Na co dzisiaj zły jest Polak? Na rząd i Sejm, na służbę zdrowia, na kolegę z pracy i na sąsiada, bo kupił nowe auto. Na żonę, bo nie rozumie, na dzieci, bo bałaganią. I na siebie, bo pensja wystarcza mu na bułkę z kefirem. Siedzimy na zegarowej bombie społecznego oburzenia. Wybuchnie?
Jeszcze niedawno mówiło się, że Polska jest zieloną wyspą na europejskim morzu niepokoju ekonomicznego. Wskaźniki rosły, władza cieszyła się poparciem społeczeństwa, a rządząca partia jako jedyna w historii dwa razy z rzędu wygrała wybory. Jako jedyni w Europie uniknęliśmy recesji po kryzysie finansowym. „Teraz jednak gospodarka zwalnia, bezrobocie wzrosło do 13,2 proc., a niezadowoleni Polacy krytykują rząd za brak wizji” – napisał kilka dni temu jeden z najpoważniejszych europejskich dzienników, hiszpański „El Pais”.
To prawda. Nie trzeba jednak czytać po hiszpańsku, aby zauważyć, że od niedawna nad Wisłą rośnie społeczne oburzenie. Polska Tuska i Kaczyńskiego nie ma dzisiaj niemal nic wspólnego z Polską Kowalskiego. To jakby wyobrazić sobie stare kolejowe tory w czasie upału. Każda szyna odkształca się i wygina w swoją stronę. Pociąg, który dojedzie do miejsca awarii, albo musi się zatrzymać i czekać na usunięcie jej skutków, albo – jeśli maszynista na czas nie zwolni – z hukiem wypadnie na pobocze. Dzisiaj w Polsce w aspekcie społecznym realizuje się ten pierwszy scenariusz. Na razie, bo drugi wcale nie jest niemożliwy. Politycy idą w swoją stronę, bredząc bez ładu i składu i uprawiając sztukę dla sztuki. Ludzie przyjmują walkę sejmowych buldogów pod dywanem z coraz szerszym uśmiechem politowania, a parlamentarni dyletanci utrzymywani z naszych pieniędzy stają się przednim tematem kabaretowym. Internet aż huczy od niewybrednych żartów z polityków, np.: „Jaki jest ulubiony bohater literacki polskiego posła? Pinokio”.
Ale to coraz częściej śmiech przez łzy. Polska rzeczywistość daleka jest dzisiaj od optymizmu. Kipi z niej powszechne niezadowolenie, które dotyczy trzech na pięciu rodaków. W okresie niedawnej prosperity, przed 2009 r., „narzekaczy” było jedynie około 23 proc. Dzisiaj prawie trzy razy więcej. Trzy piąte Polaków bowiem (58 proc.), jak niedawno ustaliło CBOS, czuje potrzebę publicznego wyrażenia frustracji z powodu źle ocenianych warunków materialnych własnego życia i zaliczyłoby się w związku z tym do grupy „oburzonych”, czuje się dotknięte skutkami kryzysu gospodarczego i, co istotne, zupełnie nieosłonięte przed nimi przez państwo. Podobny, minimalnie wyższy poziom niezadowolenia (59 proc.) dotyczy niesatysfakcjonującego kształtu, jaki przybrało życie polityczne w naszym kraju.
Niskie płace, wysokie ceny
Ankietowanych CBOS szczególnie oburza brak pracy i wysoki poziom bezrobocia. Z czynnikiem tym łączy się krytyczny stosunek do polityki gospodarczej rządu, który nie jest w stanie tworzyć nowych miejsc zatrudnienia. Ten stan rzeczy wywołuje wiele negatywnych konsekwencji społecznych, np. emigrację młodych, która po osłabieniu w latach 2009–2011 ponownie rośnie. Oburzenie wzbudza także niski poziom płac, co w połączeniu z rosnącymi cenami i opłatami sprawia, że wielu Polakom, którzy mają szczęście mieć pracę, i tak trudno przeżyć od pierwszego do pierwszego. Dodatkowo, nawet jeśli pracę mamy, to często nie jesteśmy zadowoleni z form zatrudnienia – przede wszystkim z umów śmieciowych – i złego traktowania przez pracodawców. Jak ustalili ankieterzy CBOS, polski bunt z powodu braku wzrostu poziomu płac wydaje się jednym z poważnych problemów, z którym będą musiały się mierzyć kolejne rządy. Na liście przyczyn oburzenia wymienianych przez ankietowanych z jednej strony pojawiały się bardzo często „niskie płace”, „za małe pensje”, „niskie zarobki” oraz formułowane ogólnie zarzuty w rodzaju „ludzie nie mają za co żyć”, a z drugiej – „podwyżki cen” czy też w ogóle „wysokie ceny”, „drożyzna”, „inflacja”.
Z badania wynika, że narzekamy również na rosnące w szybkim tempie różnice dochodowe. Co znamienne, pojawia się problem „zubożenia klasy średniej”, tradycyjnie dość dobrze sobie radzącej. Właśnie w ramach tej grupy społecznej pojawia się największa dynamika niezadowolenia. O ile pięć lat temu młodzi, wykształceni i osiągający wysokie dochody nie mieli większych powodów do obaw, czy zawsze będą w stanie utrzymać swoje życie na poziomie, do którego się przyzwyczaili, o tyle dzisiaj lęków tych nie brakuje im na co dzień. Wynikają one głównie ze stałej obawy o zatrudnienie, bo tym o nie trudniej, im bardziej rozbudzone ma się ambicje i oczekiwania finansowe.
Oswoić niepokój
To pierwszy obszar wielkiego społecznego niezadowolenia. Drugi dotyczy sfery publicznej. Wśród często wymienianych powodów frustracji i oburzenia znalazły się te, które wiążą się z niewłaściwym funkcjonowaniem instytucji państwa lub instytucji, za które państwo ponosi odpowiedzialność. Przede wszystkim narzekano na sytuację w służbie zdrowia; mówiono o kolejkach do lekarzy, micie bezpłatnej opieki medycznej. Wskazywano także na złe funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości w ogóle, a szczególnie na powolność działania i niesprawiedliwość sądownictwa oraz prokuratury. Liczną grupę wypowiedzi stanowiły głosy krytyczne dotyczące szkolnictwa i zmian wprowadzonych w szkołach – pojawienia się gimnazjów, nowych zasad egzaminów maturalnych czy wprowadzenia obowiązku nauki w szkole od 6. roku życia. Wśród obiektów naszego niezadowolenia niemal z automatu znalazły się także ZUS i instytucje opieki społecznej.
Wydaje się, że wysokie notowania rządu to już przeszłość, bo na rząd też jesteśmy oburzeni. I to skrajnie. Nie podoba nam się jego polityka – i wewnętrzna, i zagraniczna, i społeczna, i ekonomiczna. Mierzi nas nierealizowanie obietnic. Premierowi za złe mamy „zamach” na wiek emerytalny, który zdaniem wielu z nas pogrzebie jego szansę na trzecią kadencję w fotelu szefa rządu. Władza jest w naszej opinii arogancka, traktuje nas instrumentalnie, nie jest zainteresowania prowadzeniem dialogu, a nawet nie słucha, co się do niej mówi. Szczególnie irytują nas przypadki korupcji, kolesiostwa, wysokich premii dla urzędników i wyrzucania w błoto publicznych pieniędzy. Z drugiej strony dostrzegamy, że władza zupełnie nie radzi sobie z problemami dnia codziennego, np. brakiem żłobków i przedszkoli, co jest szczególnie istotne dla dość prężnej, świadomej grupy wyborców, czyli ludzi w wieku 25–35 lat.
Ale nie tylko politycy działają nam na nerwy. Także sąsiedzi, koledzy z pracy i ludzie na ulicy. Oburzenie i złość wywołują w nas negatywne cechy rodaków: pijaństwo, nietolerancja, zazdrość, zawiść, pieniactwo, nieumiejętność zawierania kompromisów, konieczność stawiania na swoim, bezmyślność i bezrefleksyjność.
– Dzisiejsze niezadowolenie Polaków ma korzenie w 1989 roku i jest odwzorowaniem głębokiej, wieloletniej frustracji polityczno-ekonomicznej, która towarzyszy nam od początku transformacji – wyjaśnia dr Jacek Kucharczyk, prezes Instytutu Spraw Publicznych. – Raz jest ona silniejsza, raz słabsza, ale obecna jest niemal bez przerwy. Zawsze jest ktoś, kto jest z czegoś niezadowolony. Zawsze w publicznej przestrzeni funkcjonują jednostki skrajnie sfrustrowane i niedocenione.
Zdaniem dr. Kucharczyka dzisiaj to oburzenie siłą rzeczy musi być silne, jeśli nie najsilniejsze od chwili upadku komunizmu, ponieważ po latach 2006–2008, kiedy polska gospodarka przeżywała złoty okres, a rynek pracy był rynkiem zatrudnionego, a nie pracodawcy, bo w ofertach można było przebierać, mamy do czynienia z sytuacją odwrotną. Co wyjątkowo bolesne, zachowujemy przy tym świeżą pamięć o wysokich aspiracjach i niecodziennych celach, jakie sobie niedawno stawialiśmy – dotyczy to szczególnie klasy średniej. Dzisiaj są one w wielu wypadkach nieaktualne.
– Wraca niepokój początków nowego polskiego państwa, niepewność, co jutro, pojutrze, za tydzień. Obcowaliśmy z nią we wczesnych latach 90., musimy ją oswoić ponownie również dzisiaj – dodaje ekspert.
Każdy sobie rzepkę skrobie
Rozczarowanie stanem państwa oraz malejący potencjał społeczny potwierdza również Diagnoza Społeczna 2013 autorstwa prof. Janusza Czapińskiego, znanego psychologa społecznego. Z niej także czarno na białym wynika, że spada odsetek Polaków, którzy są zadowoleni z sytuacji w polskiej sferze publicznej. Obecnie wynosi on 23 proc., czyli o 3 pkt proc. mniej niż przed dwoma laty. – Jedną z przyczyn jest rosnący wskaźnik bezrobocia (rejestrowanego w urzędzie), który zwiększył się między 2011 r. a 2013 r. z 10,9 proc. do 13,9 proc. Sprzyja to wzrostowi poparcia dla Prawa i Sprawiedliwości kosztem rządzącej PO. – W 2013 r. 35,5 proc. z nas zadeklarowało, że woli PiS, 33,8 proc. – że Platformę – ocenia prof. Janusz Czapiński.
Profesor zwraca uwagę, że w odbiorze społecznym rośnie znaczenie zdrowia (65,3 proc., wzrost o 1,2 pkt proc.), pracy (32,1 proc., wzrost o 1,4 pkt proc.), pieniędzy (29 proc., wzrost o 0,8 pkt proc.) oraz przyjaciół (10,6 proc., wzrost o 0,2 pkt proc.). Jednocześnie mniejszą rolę Polacy przypisują takim wartościom jak małżeństwo (50,4 proc., spadek o 3 pkt proc.) oraz dzieci (46,1 proc., spadek o 1,5 pkt proc.). Co jednak najbardziej niepokojące, frustracja i niezadowolenie z rzeczywistości rośnie, bo kurczy się kapitał społeczny. Zmniejsza się odsetek tych, którzy ufają innym (12,2 proc., spadek o 1,2 pkt proc.), osób aktywnych społecznie (15,2 proc, spadek o 0,4 pkt proc.) oraz członków organizacji (13,7 proc., spadek o 1,1 pkt proc.).
– Nie wierzymy w sens wspólnej pracy. Każdy sobie rzepkę skrobie. Zapominamy jednak, że system jest silniejszy niż wybitna nawet jednostka. Do niedawna szczególnie klasa średnia uważała, że pieniędzmi można system zmienić albo go obejść. Służba zdrowia nie działa? To nic, idziemy prywatnie. Szkoła przepełniona i na niskim poziomie? I tak zapisujemy dzieci do społecznej. Problem w tym, że całej rzeczywistości, która nas otacza, nie zmienimy mechanizmami finansowymi. Zawsze będzie tak, że na coś nie uzyskamy wpływu. A to w zderzeniu z łatwością załatwiania rzeczy za pieniądze musi wywoływać oburzenie i frustrację – przekonuje dr Kucharczyk.
Zdaniem specjalistów politycy nie mają dzisiaj szans, aby zmienić ten stan rzeczy. Tym bardziej że sami zmieniają się dopiero, gdy czują na gardle wyborczy nóż. Przykład można znaleźć w Warszawie, gdzie ignorancja prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz ustąpiła zaangażowaniu w sprawy miasta i jego mieszkańców dopiero w chwili, gdy nad stołecznym ratuszem zawisło ryzyko referendum. Bo jeśli warszawiacy zdecydują w nim, że mandat prezydent miasta i wiceszefowej rządzącej PO należy wygasić z powodu jej nieudolności, będzie to nie tylko spektakularna porażka Gronkiewicz-Waltz, ale w dużym stopniu również premiera Tuska i całej PO, która od chwili powstania w cuglach wygrywa wybory w liberalnej stolicy.
W takiej sytuacji rolą katalizatora oburzenia może być, jak twierdzą eksperci, jedynie poprawa ogólnej sytuacji gospodarczej, wzrost perspektyw na dobrą pracę i zmianę życiowego położenia.
– Cokolwiek by mówić o Marksie, w jednym miał rację. Do dzisiaj byt określa świadomość – przekonuje dr Wojciech Jabłoński, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego. – Dla Polaków znaczenie w leczeniu frustracji ma w niewielkim stopniu ogólna sytuacja polityczna, bo tą już dawno przestaliśmy się w ogóle przejmować. Liczy się raczej nasze indywidualne dobro, to, co możemy zyskać albo stracić. Nikt, kto jest realistą, nie uwierzy już, że wymiana elit kierujących Polską od 1989 r. jest możliwa. Kto miałby tej wymiany dokonać? Na pewno nie sami politycy, bo ich konserwuje najlepiej status quo. Społeczeństwo też nie, bo jego najbardziej mobilna część, zdolna być może do dynamicznych ruchów społecznych, wyjechała za granicę, wyjeżdża i będzie wyjeżdżać. Tym bardziej że młodym nie mamy jako kraj zupełnie nic do zaoferowania – dodaje dr Jabłoński.
Koniec z dobrymi wujkami
Nie zmienia to jednak faktu, że do Polaków, którzy nad Wisłą zostali, zaczyna też docierać, że wbrew temu, co zapowiadały kolejne rządy, wcale nie żyje im się lepiej, a osławiona koncepcja zielonej wyspy nie wytrzymuje konfrontacji z rzeczywistością. Jaka ona jest, każdy widzi. Młodym brakuje perspektyw na start zawodowy, zakup mieszkania czy założenie rodziny. Nie ma pewności co do wysokości przyszłej emerytury, a ludzie starsi martwią się, czy służba zdrowia będzie w stanie udzielić im potrzebnej pomocy.
– Dodatkowo wszyscy jeździmy po dziurawych drogach, po ciągle nielicznych i drogich autostradach lub w starych i brudnych wagonach PKP. Obraz ten potęguje wszechogarniająca niemoc słabych instytucji państwa i wymiaru sprawiedliwości czy też chaotyczna polityka zarządzania procesami społeczno-gospodarczymi oraz brak strategicznego myślenia o przyszłości kraju – diagnozuje Izabela Albrycht, prezes Instytutu Kościuszki. – Przykładem może być chociażby zapaść w polskiej energetyce czy nieumiejętność zorganizowania przestrzeni prawno-inwestycyjnej dla gazu łupkowego, który miał wygenerować zyski na poczet przyszłych emerytur. Rosnący poziom frustracji Polaków z powodów politycznych i gospodarczych, a tym samym oburzenie na klasę i system polityczny nie mogą zatem dziwić.
Tym bardziej że przez wiele lat ludzie traktowani byli przez polityków jak automaty, które mają iść na wybory, bo taki jest ich obowiązek (o swoich obowiązkach politycy jednak nie pamiętają albo je lekceważą), wypełnić kartę do głosowania, oddając ważny głos, i wrzucić ją do urny. Mieliśmy nie zadawać pytań, a tym bardziej nie akcentować swojego niezadowolenia. Wyborcom obiecywano wiele, prosząc jednocześnie o wyrozumiałość, jeśli chodzi o czas, w którym zobowiązania zostaną zrealizowane, bo „przecież Polska to biedny kraj na dorobku i na niewiele nas stać”. Mimo to Polacy udzielali kolejnym rządom dużego kredytu zaufania. Ale dzisiaj na ten kredyt nie ma co liczyć. Czas dobrych wujków się skończył.
Podróże kształcą
Na proces narastającego niezadowolenia wpływa także inne równoległe zjawisko, które specjaliści nazywają samouświadomieniem obywatelskim. Wielu Polaków w ostatnich latach, poszukując pracy, studiując bądź podróżując, odwiedzało kraje wysokorozwinięte, gdzie, inaczej niż w Polsce, przestrzeń społeczna jest zaprojektowana tak, by służyć ludziom, a nie tak, by im przeszkadzać, szukać na nich haków i rzucać im kłody pod nogi. Dzięki tym eskapadom sprawdziliśmy na własnej skórze powiedzenie „podróże kształcą”. Mieliśmy bowiem okazję sami ocenić różnice w poziomie rozwoju i życiowych standardów. A potem wyciągnąć wnioski. Szkoda tylko, że częściej jeździmy po świecie niż nasi politycy. Może oni też czegoś by się nauczyli.
– Oburzenie Polaków nie będzie katalizatorem dobrych zmian i podwyższenia standardów w rządzeniu krajem. Należy się raczej spodziewać tego, że po raz kolejny nie pójdziemy na wybory, aby nie dać się zwieść pustym obietnicom. W wyniku tej obywatelskiej niemocy niewymieniający się od lat na scenie politycznej ci sami aktorzy będą mieli jeszcze mniejszą motywację do generowania lepszych pomysłów na rządzenie państwem – ocenia Izabela Albrycht.
Prawdziwy wybuch oburzenia zapewne jednak dopiero przed nami. Będzie on innego rodzaju niż dotychczas nam znane. – Nie będzie w tej aktywności miejsca dla tradycyjnej polityki i dla partii politycznych. Nie będzie zresztą miejsca dla nikogo, kto już był bądź jest w polityce, nawet jeśli nie jest oceniany fatalnie. Zniknie tradycyjny podział na PO i PiS. Związki zawodowe, wystarczająco skompromitowane w ostatnich 20 latach, przestaną mieć jakiekolwiek znaczenie. Znajdzie się za to przestrzeń dla ludzi spoza obecnej polityki, dla protestów idących z sieci, bez wyrazistych liderów i jasnych postulatów, trudnych do skanalizowania i rozbicia. Choć oczywiste jest, że system demokratyczny będzie próbował osłabiać takie trendy, ale co do skuteczności tych działań możemy mieć wątpliwości – przewiduje Eryk Mistewicz, konsultant strategii politycznych i marketingu, współautor „Anatomii władzy”. – Ciekawy pod tym względem był wybuch społecznego niezadowolenia w Mołdawii, jak również ostatnie wydarzenia w Turcji. Warte obserwacji są protesty w Hiszpanii, gdzie bezrobocie wśród młodych przekracza według Eurostatu 50 proc. Nowe media pozwalają im na nieskrępowaną wymianę opinii i natychmiastowe zorganizowanie się. To, czego można być dziś pewnym, to fakt, że zmiana nadejdzie z sieci. A więc będzie gwałtowna i trudna do opanowania tradycyjnymi metodami, przez tradycyjną politykę.
Być może nawet tę politykę zmiecie z powierzchni. Raz a dobrze. Dzisiaj na nic innego nie zasługuje. Na liczniku zegarowej bomby społecznego oburzenia zero, czyli wybuch jest coraz bliżej.
Dzisiejsze niezadowolenie Polaków ma korzenie w 1989 r. i jest odwzorowaniem głębokiej, wieloletniej frustracji polityczno-ekonomicznej, która towarzyszy nam od początku transformacji
Komentarze (121)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszemlody przyjacielu,
takie rzeczy sa zrobione, I dostepne on line, deko wysilku I znajdziesz je, I byc moze nauczysz sie czegos prz okazji.
przyklad:
http://en.wikipedia.org/wiki/Wealth_in_the_United_States
cytat:
Including human capital such as skills, the United Nations estimated the total wealth of the United States in 2008 to be $118 trillion
rowniez, wczesniej sugerowales, ze OPEC chcial rozliczac sie w innych walutach niz zielony. Owszem chcial kiedys, ale juz nie bedzie upierdliwy dla USA, I to z powodu amerykanskich lupkow.
Tak wyglada poczatek konca OPEC:
http://autos.yahoo.com/photos/2014-ford-f-150-cng-slideshow/
http://www.freightlinertrucks.com/trucks/alternative-power-trucks/natural-gas
Proponuje Ci mlody przyjacielu, nie szukaj problemow w USA, lepiej bedzie dla Pl, rowniez dla Ciebie, jesli skoncentrujesz sie na szukaniu tych dobrych rzeczy w USA, a jest ich mnostwo, I zaczniesz myslec, jak je przeniesc do PL.
Rowniez, jesli chcesz koncentrowac sie na tych zlych cechach USA (jak np bardzo zle funkcjonujacy Congress), poczytaj, popytaj (np mnie) dlaczego tak jest, jakie sa przyczyny tego, I kiedy w PL przyjdzie moment na prawdziwe reformy, bedziesz wiedzial co robic, zeby nie wpasc w ta pulapke, byc moze bedziesz mogl to wykorzystac, wykorzystac swoja wiedze (ktorej w tej chwil nie masz, ale mozesz ja miec).
Moja dobra rada mlody przyjacielu
Brak argumentów? Jad się skończył pasjonatce?
Miłego dnia!
A czy możesz wycenić ten potencjał i markę USA bo produkt który jest najważniejszym wskaźnikiem rozwoju w stosunku do długu wygląda słabo? Nie jest to dług rządu tylko obywateli! Czy jest możliwa sprzedaż owej marki i potencjału czy to tylko wartość umowna?! Wiesz, życie ludzkie też jest bezcenne a jednak nie da się nim handlować :)))
Tak, w czasie kryzysu wartość dolara wzrasta co DOBIJA I CZYNI GOSPODARKĘ USA MNIEJ KONKURENCYJNĄ PRZEZ WŁAŚNIE DROGIEGO DOLARA !!! Zobacz jak walczy Szwajcaria z drogim frankiem i dlaczego. O obligacjach już pisałem.
Sięgnij do historii starożytnej, dużo potężniejsze od USA imperia upadały.
Powiedz mi dlaczego agencje ratingowe obniżyły rating USA? Czyżby z powodów o których wcześniej pisałem???
USA rośnie konkurencja w Azji, Unia ewoluuje w inną stronę ale też jest potęgą. My tego nie dożyjemy ale jeszcze w tym wieku Stany stracą swoją hegemonię. Patrz oczami a nie sercem :)
mlody przyjacielu,
dlug USA, rzadu USA, w stosunku do produktu narodowego, jet bardzo wysoki.
Dlug rzadu USA w stosunku do wartosci, potencjalu jest bardzo niewielki.
Dlug rzadu USA w stosunku do wartosci marki 'USA' jest smieszny.
Dlatego moga sobie drukowac, latwo sprzedawac obligacje, I wartosc zielonego zawsze pojdzie w gore, kiedykolwiek masz systuacje kryzysowe.
Zapytaj siebie, jaka wartosc ma marka 'Chiny' w stosunku do ich produktu narodowego?
Ile to jest dla 'Stanow Zjednoczonych Europy'?
Mlody przyjacielu, oby jak najszybciej USA znalazly prawdziwego konkurenta , mam nadzieje EU. Bedzie to dobre rozwiazanie dla wszystkich, USA rowniez
widzę że jesteś wypoczęta i w dobrej formie by pluć jadem!
Nie tylko Ty wiesz jak wygląda szkoła i praca nauczyciela. Każdy z nas spędził w niej wiele lat, mamy dzieci które chodzą bądź chodziły do szkoły z którymi odrabia się lekcje i widzi na co dzień co jest robione na lekcjach i jak nauczyciel realizuje program! Znam wielu nauczycieli, którzy nie ukrywają, że praca w szkole to w porównaniu do innych zawodów sielanka ale oni nie są pewnie takimi pasjonatami jak Ty choć ich wyniki podobnie do Twoich są powyżej średniej.
Jak krytyka wywołuje u Ciebie duszności to czas najwyższy zaraz po wakacjach pójść na roczny urlop dla poratowania zniszczonego wakacjami zdrowia! (dwa miesiące plucia w monitor może wykończyć :))))
Gdy ktoś Ci mówi prawdę posądzasz go o zawiść a co powiesz osobie , która chce przywilejów kosztem innych zapewniając, że PRAWIE nie będzie z nich korzystać - opodatkujesz się dla niej dodatkowo?!
Sporo w Tobie hipokryzji. Ciekawe dlaczego porzuciłaś działalność gosp. i poszłaś do szkoły skoro tam tak źle?!. Może wróć do biznesu, razem będziemy się składać na "przepracowanych" nauczycieli!?
Wydaje mi się, że jesteś sentymentalny i żyjesz wspomnieniami. Zwróć uwagę, że kiedyś dolar był jedynym poważnym pieniądzem światowym, teraz taką rolę pełni także euro, frank, jen, funt a poziom rezerw innych państw w dolarze z roku na rok maleje. Nawet Polacy oszczędności trzymali w dolarach - a teraz?! Co do obligacji masz rację, sprzedają się dobrze. Tylko wszystkie obligacje mają swój termin zapadalności i trzeba je kiedyś wykupić z procentem albo rolować. Czy wierzysz że zawsze będą tylko rolowane?! A za co USA je wykupi jak już teraz drukarnie pełną mocą drukują puste dolary? Nawet kraje OPEC coraz częściej mówią o odejściu od rozliczeń w dolarach. Dlaczego?!
Król jest nagi i świat coraz bardziej to dostrzega ale póki co, trwaj chwilo jesteś piękna!
slyszales takie powiedzenie:
USA kicha, swiat choruje ...
USA to nie jest kraj, to jest potwor inowacyjny, naukowy, technologiczny, militarny.
Raz jeszcze Ci podkreslam, najlepiej sprzedajea sie obligacje (dlug) rzadu USA. Jesli ktokolwiek chce bezpiecznie schowac pieniadze, kupuje obligacje rzadu USA.
Czy chcesz, czy nie, tak jest.
Twój zachwyt USA trochę mnie dziwi, być może wynika on z kompleksów jakich nabawiliśmy się w czasach PRL. Obecne USA to cień Stanów z tamtych lat, potężne zadłużenie i permanentna inwigilacja. Wcześniej czy później wierzyciele upomną się o swoje i być może ich złoto będzie gdzieś indziej. A co do Chin i ich tanich towarów to zauważ, że jakość stale się podnosi a obecnie to USA bardziej potrzebują Chin niż odwrotnie. Imponuje mi za to amerykańska swoboda gospodarcza.
prezentujesz poziom typowego polskiego nauczyciela, brak merytorycznych argumentów nadrabiasz agresją. Jeśli Ci duszno to otwórz głowę na świat bo tkwisz w swoim zaścianku i tylko krzyczysz wincyj, wincyj wincyj pieniędzy. Dzięki takim filologom jak ty nasze dzieci niedługo będą faktycznie wspinać się na drzewa po banany.
Na szczęście są dobre szkoły prywatne, gdzie ludzi o takiej roszczeniowej postawie nie dopuszcza się do dzieci.
USA ma powazne problem, najwazniejszy z nich, i zrodlo wszelkich problemow jest niefunkconujacy Congress.
Approval rate for Congress runs at about 12%, lowest ever!
Wracajac do mojego zapytania. Dla nas wszyskich, ktorzy jada w odwedziny do kraju, wygladacie tak same -- zero wiedzy o swiecie, nie dacie sobie niczego wytlumaczyc, nie jestascie otwarci na nowe pomysly czy sugestie, a uwazacie sie za alfe I omega, wy wszystko wiecie.
Moj syn, bez zadnych uprzedzen, po powrocie z wakacji w PL, wyrazil taka sama opinie.
Zdumiawajacy jest wasz brak ciekawosci o swiecie, szczegolnosci tej dobrej czesci swiata, do ktorej jezdzimy za chlebam. Nikt mnie jeszcze nie zapytal -- hey, jesli rozumiesz, mozesz wytlumaczyc mi, dlaczego USA jest taki inowacyjny; hey, w jaki sposob budowane jest bogactwo spoleczenstwa USA;
Dla porownania, mamy tutaj lige pilki dla starych chlopow, I ja regularnie kopie. Po meczu, w Niedziele rano, moja grupa idzie sobie oczywiscie na piwko, w grupie mamy: 2 ludzi z UK, jeden Szwed, jeden z Holandii, z Iranu, 2 Amerykanow, sami profesjonalisci, inzynierowie.
Wiekszosc naszych rozmow przy piwki to wzajemne wypytywanie sie, typu:
jak rozwiazana jest opieka lekarska w waszych krajach
kiedy mozesz isc na emeryture
jakie sa mechanizmy odkladania na emeryture
ile kosztuje szkolnictwo wyzsze
z ciekawosci, dla wiedzy, dla porownania.
pozdrawiam
Pierwsza rzecz, jakiej musimy się nauczyć i ti od przedszkola, to DEMOKRACJA, umiejętność rzeczowej wymiany poglądów w miejsce inwektyw i insynuacji. Druga rzecz to umiejętność samodzielnego myślenia i nie poddawanie się manipulacjom.
wytlumacz mie jedna rzecz.
dlaczego wy w Pl macie taki wstret do nowych pomyslow I nauki?
Dla przykladu, ostatnie dyskusje o 'systemie emerytalnym' w Pl (tragiczny system).
Dlaczego zaden z was nie zapytal, np mnie - hey, jak wyglada system emerytalny w USA? dobry? zly? ma cos co mozna przeniesc do Pl?
Dla porownania, corka znajomegp Polaka w USA, kumpla, byla 2 razy na stypendium w Rosji. Po jej powrocie, nasze perwsze pytania byly typu -- widzialas cos tam dobrego co mogloby sie przydac tutaj? nauczylas sie tam czegos, co mozesz wykorzystac tutaj?
skad sie to u was w Pl bierze? wydaje wam sie, ze absolutnie wszystko wiecie najlepiej, nie majac pojecia jak funkcjonuja prawdziwe kraje
Mam nadzieje, ze nie obrazilem nikogo, a zcala pewnoscia nie mialem takiego zamiaru