Policjanci wprawdzie nie ukarali Serafina mandatem i pozwolili mu jechać dalej, wszczęli jednak postępowanie mające na celu uchylenia immunitetu i ukaranie polityka za przekroczenie prędkości.
Wtedy okazało się, że nie jest on europosłem, ale tylko członkiem Komitetu Ekonomiczno-Społecznego UE. Co więcej, trzy lata temu Serafin stracił także prawo do prowadzenia samochodu.
Tymczasem Serafin tłumaczy, że nie przedstawiał się policjantom jako europarlamentarzysta, a immunitet przysługuje mu immunitet w drodze "na" i "z" obrad komitetu. Polityk twierdzi w rozmowie z "Gazetą Wyborczą", iż jechał na spotkanie z rolnikami.
Jeżeli chodzi o nieważne prawo jazdy, Serafin utrzymuje, że zawsze jeździ z kierowcą. "Tylko tym razem postanowiłem trochę poprowadzić" - tłumaczy "Gazecie Wyborczej" polityk. I dodaje, że właśnie jest w trakcie zadawania egzaminu na prawo jazdy - część teoretyczną ma już za sobą.
Co więcej, według Serafina pomimo, że prawo jazdy stracił trzy lata temu, nikt nie żądał od niego zwrotu dokumentu. Dopiero ostatnio urząd się o niego upomniał, ale Serafin akurat zgubił portfel z kartami kredytowymi i prawem jazdy. Dopiero ostatnio ktoś mu zwrócił dokumenty.
Władysław Serafin to poseł PSL, o którym zrobiło się głośno, gdy w lipcu ubiegłego roku ujawniono nagranie jego rozmowy z byłym prezesem Agencji Rynku Rolnego, Władysławem Łukasikiem. Wybuchła wtedy afera, nazwana taśmową, w wyniku której stanowisko stracił minister rolnictwa Marek Sawicki.