ikona lupy />
Andrzej Wilk nauczyciel akademicki / Dziennik Gazeta Prawna
Tragiczne wydarzenia w Paryżu wzmogły w świecie zachodnim poczucie zagrożenia ze strony islamskich terrorystów. Pobudziły też trwającą od dawna dyskusję nad takimi kwestiami, jak: wolność słowa, relacje pomiędzy współczesnym islamem a terroryzmem, podatność młodych ludzi Zachodu na fundamentalistyczną demagogię i inne.
Próby ograniczania wolności słowa w imię poszanowania wrażliwości takich lub innych osób i grup społecznych trwają od dawna. W 1936 r. dowcipnie przedstawił je Julian Tuwim:
O film, panie ministrze
Obrazili się wachmistrze
O wiersz, panie generale
Obrazili się kaprale
Dalej, księża z Płockiego
Dotknięci są do żywego.
Następnie szewcy w Kutnie
Obrazili się okrutnie.
Następnie związek akuszerek
Ma ciężkich zarzutów szereg:
Że to swawolność, frywolność,
Bezczelność, moralna trucizna,
Że w ten sposób zginie ojczyzna!...
...A poza tym – jest w Polsce wolność.
Wolność słowa to jedna z podstawowych wartości demokracji, w której nie powinno być miejsca na cenzurę i represje wobec autorów. Islamscy autorzy różnego autoramentu w państwach zachodnich ciągle publikują krytyczne teksty na temat zachodniej „dekadencji”. Nikogo to nie gorszy i nie dziwi. Wiadomo – korzystają z wolności słowa.
Islamscy fanatycy terroryści sądzą, że jest tylko jedna prawda, którą właśnie oni znają. Ta „wiedza” skłania ich do wniosku, że Zachód to bluźnierczy degenerat, którego należy karać, niszczyć, a w najłagodniejszym przypadku szkalować i piętnować.
Dobrze się stało, że obecna dyskusja na temat terroryzmu islamskiego dotyczy nie tylko jego przejawów, ale i źródeł. Dr Sylwester Szafarz – dyplomata i publicysta – w wydanej ostatnio książce „Ziemi na ratunek” pisze: „Zjawiskiem patologicznym jest terroryzm islamski. Traktować go jednak trzeba m.in. jako akt rozpaczy i niebywałej determinacji fundamentalistów islamskich. Zresztą Zachód, szczególnie USA, przyczynił się bardzo do jego rozprzestrzenienia (praktycznie w skali globalnej), zwalczając raczej jego skutki, a nie eliminując przyczyny, stosując metody terroryzmu państwowego itp.”.
Przyczyny to masowe bezrobocie, brak perspektyw na przyszłość i alienacja społeczna, które sprawiają, że demagogia fundamentalistów trafia na podatny grunt. Fundamentaliści dają proste odpowiedzi na trudne pytania. Wydźwignięcie z nędzy, osiągnięcie sprawiedliwości społecznej i znalezienie sensu własnego życia – to prosta sprawa. Wystarczy przyłączyć się do wojny z „niewiernymi” i uczestniczyć w tworzeniu światowego kalifatu.
Jakże ów kalifat miałby wyglądać? Niemiecki polityk i publicysta Juergen Todenhoefer, od lat badający relacje pomiędzy Zachodem a państwami islamskimi, krytyk polityki amerykańskiej wobec tych państw, uzyskał zgodę władz tzw. Islamskiego Państwa Iraku i Syrii (ISIS – Islamic State of Iraq and Syria) na dziesięciodniową podróż po ISIS. Znajdował się pod stałą kontrolą. Był – jak twierdzi – traktowany poprawnie. Sytuacja stawała się niebezpieczna, gdy zadawał krytyczne pytania. W trakcie rozmów dowiedział się, że w przyszłym światowym kalifacie, którego początkiem jest ISIS, nastąpią czystki religijne, które oznaczałyby zabicie kilkuset milionów „niewiernych”. Prawo do życia będą mieli muzułmanie podporządkowani panującej w ISIS wersji islamu, a także – jako opodatkowane wspólnoty – chrześcijanie i Żydzi. Do wymordowania przeznaczeni zostaną szyici, wyznawcy hinduizmu, ateiści i politeiści, a także inni „niewierni”. Dodatkowo mają być zabici umiarkowani muzułmanie popierający demokrację, gdyż – z punktu widzenia ISIS – stawiają oni wyżej prawa ustanowione przez ludzi od praw boskich. Wyniszczenie tych muzułmanów miałoby nastąpić po pomyślnym podbiciu Zachodu przez ISIS. Niewierzący mają szansę ocalić życie, jeżeli okażą skruchę i nawrócą się na „prawdziwy islam” propagowany przez ISIS. Musi to jednak nastąpić przed podbojem ich krajów przez ISIS.
Zdaniem Todenhoefera głoszony w ISIS islam odrzucany jest przez 99 proc. muzułmanów. Kilkakrotna lektura Koranu skłoniła go do wniosku, że islam jest religią miłosierdzia. Tego ostatniego w ISIS zupełnie nie ma. Todenhoefer sądzi, że ISIS nie może być pokonane poprzez bombardowania. Trzymilionowy Mosul jest kontrolowany przez 5 tys. uzbrojonych fundamentalistów. Są oni rozproszeni. W ocenie niemieckiego publicysty jedyną siła, która może powstrzymać ISIS, są umiarkowani sunniccy Arabowie. W 2007 r. rozpędzili oni tzw. Islamskie Państwo Iraku (ISI). Było ono jednak znacznie słabsze aniżeli współczesne ISIS – będące bezpośrednim skutkiem – jak pisze Todenhoefer – „nielegalnej wojny przeciwko Irakowi prowadzonej przez George’a W. Busha”. Niemiecki publicysta jest zdania, że ekstremistyczne ruchy antyislamskie – takie jak niemiecka Pegida – są szkodliwe, gdyż podnoszą napięcie pomiędzy muzułmanami a niemuzułmanami, które zwiększa liczbę zwolenników islamskiego terroryzmu.
Wysoce niepokojące zjawisko napływu urodzonych w Europie ochotników do ISIS ma swoje źródło w realiach ekonomicznych i społecznych państw europejskich. Ale to już odrębny temat.
W kalifatowym świecie nastąpią czystki religijne, co oznacza zabicie kilkuset milionów niewiernych