Ludzie zrobią teraz wszystko, by dostać lub utrzymać pracę – mówi Grażyna Kopińska dyrektor programu „Przeciw Korupcji” Fundacji im. Stefana
Czy w ostatnich kilku latach korupcja zmalała, bo nie mamy pieniędzy na łapówki?
Niekoniecznie, bo korupcję pobudza deficyt pożądanych dóbr. W czasach PRL brakowało prostych dóbr, takich jak mięso czy papier toaletowy, więc kupowano przychylność kierownika sklepu czy pani w kiosku. Obecnie pożądanym dobrem jest co innego – kontrakt czy praca, bo jest zdecydowanie mniej inwestycji i projektów do realizacji. Kiedy firmy biją się o kontrakty, a ludzie zrobią wszystko, by dostać lub utrzymać pracę, otwiera się nowe pole występowania zjawisk korupcyjnych.
Do tej pory uważało się, że o korupcji można mówić niemal wyłącznie w kontekście administracji publicznej, służby zdrowia czy policji.
Zawsze były posady, o których mówiono, że można je dostać tylko dzięki łapówce: dotyczyło to kiedyś celników czy Służby Granicznej. Wcześniej były to sytuacje wyjątkowe, jednak teraz – w związku z kryzysem – nasilają się. Jeśli bezrobocie będzie rosnąć i dalej będziemy mieć do czynienia ze spowolnieniem gospodarki, będą coraz częstsze. Podobnie jest z zamówieniami publicznymi. Był moment, gdy nowych inwestycji było bardzo dużo i jeśli dochodziło do nieprawidłowości, to w większości przypadków polegały one na zmowach między firmami. W tej chwili, gdy inwestycji jest dużo mniej, może częściej dochodzić do kupowania przychylności osób decydujących o przyznaniu kontraktu.
Kilka miesięcy temu Centralne Biuro Antykorupcyjne zatrzymało naczelnika z Komendy Głównej Policji i właścicieli spółki informatycznej NetLine Gro z Wrocławia.
To było kilka przetargów informatycznych. Mają one to do siebie, że wymagają wiedzy specjalistycznej, łatwo jest więc wmówić zwierzchnikom, że w przygotowanej specyfikacji warunków zamówienia wszystko jest w porządku. Ale nawet w dużo prostszych przetargach, w tak trudnych czasach, z jakimi mamy do czynienia, będzie częściej dochodziło do nieprawidłowości.
Mamy przecież CBA.
Ono powinno przede wszystkim przyglądać się zamówieniom publicznym. Przypominam też, że kilka lat temu stworzono tarczę antykorupcyjną. Miało to być narzędzie, które miało uchronić przed korupcją największe prywatyzacje i przetargi publiczne, bo funkcjonariusze różnych służb mieli koordynować swoje prace. Warto zobaczyć, jakie są efekty działania mechanizmu. A jeśli są, to może warto przenieść te doświadczenia na mniejsze przetargi.
Tarcza się sprawdza?
Tego nie wiemy, bo nie upubliczniono sprawozdań z efektów jej działania. MSWiA podało tylko, że w poprzednich latach objęto nią 161 zamówień publicznych i 79 prywatyzacji. Szczegółowe informacje przekazano sejmowej komisji ds. służb specjalnych.
Minister spraw wewnętrznych Jacek Cichocki zapowiada stworzenie programu walki z korupcją na lata 2013–2015.
Taki program jest bardzo potrzebny, bo nie można ograniczać się wyłącznie do łapania osób skorumpowanych, są potrzebne działania prewencyjne. Jeśli udałoby się je zawrzeć w tym rządowym projekcie, zaistniałaby szansa na znaczące ograniczenie korupcji w naszym życiu publicznym. Warto przy okazji przypomnieć, że realizacja poprzedniego programu zakończyła się w 2009 r. A przecież potrzebna jest sensowna polityka.
Może nie jest potrzebny kolejny program, bo działa CBA.
Brak aktywności rządu w sferze przeciwdziałania korupcji nastąpił po okresie ciągłego mówienia o korupcji, straszenia nas faktycznymi i wyimaginowanymi układami oraz rozbijaniem ich. Być może potrzebne było odreagowanie, pokazanie, że żyjemy w normalnym kraju, gdzie nie trzeba ścigać skorumpowanych urzędników czy lekarzy. Ale to błędne założenie, bo nawet w najnormalniejszych krajach korupcja występuje. W zeszłym roku Komisja Europejska zdecydowała, że co dwa lata będzie oceniać postęp krajów członkowskich w zwalczaniu korupcji. W tym roku taka ocena zostanie wystawiona nam.
Być może rząd jest spokojny o taką ocenę, bo będzie mógł się pochwalić CBA.
Komisja Europejska bardzo realistycznie podejdzie do oceny sytuacji w krajach członkowskich. Nie twierdzę, że nasz kraj wypadnie źle, ale jest wiele do poprawienia. Nie można oczywiście zakładać, że każdy oszukuje, każdy kradnie, każdy jest korumpowany. Trzeba jednak wprowadzać takie rozwiązania i takie mechanizmy, które nie pozwolą na to, by korupcja miała się dobrze.
Jeszcze niedawno powszechne było przeświadczenie, że w Polsce istnieje kultura korupcji.
To przyzwolenie spada. Z przeprowadzanych w latach 90. badań wynikało, że ludzie często nie zdawali sobie nawet sprawy z tego, że to, co robią, jest korupcją. Po prostu uznawali, że koperta jest sposobem na uzyskanie trudno dostępnych usług. Ale to się zmienia. Prosty przykład: wprowadzenie fotoradarów ograniczyło kontakt kierowców z policjantami. Fotoradar robi zdjęcie, które jakiś urzędnik przesyła na adres kierowcy wraz z mandatem. Tutaj wyeliminowano sytuację, w której ktoś, kto przekroczył dozwoloną prędkość, może negocjować z policjantem wysokość mandatu czy liczbę punktów karnych. Z kolei ogromny wzrost prywatnych przychodni i klinik oraz wykupywanych przez pracodawcę pakietów zdrowotnych ogranicza korupcję w służbie zdrowia. Ale chcę być dobrze zrozumiana, nie twierdzę, że jest cudownie i nic nie ma do roboty. Warto jednak zauważyć, że coś zaczęło się zmieniać.
Warto byłoby w końcu ocenić skuteczność przyjętej kilka lat temu rządowej tarczy antykorupcyjnej. Niestety MSWiA nie upublicznia sprawozdań z efektów jej działania