Członkom Sojuszu daleko jest do wypracowania jednego stanowiska wobec rosyjskiego ekspansjonizmu. Kraje zagrożone przez Wielkiego Brata żądają zdecydowania. Te, które łączą z Moskwą wspólne interesy, działają na rzecz łagodzenia stanowiska
Mimo że w miarę trwania konfliktu na Ukrainie ekspansjonistyczne zapędy Rosji stają się coraz bardziej widoczne, część członków NATO wciąż nie dostrzega zagrożenia ze strony Moskwy lub uważa, iż ich ono bezpośrednio nie dotyczy. Dlatego na rozpoczynającym się dziś w walijskim Newport szczycie Sojuszu nowe plany obronnościowe zostaną przyjęte w nieco złagodzonej wersji.
Dla stosunków z Rosją najważniejsze jest, że po stronie jastrzębi stoją Stany Zjednoczone, które wydają na obronność więcej niż wszyscy pozostali członkowie NATO razem wzięci, mają wśród nich najliczniejszą armię, a także największy na świecie arsenał nuklearny. Po dokonanym na początku pierwszej kadencji resecie w stosunkach z Rosją oraz zwrocie w kierunku Pacyfiku prezydent Barack Obama wydaje się znów traktować priorytetowo sprawy europejskie.

Jastrzębie z Kanady

USA wprowadziły sankcje gospodarcze wobec Rosji wcześniej niż Unia Europejska i w szerszym niż ona zakresie, zaś Obama wczoraj w Tallinie, gdzie zatrzymał się w drodze do Newport, po raz kolejny zapewnił, że nie pozwoli Rosji na zajęcie krajów bałtyckich. Także drugi pozaeuropejski członek NATO, czyli Kanada, jest zwolennikiem ostrego kursu wobec Rosji. Kluczowym czynnikiem jest mieszkająca w tym kraju duża i wpływowa diaspora ukraińska. Dodatkowo Ottawa, która podobnie jak Rosja jest dużym eksporterem surowców, siłą rzeczy zyskuje na jej problemach.
Spośród europejskich członków NATO do grona jastrzębi zdecydowanie należy zaliczyć Wielką Brytanię, Polskę, Litwę, Łotwę, Estonię oraz Rumunię. Stanowisko trzech państw bałtyckich jest zrozumiałe – wszystkie były częścią Związku Sowieckiego, graniczą z Rosją, na ich terenie mieszka spora mniejszość rosyjska i są niewielkie, więc często wskazywane jako następny po Ukrainie cel Władimira Putina. Nadmiernego komfortu nie może odczuwać Polska, która ma z Rosją wiele zaszłości historycznych. Jest też postrzegana przez nią jako kraj nieprzyjazny i podburzający resztę Unii Europejskiej do twardej polityki, a także oskarżana o bezpośrednie zaangażowanie w konflikt na Ukranie.

Twardzi Bałt z Polakiem

Dlatego to właśnie Bałtom i Polakom najbardziej zależało na tym, by w którymś z ich krajów stworzono stałą bazę NATO. Z kolei Rumunia od dawna prowadzi bardzo proamerykańską politykę (na jej terytorium są bazy USA i elementy tarczy antyrakietowej), na dodatek perspektywa zajęcia przez Rosję południowej Ukrainy i przyłączenia Naddniestrza jest dla nich zdecydowanie niekorzystna. Naddniestrze de iure stanowi część Mołdawii, którą Bukareszt ze względów historycznych i kulturowych uważa za strefę własnych interesów. W Wielkiej Brytanii z kolei nigdy nie było tak silnych prorosyjskich sympatii, jak we Francji czy w Niemczech, poza tym ze względu na specjalne partnerstwo Londynowi bliżej jest w polityce zagranicznej do Waszyngtonu niż Brukseli. Za umiarkowane jastrzębie można uznać Danię i Norwegię, które dość zdedydowanie wypowiadały się w kwestii sankcji na Rosję.

Paryż kocha Moskwę

Liderem gołębi jest wspomniana Francja, której historyczne sympatie do Rosji są wzmocnione przez interesy gospodarcze. Choć i ona powili zmienia stanowisko. Paryż niespodziewanie zrezygnował wczoraj z dostarczenia Rosji zamówionych dwóch okrętów typu Mistral. Ale wcześniej sprzeciwiał się sankcjom, obawiając się, że zaszkodzą one słabej francuskiej gospodarce. Obawy o wpływ restrykcji na wzrost gospodarczy przyświecają też Hiszpanii, Portugalii, Włochom i Grecji, które najmocniej ucierpiały wskutek kryzysu. Dwa ostatnie państwa są dodatkowo w dużym stopniu uzależnione od rosyjskiego gazu, zaś w przypadku Grecji dochodzi jeszcze wspólne dziedzictwo religijne z Rosją. Bezpieczeństwo energetyczne jest czynnikiem decydującym dla Słowacji i Węgier, zaś Budapeszt w pewnym momencie wspomniał nawet o autonomii dla mieszkających na Ukrainie Węgrów.
Prorosyjskie sympatie, import rosyjskiego gazu i duże obroty handlowe powodowały, że przeciw sankcjom opowiadały się Niemcy. Berlin przeszedł jednak na bardziej neutralne stanowisko, nie chcąc otwartego sporu w tej sprawie z Warszawą i Londynem. Po zestrzeleniu w lipcu malezyjskiego samolotu, w którym większość ofiar stanowili Holendrzy, z łagodnego stanowiska wobec Rosji zrezygnowała Holandia. Spośród innych kluczowych członków NATO wyraźnego stanowiska nie zajmuje Turcja, choć sytuacją w regionie jest żywotnie zainteresowana.

Wirtualny rozejm po ukraińsku

W przeddzień szczytu NATO rosyjski prezydent zintensyfikował działania dyplomatyczne. Rozmawiał przez telefon z ukraińskim prezydentem Petrem Poroszenką, a podczas wizyty w Mongolii, jeszcze przed spotkaniem z tamtejszym przywódcą Cachiagijnem Elbegdordżem, przedstawił własny plan pokojowy dla Zagłębia Donieckiego.

– Po drodze z Błagowieszczeńska do Ułan Bator, w samolocie, napisałem kilka punktów, można powiedzieć, pewien rodzaj planu działań – mówił Władimir Putin. Pomysł zakłada wstrzymanie działań zbrojnych przez siły ukraińskie i ich wycofanie na pewną odległość od miast Donbasu, stworzenie korytarzy humanitarnych dla ludności i wysłanie do zrujnowanych miast brygad remontowych. Plan miałby być kontrolowany przez siły międzynarodowe. Trudno przypuszczać, by Ukraina zgodziła się na takie warunki, ponieważ groziłyby one zamrożeniem konfliktu na lata.

Rozmowa Putina z Poroszenką wywołała zamieszanie z jeszcze jednego powodu. „W rezultacie rozmowy z prezydentem Rosji umówiliśmy się co do stałego zawieszenia broni w Donbasie. Chwała Ukrainie!” – napisał Poroszenko na Twitterze. Po godzinie ta informacja została sprostowana, a zamiast „stałego zawieszenia broni” pojawiły się „kroki, które pomogą osiągnąć rozejm”. – Rosja nie może rozmawiać o wstrzymaniu ognia, skoro nie jest stroną konfliktu – tłumaczył rzecznik Putina Dmitrij Pieskow, który wciąż zaprzecza, by rosyjskie oddziały były obecne na terytorium Ukrainy. Doniesienia natychmiast zdementowali też przedstawiciele separatystów. – To jakaś gra Kijowa. Dla nas to pełne zaskoczenie, decyzje podejmowano bez nas – mówił Andrij Purhin, wicepremier samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej, reprezentujący ją na rozmowach pokojowych w Mińsku.

Tymczasem obie strony konfliktu zapowiedziały zmianę własnych doktryn wojennych. Premier Ukrainy Arsenij Jaceniuk oświadczył, że w nowej wersji dokumentu Rosja zostanie wpisana jako państwo agresor i jedyne zagrożenie dla integralności terytorialnej kraju. Wcześniej do parlamentu trafił projekt ustawy wykreślający z ustawodawstwa zapis o pozablokowości Ukrainy. Z kolei Rosjanie zamierzają wprost zapisać we własnej doktrynie możliwość prewencyjnego uderzenia jądrowego. – W dokumencie powinniśmy określić prawdopodobnego przeciwnika Rosji, czego nie zrobiliśmy w wersji z 2010 r. Według mnie naszym głównym przeciwnikiem są USA i blok północnoatlantycki – przekonywał przedstawiciel ministerstwa obrony gen. Jurij Jakubow.