Prezydent Barack Obama skierował do Zatoki Perskiej amerykański lotniskowiec i inne okręty wojenne, które mogłyby wziąć udział w ataku z powietrza na pozycje sunnickich islamistów. Rzecznik Białego Domu Jay Carney poinformował jednak, że na decyzję w sprawie ewentualnego ataku trzeba poczekać kolejnych kilka dni.
"Prezydent będzie prowadzić konsultacje z doradcami do spraw bezpieczeństwa" - oświadczył Carney sugerując, że obecne władze Iraku nie spełniły jeszcze warunku jaki postawili im Amerykanie. Warunkiem tym jest pojednanie z Kurdami i Sunnitami, którzy zostali zmarginalizowani przez rząd premiera Nouriego al-Maliki. Barack Obama uważa, że to właśnie polityka wrogości wobec Sunnitów prowadzona przez al-Malikiego stworzyła warunki do obecnej rewolty islamistów.
Część Demokratów w Kongresie zaczyna głośno sprzeciwiać się planom ataków z powietrza na pozycje dżihadystów. Ich zdaniem, skuteczność amerykańskich bombardowań będzie niewielka, a mogą one doprowadzić do wielu ofiar wśród cywilów.