Straszenie nowym, bardziej eurosceptycznym składem parlamentu UE to przesada - tak mówił dziś w Londynie prezes NBP Marek Belka.

Podkreślał, że współpraca unijna przyniosła naszemu krajowi wymierne korzyści i dodawał, że nie spodziewa się, żeby po wyborach miała ona być trudniejsza. Bo rola takich ugrupowań jak brytyjska Partia Niepodległości czy francuski Front Narodowy mimo wszystko pozostanie marginalna.

"Nie wierzę, że w poniedziałek obudzimy się w zupełnie nowej rzeczywistości. Skrajne ugrupowania zwiększą swój udział w Europarlamencie, ale nie na tyle, by decydować o jego ogólnym nastawieniu. Dalej będziemy mieli sytuację, w której rządzić będą EPP, Socjaliści, Liberałowie i Zieloni Nie wiem, jaki będzie nowy układ, ale nie przesadzajmy z tym olbrzymim sukcesem sił skrajnych" - przekonywał były premier.

Wicepremier podsumowywał też dekadę, podczas której brytyjskie granice były otwarte dla polskich imigrantów. I choć nie ma wątpliwości, że Wyspy na imigracji zyskały, nie krył niepokoju wpływem tego zjawiska na nasz kraj.

"Uważam, że emigracja tej całej masy fantastycznych, młodych ludzi to jest dla Polski straszna tragedia. Niedługo będziemy mieli w Polsce brak wykwalifikowanych rąk do pracy" - mówił Marek Belka, ale przyznawał, że nasza gospodarka miałaby problemy z wchłonięciem ewentualnej wielkiej fali powracających emigrantów.

Marek Belka był gościem rozpoczynającej się dziś dwudniowej konferencji poświęconej dekadzie intensywnych kontaktów gospodarczych pomiędzy Londynem a Warszawą, które stały się możliwe po wstąpieniu Polski do Unii.