- Gdyby dwadzieścia lat temu rząd Hanny Suchockiej nie upadł jednym głosem, a prezydent Lech Wałęsa nie rozwiązał Sejmu, polska historia potoczyłaby się zupełnie inaczej – przekonuje w rozmowie z "Wprost" historyk, prof. Antoni Dudek.

- Jako historyk jestem sceptyczny wobec historii alternatywnej, ale w realiach 1993 roku można rzeczywiście mówić o innym rozwoju wydarzeń. Gdyby rząd Suchockiej przetrwał wtedy i przetrwał potem do końca kadencji, czyli do 1995 roku, stałby się beneficjentem koniunktury gospodarczej. Która właśnie się zaczynała, a pomogła w rezultacie rządzącemu od 1993 roku gabinetowi SLD-PSL. Rząd Suchockiej wprowadził bowiem podatek VAT, którego efekty były znacznie większe, niż oczekiwano. Stąd w następnych latach były możliwe podwyżki dla sfery budżetowej. A to właśnie brak tych podwyżek był praźródłem wniosku posłów "Solidarności" o wotum nieufności. Rząd rzeczywiście mógł przeżyć to głosowanie, bo spośród ugrupowań go wspierających dwóch posłów ZChN nie zagłosowało – były minister sprawiedliwości Zbigniew Dyka, który się spóźnił na głosowanie i posłanka Bogumiła Boba, która zrobiła to świadomie. W efekcie Lech Wałęsa rozwiązał Sejm, a przedterminowe wybory wygrały SLD i PSL - przekonywał Dudek w rozmowie z "Wprost".

Dudek przekonuje także, że prędzej czy później rząd Suchockiej by upadł, ale porażka mogłaby być mniej dotkliwa, a dla Lecha Wałęsy oznaczałoby to reelekcję. "Lech Wałęsa był o krok od utrzymania prezydentury. Gdyby nie słynna debata telewizyjna, szczególnie ta pierwsza, z Aleksandrem Kwaśniewskim, być może by wygrał. Ale szanse Wałęsy w takich połączonych wyborach byłyby akurat mniejsze. Po to przecież Wałęsa na początku 1995 roku obalał Pawlaka, by zrobić premierem Kwaśniewskiego i utrudnić mu wygraną w wyborach prezydenckich" - mówił w wywiadzie i dodał: "Trzeba jednak pamiętać, że to właśnie Wałęsa ponosi największą odpowiedzialność za upadek obozu postsolidarnościowego. Dlatego, że nie zrobił po wyborach w 1990 roku tego, co Tadeusz Mazowiecki po przegranych przez siebie wyborach prezydenckich. Mazowiecki stworzył Unię Demokratyczną, którą zagospodarowała lewą stronę obozu postsolidarnościowego. Gdyby Wałęsa po wygranych wyborach skonsolidował obóz swoich zwolenników, to prawdopodobnie miałby najsilniejszą partię lat 90.".