Zamiast robić przetargi, wolą skomplikowane zadania realizować sami
– Krajowe Biuro Wyborcze zatrudnia czterech informatyków, po jednym pracuje też w każdej delegaturze KBW, jednak nie w każdym przypadku na pełnym etacie. KBW boryka się bowiem z brakiem etatów, a co za tym idzie, brakiem budżetu na wynagrodzenia. Planowane jest w przyszłym roku zatrudnienie kolejnych specjalistów ds. informatyki – tak p.o. szefa KBW Beata Tokaj przedstawia siły, jakimi Biuro chce samodzielnie zaprojektować i wdrożyć nowy informatyczny system do obsługi wyborów. Pomóc w tym mają mu ośrodki akademickie, a konkretnie Uniwersytet Warszawski, Uniwersytet Wrocławski, Uniwersytet im. Adama Mickiewicz, Politechnika Wrocławska. Jacy naukowcy dokładnie? Tego KBW nie chce ujawnić do czasu zakończenia prac. Tajemnicą jest też koszt nowego systemu. Co najważniejsze jednak, KBW nie ogłosiło na te prace żadnego przetargu, a tym samym metodą faktów dokonanych zrobiło to, o co – jak opisywaliśmy w DGP – wnioskowało od wielu miesięcy. Jeszcze w marcu KBW złożyło do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Urzędu Zamówień Publicznych zapytania o możliwość wyłączenia wszystkich swoich zamówień spod rygorów prawa zamówień publicznych. UZP jednak kategorycznie odmówił.
Po tym, jak przy ostatnich wyborach system poważnie zawiódł, PKW zrzucała winę na prawo zamówień, które „zmusiło” ją do wyboru najtańszej oferty i na wykonawcę systemu spółkę Nabino, która nie udźwignęła obowiązków związanych z administrowaniem systemem. Stąd pomysł, by nie zlecać prac na zewnątrz, tylko na własną rękę przygotować nowe rozwiązania.
Taki sposób myślenia nie jest odosobniony. Jeszcze w grudniu 2013 r. Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji ogłosiło przetarg na utrzymanie systemu ePUAP. Przetargu nie rozstrzygnięto, a zamiast ogłaszania kolejnego, od stycznia 2014 r. (po pięciu latach outsourcingu tych zadań) jednostką odpowiedzialną za utrzymanie systemu stało się Centrum Projektów Informatycznych (CPI) – jednostka podlegająca pod MAiC. Podobnie od 2013 r. prace nad nowymi dowodami w ramach projektu pl.ID i aplikacją Źródło dla samorządów dostał Centralny Ośrodek Informatyki (ten podległy jest pod MSW). Zrezygnowano z ogłaszania kolejnych przetargów i szukania administratorów wśród przedsiębiorstw informatycznych, skoro – jak tłumaczono – COI ma wystarczające kompetencje, by te systemy dokończyć. Tymczasem ich start jest ciągle przekładany, bo wciąż nie są wystarczająco dobre, a i ePUAP nie zyskał specjalnie nowych funkcjonalności.
Bez przetargu Ministerstwo Edukacji Narodowej wybrało też autorów rządowego podręcznika. Wszystkie umowy negocjowane były z wolnej ręki (łącznie wydano na nie ponad 234 tys. zł), ponieważ jak pisze MEN w swoich dokumentach, „zastosowanie innego trybu [...] uniemożliwiłoby terminową realizację zadania”. Resort edukacji tłumaczy, że zgodnie z prawem tryb zamówienia z wolnej ręki nie ma ograniczenia kwotowego przy zamówieniach na usługi niepriorytetowe.
Istotnie, jest możliwość, by nie organizować przetargu, jeżeli ten tryb zagroziłby terminowemu wykonaniu usługi. Ale plany odchodzenia od przetargów stają się powszechną praktyką. MEN w tym roku przeforsował prawo szkół i bibliotek szkolnych do kupowania książek bez organizowania zamówienia publicznego i podobnego prawa chce dla Centralnej Komisji Egzaminacyjnej dla drukowania materiałów egzaminacyjnych.
Jak widać, metod na rezygnację z przetargów jest sporo. – I bywają one uzasadnione. Jeżeli instytucja ma siły i środki do tego, by samej jakieś zadania wykonywać, to nie ma powodów, by koniecznie ogłaszać przetarg i zlecać je na zewnątrz. Wręcz przeciwnie: zatrudnianie np. agencji PR, gdy urząd ma zespół prasowy, czy zewnętrznej kancelarii prawnej, gdy jest referat prawny – byłby to ewidentnie zbytni wydatek – zauważa Tomasz Czajkowski, były szef Urzędu Zamówień Publicznych.
Inaczej jednak widzi to rynek. Wśród firm z sektora IT kolejne decyzje o rezygnacji z zamawiania usług na zewnątrz budzą spory niepokój. Bo przecież jednym z najważniejszych klientów tej branży jest sektor publiczny. Dla rynku IT (wartego ok. 20 mld zł rocznie) wydatki jednostek administracji to prawie jedna czwarta wszystkich dochodów. Stąd choćby oburzenie firmy Nabino. Jej przedstawiciele przekonują, że nie istnieją żadne racjonalne przesłanki, aby KBW wydawało pieniądze podatników na trzeci już system informatyczny w sytuacji, kiedy dysponuje pełnymi prawami autorskimi do istniejącego rozwiązania, które można zmodyfikować.
– Rzeczywiście pomysł KBW, by samodzielnie wykonać system, nie brzmi najlepiej. Nie zawsze warto zlecać wszystko prywatnym firmom, ale tylko jeżeli ma się do takiej samodzielnej pracy wystarczające siły i środki – podkreśla Czajkowski.
Jest kilka furtek na ominięcie przetargu, np. presja czasu