniecierpliwiona złość, taka, która wyraża się we frazie: „A dajcie wy mi już święty spokój!”. Pojawia się, gdy człowiek jest zmęczony kwestionowaniem własnego prawa do dobrobytu i skupia się na sobie. Delikwent w afekcie czuje się więc nagle uprawniony do swojego życia, szczęśliwy na przekór; aktywnie zapomina o globalnych kosztach swoich działań i uzasadnia swój status licznymi cnotami, jakie posiada. Butelkę mineralnej pije z przyjemnością, bez chowania głowy w ramiona. Nie wrzuca jej do kosza z plastikiem. No bo co, w końcu, kurczę blade.
Apokaliptyczny smutek. Jest pochodną rozbuchanej wiedzy o procesach toczących nasz świat. Ten, kto go czuje, żyje sobie wygodnie, ale już wie, że coś nadchodzi. Coś. ISIS. Noworosja. Globalne ocieplenie i towarzyszące mu tornada. Ile jeszcze mamy czasu, pyta ten, kogo ogarnia apokaliptyczny smutek i patrzy na swoje dzieci, zastawiając się, czy dane im będzie żyć wśród tych samych wartości, oddychać takim samym powietrzem, korzystać z tych samych praw, jeździć na takich samych nartach. Taki smutek ma swoją adrenalinę. W obliczu nieuchronnej katastrofy życie staje się podobne do okradania domu, podczas gdy właściciele śpią na górze – trzeba wynieść jak najwięcej jak najszybciej, wepchać jak najwięcej kasy do kieszeni, zanim ktoś się obudzi i nas zje, przyjedzie policja i wsadzi nas do ciupy.
To, moi drodzy, dopiero początek badań odczuć marginalnych. Jeszcze kiedyś spróbujemy poszukać głębiej. Bo nic tak człowiekowi nie pomaga, jak kompensacyjna psychoanaliza.

Karolina Lewestam, etyk, Boston University i Uniwersytet Warszawski