Sąd apelacyjny w Londynie rozpoczął rozważania nad kontrowersyjnym wnioskiem dwóch niepełnosprawnych o zmianę kwalifikacji prawnej samobójstwa wspomaganego. Chodzi o upoważnienie lekarza do podania im śmiertelnej dawki środków usypiających W Anglii i Walii już od kilku lat nie ściga się członków rodzin zaangażowanych w pomoc w samobójstwach osób nieuleczalnie chorych.

Zazwyczaj w grę wchodzi przewiezienie chorych do szwajcarskiej kliniki Dignitas, gdzie lekarz pomaga im umrzeć. Ale to łagodne podejście do rodzin nie rozciąga się na lekarzy w kraju.

Sprawa samobójstwa wspomaganego powraca raz po raz pod obrady brytyjskiego parlamentu i na wokandę sądową. Ostatnio Izba Gmin debatowała nad eutanazją w marcu zeszłego roku, a w sierpniu sąd odrzucił wniosek pacjenta cierpiącego na zespół zamknięcia, który wkrótce potem zmarł. Jeden z autorów obecnej apelacji, 58-letni Paul Lamb, jest sparaliżowany od szyi w dół po wypadku. Jak powiedział radiu BBC: "Myśle, że nikt nie chciałby patrzeć na takie cierpienia psa. I nie musi, bo zabiera psa do weterynarza, który postępuje z nim po ludzku, bo dbamy o jego dobro. Tylko jak chodzi o innego człowieka ten system pokazuje, że o niego nie dba."

Trzej sędziowie sądu apelacyjnego będą rozpatrywać wniosek przez kilka dni. Niewykluczone, że - tak jak sąd niższej instancji - uznają, iż jest to sprawa, w której musi zadecydować parlament, nie sądy.