Kwestia Ukrainy to najważniejszy test polskiej polityki i polskich polityków od lat. Choć to Polska była forpocztą wschodniego sąsiada w Unii, to był moment, gdy razem z Brukselą opuściliśmy ręce.



Gdy Rosja gospodarczo szantażowała Kijów, trudno było zmobilizować Unię do tego, by głośno powiedziała „nie” i zdecydowanie potępiła Kreml. By przerwała grę, której nie może wygrać. Bo – cytując Kisiela – w sprawie Kijowa Unia grała w szachy, a Rosja w dupniaka. Na szczęście Ukraińcy na ulicach Kijowa i innych miast wywrócili stolik. Zwolennicy integracji pokazali, że decyzja prezydenta Janukowycza w sprawie wstrzymania podpisania umowy stowarzyszeniowej nie kończy sprawy.
Teraz zdać ukraiński test możemy, robiąc wszystko na wszystkich możliwych politycznych frontach. W Brukseli i w Kijowie, i do tego z głową, by nie eskalować niepotrzebnie napięcia. Wiadomo, że na krótką metę Unia nie przelicytuje Kremla finansowo. Po prostu Bruksela nie jest w stanie urządzić takiej promocji jak np. Gazprom, który wcześniej podyktował Ukraińcom najwyższe ceny gazu w Europie, więc teraz ma z czego opuszczać. Rosja może zablokować ponad jedną trzecią ukraińskiej wymiany handlowej, a Bruksela nie. Ale należy zrobić wszystko, co można, by Ukraina wiedziała, że nie zostanie sama. Jednocześnie szczerze Ukraińcom powiedzieć, ile mogą od Unii dostać, a ile pracy muszą wykonać sami. Umowa stowarzyszeniowa to dopiero początek drogi. Są jednak gesty, które nie kosztują dużo, a które są atutem Brukseli. Tak jest ze zniesieniem wiz. Unia potrafi skutecznie kontrolować ruch także bez wiz, więc powinniśmy przekonać resztę unijnych partnerów, że nie ryzykują dużo.
Warunek drugi jest nie mniej ważny od pierwszego. Muszą go zdać polscy politycy. Jeśli słucha się ich deklaracji dotyczących politycznych celów zbliżenia Ukrainy do Unii, to są identyczne. Ale zaraz potem zaczyna się pokazywanie, kto i co zrobił lub czego nie zrobił. Niestety w samym środku gorących politycznych wydarzeń na Ukrainie sporą część medialnej aktywności w Polsce rządzący i opozycja trawią na wzajemne oskarżenia lub odmawianie sobie racji. Na wzajemne rozliczenia przyjdzie czas potem. Gdy nastąpi przesilenie, można będzie dyskutować, czy ktoś słusznie wypina pierś po ordery. Inaczej będzie jak w przysłowiu – rosyjskim zresztą – chcieliśmy jak najlepiej, a wyszło jak zawsze.