Semestr europejski to dokument, w którym KE ocenia politykę gospodarczą państw członkowskich i realizowane przez nie reformy. Właśnie pojawiła się jego najnowsza odsłona, w której Bruksela chwali, ale także krytykuje Polskę za to, co się działo i dzieje. Poza tym pokazuje wyzwania, jakie stoją przed naszym krajem.

Z jednej strony jesteśmy chwaleni za wyniki gospodarcze, np. nadganianie dystansu do reszty UE. Bo, jak podkreśla KE w dokumencie, poziom PKB na mieszkańca wzrósł z 63 proc. średniej unijnej w 2010 r. do 73 proc. w 2019 r. Polska dobrze sobie także poradziła gospodarczo w pandemii, a dokument docenia tarcze antycovidowe. Z drugiej strony co do zdrowotnej strony pandemii podkreślana jest wysoka liczba nadmiarowych zgonów i to, że można było lepiej przygotować finanse publiczne. Do tego dochodzą powtarzane uwagi dotyczące np. stabilności otoczenia regulacyjnego czy zmian w polityce energetycznej i klimatycznej.
To dokument rutynowy, więc wiele z tez powtarza się co roku. To każe się zastanowić, czy warto brać te uwagi na serio? Zapewne w wielu przypadkach rząd – jak do tej pory – puści uwagi mimo uszu i będzie dalej robił swoje. Co więcej, nie będzie to skutkowało większymi konsekwencjami. Z opracowania KE wynika, że w ogólnym rozrachunku Polska „znaczny postęp” poczyniła w realizacji zaledwie 7 proc. zaleceń. W 58 proc. mieliśmy „ograniczony postęp”, w 21 proc. „pewien postęp”, a w 17 proc. odnotowano „brak postępów”. Do tej ostatniej kategorii KE zaliczyła m.in. zalecenie z 2020 r. dotyczące „poprawy klimatu inwestycyjnego, w szczególności przez ochronę niezależności sądów”. To może sugerować, że dla KE same deklaracje rządu o szykowanej reformie sądów (w tym likwidacji Izby Dyscyplinarnej SN) to za mało i czeka na przegłosowanie ustawy w Sejmie lub jej wejścia w życie.
Jak wiadomo, politycy reagują wtedy, kiedy muszą, czyli jeśli grożą za to jakieś sankcje. Tu mogą wystąpić w trzech przypadkach. Po pierwsze gdyby Polska zmierzała do ewidentnego krachu gospodarczego czy kolapsu w finansach publicznych – czyli gdybyśmy w jakiś drastyczny sposób mieli np. naruszyć kryteria konwergencji. Tyle że na to się nie zanosi.
Jeśli chodzi o stabilność finansów publicznych, Komisja mimo swoich różnych uwag nie widzi zagrożenia w krótkiej perspektywie. Nawet wzrost kosztów obsługi długu wynikający z rosnących stóp procentowych i sytuacji na rynkach nie jest postrzegany jako jakieś duże ryzyko, bo dług w relacji do PKB liczony metodą unijną miałby spaść z 53,8 proc. w zeszłym roku do niespełna 50 proc. w 2023 r. Deficyt wprawdzie – jak przewiduje Komisja – przekroczymy i w tym, i w przyszłym roku, ale będzie to w okolicach 4 proc. Wobec popandemicznej sytuacji w gospodarce i wojny w Ukrainie to nie będzie naruszenie, za które Bruksela chciałaby nas srogo karać.
Jest jednak motywacja wynikająca z zupełnie innego mechanizmu. Bo Bruksela skorzystała z okazji i sporo wytycznych z poprzednich edycji wrzuciła do KPO jako kamienie milowe. Szczegółów nie znamy, bo cały czas są one po części „tajne”. – Są to rzeczy od lat niezmienne: kwestia konsultacji społecznych czy poprawy otoczenia regulacyjnego, a także aktywności na rynku pracy – wymienia Arkadiusz Pączka, wiceprzewodniczący Federacji Przedsiębiorców Polskich. Na ich realizację rząd będzie skazany, jeśli będzie chciał odebrać euro.
Jest jednak jeszcze zupełnie inna motywacja, która powinna dopingować do działań. Chodzi o procesy długofalowe. Na nie niestety rząd zwraca uwagę rzadko, bo kieruje się logiką czteroletnich cykli wyborczych. A dokument KE podkreśla, jakie poważne wyzwania czekają polski system emerytalny i w związku z tym finanse publiczne. Komisja zwraca uwagę na kwestie, o których w DGP piszemy od lat. Rząd w całości odwrócił podwyższenie wieku emerytalnego, ale problemy pozostały takie same, jak były – łącznie z długofalowymi napięciami, jakie czekają nasz system w związku ze zmniejszającą się stopą zastąpienia. Relacja ostatniego wynagrodzenia do pierwszej emerytury, jak podkreślają autorzy dokumentu, spadnie z 54 proc. w 2019 r. do ok. 25 proc. w 2060 r. „Ten spadek adekwatności świadczeń emerytalnych nie będzie akceptowalny w dłuższej perspektywie, ponieważ narazi na ubóstwo znaczny odsetek emerytów, głównie kobiety” – podkreślają autorzy dokumentu. ©℗