Brytyjscy żołnierze mogą podjąć walkę z islamistami na kolejnym froncie. Według informacji ukazujących się w ostatnich dniach w różnych źródłach, około stu Brytyjczyków uda się do Nigerii, aby szkolić tamtejszą armię w walce z organizacją Boko Haram.

O taką pomoc zwrócił się prezydent Nigerii, Goodluck Jonathan, a w czerwcu spełnienie tej prośby zapowiedział ówczesny minister spraw zagranicznych William Hague: "Będzie to oznaczać znaczne rozszerzenie brytyjskiej pomocy szkoleniowej i taktycznej dla nigeryjskich sił zbrojnych, w tym pomoc w szkoleniu oddziałów skierowanych do walki z partyzantką w północno-wschodniej Nigerii." Była to więc zapowiedź szkolenia Nigeryjczyków już na linii frontu. Przez wiele miesięcy sprawa nie posunęła się jednak naprzód i dopiero teraz redakcje "The Daily Telegraph" i "Sunday Telegrapha", mające najlepsze kontakty w armii, cytują anonimowo wyższego rangą wojskowego: "Mamy już w Nigerii małą misję wojskową, kilkunastu ludzi. Ale myślimy o zwiększeniu ich liczby do około stu, bo nigeryjska armia robi bardzo marne postępy w walce z Boko Haram". Ten sam wojskowy przyznał, że obawia się radykalizacji mniejszości nigeryjskiej w Wielkiej Brytanii.

Są podstawy, by obawiać się takiego obrotu spraw. Obaj mordercy szeregowca Lee Rigby'ego w maju zeszłego roku urodzili się w rodzinach nigeryjskich - i to nie w muzułmańskich, tylko chrześcijańskich, a przyjęli islam jako nastolatkowie pod wpływem tej samej ideologii dżihadu, jaka przyświeca Boko Haram.