Wiadomo wciąż niewiele, ale jest już pierwsze zatrzymanie. W rękach policji jest pierwszy człowiek podejrzewany o udział w dzisiejszych fałszywych alarmach bombowych.

Przed południem wiadomości o podłożonych bombach dotarły mailami do 22 instytucji w całym kraju, w tym do prokuratur i szpitali. Ewakuowano w sumie 2,5 tysiąca osób, w tym pacjentów ze szpitali w Katowicach i na warszawskim Bródnie. W tym ostatnim sprawdzanie wszystkich pomieszczeń trwało kilka godzin.

Mężczyzna, zatrzymany w Chrzanowie w związku z fałszywymi alarmami bombowymi, ma status osoby podejrzewanej. Powiedział o tym Informacyjnej Agencji Radiowej rzecznik Komendanta Głównego Policji, inspektor Mariusz Sokołowski. Obecnie prowadzone są czynności procesowe z udziałem mężczyzny. Inspektor Sokołowski nie chciał podać szczegółów podkreślając, że policja chce wyjaśnić sprawę do końca.

Fałszywe alarmy bombowe wstrząsnęły Polską.

Było ich 22 w 14 miastach, a dotyczyły szpitali, sądów, prokuratur i posterunków policji. Po mailach z groźbami ewakuowano ponad 2500 tysiąca osób. Tysiące funkcjonariuszy przeszukiwało instytucje, do których wysłano wiadomość. Teraz trwają poszukiwania sprawców zamieszania. Grozi im do 8 lat więzienia. Do tej pory doszło do jednego zatrzymania.

Poinformował o tym minister spraw wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz. Dodał, że dalsze zatrzymania są kwestią czasu, a policja jest na dobrym tropie. Wyraził też nadzieję, że sprawa zostanie wyjaśniona w ciągu trzech dni. Minister utworzył zespół mający na celu wyjaśnienie dzisiejszych zajść.

Premier Donald Tusk, komentując sytuację z alarmami bombowymi stwierdził, że sprawcy zamieszania, niezależnie od intencji, powinni jak najszybciej trafiać do więzienia. Argumentował, że ktoś decyduje się na fałszywy alarm, musi wiedzieć, że poniesie konsekwencje. Mariusz Sokołowski w rozmowie z Informacyjną Agencją Radiową zwrócił uwagę, że wykrywalność tego rodzaju przestępstw jest bardzo duża. Dodał, że takie zachowanie jest igraniem z bezpieczeństwem drugiego człowieka.

Szpitale, do których wysłano wiadomości o podłożeniu bomby zaczynały przyjmować pacjentów około godziny 14:00. Jak informował wtedy minister zdrowia Bartosz Arłukowicz, niektóre placówki będą mogły wrócić do normalnej pracy dopiero po kilkunastu godzinach. Polityk dodał, że w związku z alarmami w gotowości było sześć śmigłowców Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.

Ewakuację przeprowadzono tylko w jednym szpitalu - w Katowicach. Wyprowadzonych pacjentów przewieziono do innych placówek na Śląsku. W Szpitalu Bródnowskim w Warszawie jedynie ewakuowano pacjentów z przychodni oraz tych, którzy odwiedzali chorych. W pozostałych placówkach, w czasie trwania alarmu bombowego, nie pozwalano wchodzić ludziom do zagrożonych obiektów. Najliczniej o podłożeniu bomb informowano szpitale na Mazowszu. Maile wysłano też do placówek na Śląsku i w Małopolsce.

Anonimowe wiadomości dotarły między innymi do Lublina. Do wybuchu miało dojść miedzy innymi w komendzie wojewódzkiej policji. W tym przypadku skończyło się na przejrzeniu zapisów monitoringu i sprawdzeniu budynku. W Warszawie informacja o podłożeniu ładunku trafiła do kilku szpitali. Wiadomość o bombie dotarła też do siedziby Prokuratury Generalnej. Stamtąd ewakuowano około trzysta osób. Podobnie było w budynkach prokuratury w Krakowie i Koszalinie. Z każdego z nich ewakuowano kilkaset osób.

Ostrzeżenia dotarły także do szpitali i instytucji państwowych w innych miastach, między innymi do Katowic, Szczecina, Ostrołęki, Sosnowca i Jeleniej Góry.