Prezydencki doradca, który był gościem Jedynki, uznał tę wypowiedź za niepotrzebną i sprzeczną z porządkiem demokratycznym. Jeśli bowiem ktoś ma zastrzeżenia do prawidłowości wyborów, to powinien zwrócić się do sądu. Dodał, że Kaczyński nie przedstawił żadnych dowodów. Zdaniem Nałęcza, prezes PiS zachował się niehonorowo, gdyż wygłosił słowa, które mogą być uznane za oszczerstwo, korzystając z immunitetu przysługującemu posłowi występującemu w Sejmie. Nałęcz powiedział, że Kaczyński zrobił to specjalnie. Doradca dodał, że nie ma dowodów, iż wybory sfałszowała Platforma Obywatelska lub rząd, gdyż to nie one organizują głosowanie.
Wyraził opinię, że głosy w drugiej turze wyborów samorządowych powinny być liczone ręcznie. Nałęcz przyznał też, że zaskoczyła go wczorajsza wypowiedź przewodniczącego Państwowej Komisji Wyborczej Stefana Jaworskiego, iż system informatyczny "w zasadzie działa". Zdaniem Nałęcza, w takiej sytuacji może się okazać, że system nie będzie działać i Komisja powinna zrezygnować z korzystania z niego. Prezydencki doradca podkreślił, że głosy w komisjach obwodowych są liczone ręcznie, a następnie sumowane za pomocą systemu informatycznego. Problemy w pierwszej turze wyborów samorządowych zaczęły się właśnie przy sumowaniu głosów.
Tomasz Nałęcz powiedział, że prezydent rozmawiał już z prezesami najważniejszych sądów o kandydatach na członków PKW. Jej poprzedni skład podał się do dymisji. Przypomniał, że Bronisław Komorowski tylko akceptuje kandydatury, przedstawione przez szefów sądów.
Powiedział poza tym, że spotkanie Bronisława Komorowskiego z przewodniczącym Sojuszu Lewicy Demokratycznej Leszkiem Millerem było bardzo udane. Dodał, że Miller i lider Twojego Ruchu Janusz Palikot sami poprosili o spotkanie z Komorowskim. Nałęcz uzupełnił, że gdyby Jarosław Kaczyński chciał rozmawiać z prezydentem, to Komorowski zaprosiłby go na spotkanie.
Komentarze (2)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszePanie prezydencie, co z pana pamięcią? Przypomnę, jak Komorowski w 2007 r. domagał się misji OBWE w wyborach w Polsce i mówił o dyktatorach!
Komorowski wystąpił wówczas razem ze Stefanem Mellerem, przekonując, że obserwatorzy OBWE podczas wyborów w Polsce są po prostu koniecznością.
Komorowski zgodził się z opinią Mellera, że problem zaproszenia obserwatorów na wybory do Polski w ogóle nie powinien się pojawić, ponieważ każdy kraj członkowski OBWE na mocy dokumentu kopenhaskiego z 1990 roku przyjął zobowiązanie do ich zapraszania. Wiceszef PO podkreślił, że nie należało się obrażać na notę OBWE. Zamiast robić wrażenie, że chcemy się bronić przed najazdem obcych „Hunów” z OBWE, należało czym prędzej zaprosić. A OBWE by przyjechało, albo nie - mówił Komorowski. W jego ocenie, jeżeli Polska nie zgodzi się na przyjazd obserwatorów OBWE, będzie to skutkowało tym, że „każdy dyktator, albo każdy nie respektujący mechanizmów demokratycznych” od tej pory będzie mógł się na to powoływać, odmawiając ich przyjęcia
— mówił przyszły prezydent.
Jakże się zmieniła optyka pana prezydenta… Dziś już nie mówi się o „Hunach z OBWE”, o „dyktatorach” i zakazuje się mieć wątpliwości. A wówczas, w roku 2007, jeszcze PRZED wyborami, można było oskarżać o chęć sfałszowania głosowania.
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia… Zwłaszcza, gdy siedzi się w Pałacu Prezydenckim…