Wielu ekspertów określa to jako klasyczną korektę po zbyt gwałtownym rajdzie cenowym. – Rynek zrobił się zbyt rozgrzany. Głównym czynnikiem spadków są ekstremalnie wykupione pozycje – ta hossa dojrzewa – tłumaczy Nicky Shiels, analityczka w firmie MKS Pamp, zajmującej się rafinacją i handlem metalami szlachetnymi cytowana przez Money.pl

Po chwilowym odbiciu kurs ustabilizował się powyżej 4100 USD, jednak nastroje wśród inwestorów pozostają nerwowe. Po miesiącach, gdy złoto biło rekord za rekordem, nagły spadek wywołał efekt domina także na innych rynkach.

Złoto pędziło jak nigdy. Teraz przyszedł moment zatrzymania

Tempo wzrostu notowań w ostatnich tygodniach nie miało precedensu. Tylko w ciągu dwóch miesięcy złoto podrożało o 25 procent, a od początku 2024 roku jego cena niemal się podwoiła – z około 2000 USD do ponad 4000 USD za uncję.

– Sam fakt, że w sześć tygodni wzrosło o tysiąc dolarów, pokazuje, że ceny były zbyt wygórowane. Znaleźliśmy się w stratosferze – dodaje Shiels.

„Financial Times” zwraca uwagę, że we wtorek przeceny dotknęły także inne metale szlachetne: srebro potaniało o 7,4 proc., a platyna o 5 proc.. Tak gwałtowne spadki w tak krótkim czasie są rzadkością nawet na wyjątkowo dynamicznym rynku metali.

Co wywołało tąpnięcie?

Ekonomiści wskazują kilka powodów tego nagłego załamania. Przede wszystkim inwestorzy zaczęli realizować zyski po spektakularnych wzrostach, a na rynku pojawiło się zbyt wiele „przegrzanych” pozycji. Wpływ miało również umocnienie dolara, którego kurs sięgnął 3,65 zł, oraz oznaki ocieplenia relacji między USA a Chinami.

Nie bez znaczenia pozostaje też fakt, że w Stanach Zjednoczonych wciąż utrzymuje się częściowy paraliż instytucji federalnych, co utrudnia publikację danych o kontraktach terminowych. Dla wielu uczestników rynku to sygnał do tymczasowego wycofania kapitału z bezpiecznych przystani, takich jak złoto.

Jak przypomina „Financial Times”, w poprzednich miesiącach rajd na rynku metali napędzany był obawami o rosnące zadłużenie rządów, słabnięcie dolara i globalne napięcia polityczne. Tymczasem nastroje na rynkach poprawiły się, co odwróciło trend.

Banki centralne i fundusze wciąż kupują, ale ostrożniej

Tegoroczny wzrost cen napędzały przede wszystkim banki centralne, które od miesięcy systematycznie zwiększają rezerwy złota, dywersyfikując swoje aktywa wobec dolara. Dużą rolę odegrały także fundusze inwestycyjne typu ETF – we wrześniu napłynęło do nich rekordowe 26 miliardów dolarów.

Zwiększony popyt odnotowano również w detalu: w wielu krajach sklepy jubilerskie były wręcz oblegane. Jednak nawet ten masowy zakup nie uchronił rynku przed korektą. – Mamy do czynienia z techniczną korektą – podkreśla Suki Cooper, analityczka Standard Chartered. – W dłuższej perspektywie wciąż widzimy większe ryzyko wzrostu cen złota – dodaje.

Srebro i platyna też lecą w dół

Wtorkowy poranek przyniósł także gwałtowną wyprzedaż kontraktów na srebro, które od wielu miesięcy biło rekord za rekordem. Jeszcze w sierpniu „biały metal” podrożał o 9,5 proc., we wrześniu o 16 proc., a w pierwszych tygodniach października o kolejne 14,8 proc.

Teraz przyszedł moment odwrotu – kurs spadł do 48,57 USD za uncję, czyli o 5,5 proc. w ciągu jednego dnia. To druga tak silna przecena w ciągu zaledwie kilku dni. W piątek srebro również straciło niemal 6 proc. po osiągnięciu szczytu na poziomie 53,76 USD za uncję.

Analitycy zwracają uwagę, że sytuacja przypomina wiosnę 2011 r., gdy rynek srebra ogarnęła spekulacyjna gorączka zakupów. Także teraz wielu inwestorów zareagowało paniczną sprzedażą, by zrealizować zyski.

Polski inwestor w niepewnej sytuacji

Z punktu widzenia polskich inwestorów, korekta przyszła po historycznych szczytach. Jeszcze przed weekendem cena srebra w przeliczeniu na złotówki sięgała 200 zł za uncję, a w sprzedaży detalicznej za monety bulionowe trzeba było zapłacić 250–270 zł.

Różnica między rynkiem a detalem wynika nie tylko z kosztów dystrybucji i marży, ale przede wszystkim z faktu, że od 1 stycznia 2025 r. w Polsce obowiązuje 23-procentowy VAT na srebro inwestycyjne. W praktyce czyni to zakup fizycznego metalu znacznie mniej opłacalnym, a część inwestorów przenosi swoje środki do zagranicznych platform lub funduszy ETF.

Czy to koniec hossy na metalach szlachetnych?

Zdaniem analityków niekoniecznie. Choć obecna przecena może jeszcze potrwać, fundamenty rynku pozostają mocne. Amerykańska Rezerwa Federalna kontynuuje obniżki stóp procentowych mimo inflacji utrzymującej się na poziomie około 3 proc., co sprzyja inwestycjom w aktywa niezależne od walut fiducjarnych.

W dodatku rosną obawy o długoterminową wypłacalność USA i stabilność dolara jako waluty rezerwowej. – Najbardziej prawdopodobną ścieżką dla cen srebra w średnim okresie są dalsze wzrosty, ponieważ cięcia stóp procentowych Fed przyciągają napływ kapitału. Jednak w krótkim terminie przewidujemy większą zmienność i większe ryzyko spadkowe niż w przypadku złota – ocenili analitycy Goldman Sachs.

Z kolei Sobiesław Kozłowski z Noble Securities, cytowany przez serwis Bankier.pl wskazuje, że analiza techniczna długoterminowych wykresów wciąż sygnalizuje potencjał do dalszych wzrostów. – Na multidekadowym wykresie utworzona została tzw. formacja filiżanki z uszkiem. To rzadko spotykany układ zapowiadający wzrosty do ponad 173 USD/oz. – napisał analityk.

Co dalej ze złotem?

Wtorkowe spadki wywołały wstrząs, ale niekoniecznie zwiastują trwałe załamanie. W długim okresie metal szlachetny nadal postrzegany jest jako skuteczna ochrona przed inflacją i niepewnością gospodarczą.

Rynek jednak przypomina, że nawet najtrwalsze hossy muszą od czasu do czasu wziąć oddech. Obecna korekta – choć bolesna – może paradoksalnie przywrócić równowagę po miesiącach euforii.