- Jako prezydencja będziemy chcieli zainicjować dyskusję o mechanizmie, który wymuszałby na krajach przestrzeganie sankcji - mówi Mikuláš Bek, minister ds. europejskich Czech.

Uważa pan, że Europa robi wszystko, żeby pomóc Ukrainie w walce z rosyjską agresją?
Europa zrobiła więcej, niż spodziewali się sceptycy. Jestem dość pozytywnie zaskoczony poziomem porozumienia UE wobec wojny w Ukrainie. Oczywiście mamy podobny pogląd do Polski i oczekiwalibyśmy jeszcze więcej, ale powinniśmy być realistami. W ciągu ostatnich kilku miesięcy zaobserwowaliśmy wiele zmian w sposobie myślenia państw Europy. Zwrot Niemiec w polityce obronnej jest jednym z najbardziej uderzających przykładów. Jedność europejska jest wartością, ale jednocześnie musimy twardo stąpać po ziemi – wspólny front UE to nie jeden głos, ale koordynacja i harmonia wielu głosów. Nie powinniśmy jednak oczekiwać, że kraje Europy Zachodniej, znacznie bardziej historycznie i geograficznie oddalone od Rosji, w pełni zrozumieją podejście naszego regionu i potrzebę pilnej reakcji.
Na razie widać duży problem ze znalezieniem tej harmonii wobec szóstego pakietu sankcji. Czy Czechy popierają wprowadzenie całkowitego embarga na import rosyjskiej ropy?
Pierwotna propozycja KE nie była zbyt dobrze przygotowana na poziomie technicznym. Czeski rząd od początku wojny nalegał na stworzenie mechanizmu solidarnościowego dla państw szczególnie boleśnie dotkniętych w wyniku nakładania sankcji na import surowców energetycznych. Musieliśmy więc poprosić o odstępstwo dla czeskiego przemysłu naftowego. W naszym przypadku nie ma możliwości natychmiastowego zastąpienia rosyjskiej ropy, która stanowi 50 proc. naszych dostaw, więc musieliśmy wystąpić o odstępstwa, na co Komisja się zgodziła. Nie jesteśmy zadowoleni z takiego ruchu, chcielibyśmy móc przyłączyć się do jak najostrzejszych sankcji na ropę i gaz, ale musimy w Europie podzielić się ich kosztami.
Jak długiego odstępstwa oczekiwał czeski rząd? Kiedy embargo mogłoby obowiązywać także Pragę?
Półtora roku więcej niż zakładany cel do końca tego roku. Dołożymy wszelkich starań, aby uniezależnić się od rosyjskiej ropy wcześniej. Jesteśmy na etapie negocjacji z konsorcjum firm, które będą pracowały nad zwiększaniem przepustowości infrastruktury naftowej, dzięki czemu będziemy mogli sprowadzać więcej ropy z alternatywnych kierunków.
Wobec szóstego pakietu sankcji najgłośniej protestują Węgry, których reakcje na wojnę zdecydowanie różnią się od pozostałej części Grupy Wyszehradzkiej. Czy wobec tego Czechy chciałyby zmian w funkcjonowaniu V4? Czy format ten nie będzie odgrywał obecnie większej roli?
W niektórych krajach w UE, szczególnie w Europie Zachodniej, istnieje niemal mit związany z Grupą Wyszehradzką, która jest postrzegana jako spójny blok, jednorodna grupa państw. W rzeczywistości tak to nie wygląda. V4 jest w zasadzie platformą komunikacji między rządami i parlamentami czterech państw, które czasem wykazują większą zbieżność stanowisk, a czasem nie. W przeszłości zdarzały już się nam nieporozumienia, a obecnie cały format przechodzi trudny okres. Staramy się zrozumieć działania Węgier, ich stanowisko w obliczu rosyjskiej agresji, ale pozostała Trójka Wyszehradzka zdecydowanie nie podzielała, nie podziela i nie będzie podzielać obecnego stanowiska prezentowanego przez Budapeszt. Dziś to bardziej Grupa 3+1, a nie V4. Nie oznacza to jednak, że ten format nie może odgrywać większej roli w przyszłości. Nie jesteśmy blokiem homogenicznych krajów, jak można określić np. Beneluks. W związku z tym to, czego obecnie najbardziej potrzebujemy, to dobra komunikacja między rządami w tych trudnych czasach.
W czerwcu Czechy obejmą prezydencję w UE. Jaki będzie jej program i priorytety?
Oczywiście największy wpływ na nasz program będzie miała wojna w Ukrainie. Zaakceptowaliśmy już pierwszą wersję programu, ostateczna zostanie opublikowana 15 czerwca. Skupimy się na pięciu kluczowych obszarach: napływie uchodźców i odbudowie Ukrainy, bezpieczeństwie energetycznym, poprawie europejskich zdolności obronnych, budowie „odporności strategicznej” europejskiej gospodarki oraz „odporności instytucji demokratycznych”. Jeśli chodzi o piąty cel, to chcemy skupić się na niezależności mediów, bezpieczeństwie pracy dziennikarzy. Chcemy też moderować debatę o praworządności, która wiemy, że jest dla Polski delikatną kwestią. Mamy nadzieję, że znajdziemy miejsce na deeskalację sporu KE i Warszawy. Następnie chcielibyśmy dodać kilka nowych aspektów do debaty o praworządności. W tym zainicjować dyskusję o mechanizmach, które wymuszałyby na poszczególnych krajach i przedsiębiorstwach respektowanie reżimu sankcyjnego. Spodziewamy się, że przy ostrzejszych sankcjach niektórzy będą próbowali ich uniknąć w przyszłości.
Już dziś mamy dyskusję na temat płatności w rublach za rosyjski gaz – część firm zdecydowała się na otwarcie specjalnych kont w Gazprombanku. Uważa pan, że wytyczne Komisji w tej sprawie były od początku jasne?
Zdecydowanie nie chcemy płacić za rosyjski gaz w rublach, ale widzimy, że istnieje coś w rodzaju szarej strefy tworzonej przez te firmy w konkretnych państwach członkowskich, które decydują się na to. Być może przydałoby się od początku jaśniejsze stanowisko KE, ponieważ to pierwotne budziło wiele wątpliwości nie tylko wśród przedsiębiorstw i władz państw, ale też opinii publicznej i mediów, co nie tworzy dobrego klimatu dla konsensusu czy popierania kolejnych sankcji.
A czy jest pana zdaniem szansa na jednolite stanowisko w sprawie przyznania Ukrainie statusu państwa kandydującego podczas szczytu UE pod koniec czerwca?
Podobnie jak Polska jesteśmy zdecydowanymi zwolennikami jak najszybszego przyznania Ukrainie statusu państwa kandydującego. Zdajemy sobie sprawę, że w niektórych państwach członkowskich jest niechęć do podjęcia tego kroku, ale myślę, że potrzebujemy otwartej debaty. Ja będę się starał szczególnie moich zachodnich kolegów przekonać, że silna Ukraina to Ukraina, która przeprowadzi niezbędne strukturalne reformy, a te są w pełni zgodne z wymogami wobec państwa kandydującego. Rozpoczęcie standardowego procesu rozszerzenia dla Ukrainy byłoby dobrym sposobem na wzmocnienie państwa, poprawę otoczenia prawnego i zwiększenie atrakcyjności państwa. Musimy naprawdę dokładnie przeanalizować wpływ wojny na europejską gospodarką i przekonać sceptyczne kraje, że przejście do kolejnego etapu akcesji to najbardziej właściwy krok. Oczywiście trudno będzie iść na skróty i znaleźć jakąś szybką ścieżkę akcesji, ale regularny, standardowy proces wejścia do UE przez Ukrainę to według nas najlepsze rozwiązanie. Jako prezydencja zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby sceptyczne kraje uzyskały przekonujące argumenty.
Które kraje ma pan na myśli?
Niemcy, Holandię, Włochy, Francję i innych, którzy w kwestii akcesji Ukrainy pozostają choćby niezdecydowani. Potrzebujemy dziś na tym polu dialogu z naszymi zachodnimi partnerami.
Poza Ukrainą także m.in. Macedonia Północna i Albania czekają w swojej kolejce. KE chce startu negocjacji akcesyjnych jeszcze podczas trwającej prezydencji francuskiej – jeśli Paryż nie doprowadzi do tego, wesprzecie jak najszybsze rozpoczęcie tych negocjacji?
Chcielibyśmy. Jesteśmy zdecydowanymi zwolennikami stabilizacji Bałkanów Zachodnich. Niestety Bułgaria praktycznie blokuje dziś negocjacje z Macedonią Północną i Albanią przez swój spór historyczny z władzami w Skopje. Wciąż mam jednak nadzieję, że prezydencja francuska i być może Niemcy jako kluczowy gracz w tej części Europy pomogą znaleźć rozwiązanie kompromisowe zarówno dla Bułgarii, jak i Macedonii Północnej. Wtedy droga do rozpoczęcia negocjacji akcesyjnych będzie otwarta.
Paryż na początku swojej prezydencji położył nacisk na kwestię znalezienia nowych źródeł finansowania UE i proponował kolejną emisję wspólnych obligacji – czy w tej kwestii również Czechy będą kontynuować prace poprzedników?
Dziś jest już chyba całkiem jasne, że znacząca pomoc dla Ukrainy nie będzie możliwa bez zmiany źródeł i struktury europejskich finansów. W obecnym budżecie nie ma zbyt wiele miejsca np. na pomoc uchodźcom. My jesteśmy gotowi do tego, żeby moderować rozmowy o nowych źródłach finansowania budżetu, o wsparciu dla Ukrainy, wsparciu także dla krajów takich jak Polska czy Czechy, które muszą obecnie borykać się z wieloma wyzwaniami związanymi z przyjmowaniem bardzo dużej grupy uchodźców. Pierwszym krokiem do debaty o źródłach i sposobach finansowania będzie najbliższy regularny szczyt Rady Europejskiej 23 i 24 czerwca.
Czy czeski rząd jest zadowolony ze wsparcia finansowego, które otrzymuje ze środków europejskich na pomoc przyjmowanym uchodźcom?
Powinniśmy odróżnić potrzeby krótkoterminowe od niektórych rozwiązań średniookresowych. Jeśli mówimy o krótkim czasie, to jestem przekonany, że państwa członkowskie, które najbardziej odczuły napływ uchodźców, potrzebują większej elastyczności w korzystaniu z już zatwierdzonych środków z poszczególnych instrumentów finansowych. Jeśli mówimy o perspektywie średniookresowej, bardzo dużo zależy od tego, ilu uchodźców pozostanie w naszych krajach. W tej chwili musimy rozwiązać kilka palących problemów, takich jak liczba miejsc w szkołach i przedszkolach. Musimy rozwiązać te problemy do początku następnego roku szkolnego. My, Czechy, Polska, inne kraje w regionie potrzebujemy pewnej elastyczności w obecnym portfelu instrumentów finansowych i być może dodatkowego finansowania.
Niezależnie od ewentualnych zmian w unijnym budżecie powtarzają się głosy o potrzebie instytucjonalnych reform w UE, w tym dotyczących jednomyślności podczas głosowań i zmian traktatowych – Czechy podejmą ten temat podczas prezydencji?
Widzimy dość wyraźnie, że różne części Europy wskazują na potrzebę zmian. Uważamy jednak, że lepiej zacząć omawiać konkretne propozycje dotyczące konkretnych polityk, obszarów, np. ochrony zdrowia publicznego czy bezpieczeństwa energetycznego. Jeśli dojdziemy wówczas do porozumienia odnośnie do potrzeby zmian instytucjonalnych, a nawet traktatowych, to będziemy te potrzeby opierać na konkretnych postulatach. Sam głos, że potrzebne są zmiany traktatowe i instytucjonalne, tak naprawdę niczego nie zmienia. Musimy ustalić harmonogram dyskusji na temat konkretnych propozycji, które przekazali obywatele m.in. podczas „Konferencji w sprawie przyszłości Europy” i systematycznie je omawiać. Później dopiero przyjdzie czas na ewentualne legitymizowanie tych zmian przez parlamenty i rządy.
Rozmawiał Mateusz Roszak