W zaciszu knajpek w Brukseli Jacek Protasiewicz z PO i Ryszard Czarnecki z PiS mieli prowadzić rozmowy o zmianie ordynacji do europarlamentu, tak by wprowadzić tzw. listy krajowe. Obie partie podobno były już dogadane, a tu czerwone światło miał zapalić nagle premier Tusk. Chodzi właśnie o listę Kwaśniewskiego - pisze Gazeta Wyborcza.



Wybory do Parlamentu Europejskiego odbędą się w czerwcu 2014 r. PO i PiS, na co dzień bardzo skłócone, potrafią się porozumieć, gdy jest to dla nich korzystne. A lista krajowa jest korzystna i dla Tuska, i dla Jarosława Kaczyńskiego. Mandaty zdobędą ci, których liderzy umieszczą odpowiednio wysoko na listach. Wystarczy znać sondaże, policzyć, ile mandatów dostanie dana partia przy określonym poparciu. Jeśli będzie to np. 10 mandatów, to tylu zaufanych trzeba umieścić na pierwszych dziesięciu miejscach listy krajowej - wylicza Wyborcza.

Rozmowy prowadzone były w tajemnicy, bo wyborcy mogli by źle zareagować na planowane porozumienie. Zarówno Ryszard Czarnecki, jak i Jacek Protasiewicz zaprzeczają, by prowadzili jakiekolwiek rozmowy na ten temat. Informacja ta została jednak potwierdzona przez kilku posłów obu partii.

Negocjacje PO-PiS miał przerwać sam Tusk, gdy dowiedział się, że już na 100 proc. powstanie europejska lista wyborcza Kwaśniewskiego. Nowe reguły gry mogłyby się okazać dla byłego prezydenta bardzo korzystne, bo lepszej lokomotywy lewica nie mogłaby mieć. - I taka lista stałaby się zagrożeniem dla PO, bo zabrałaby jej rozczarowanych wyborców centrolewicowych - mówi Gazecie jeden z rozmówców.

Według Gazety Wyborczej jest jeszcze jeden powód, dla którego Tusk zerwał negocjacje z PiS. Listy krajowe są korzystne dla dużych partii, które mają znanego lidera listy. Szanse małych partii takich, jak: PSL, SLD czy Ruch Palikota byłyby przy listach krajowych mniejsze.