Brytyjska Izba Gmin prowadzi debatę nad ustawowym ograniczeniem tempa wzrostu zasiłków do 1 procenta rocznie. Jest to kolejna próba zmniejszenia wydatków na świadczenia społeczne w obliczu wysokiego deficytu budżetowego i zadłużenia kraju.

Zaledwie wczoraj w Wielkiej Brytanii odebrano powszechny dotąd zasiłek na dzieci tym rodzinom, w których jedno z rodziców zarabia powyżej 60 tysięcy funtów rocznie. O wiele większe kontrowersje budzi ograniczenie wzrostu większości zasiłków przez 3 lata do poziomu znacznie poniżej inflacji.

Jak w wielu innych, tak i w tej sprawie zgoda w brytyjskiej koalicji jest bardzo krucha i część Liberałów nie poprze propozycji konserwatywnego ministra pracy i emerytur, Iana Duncana Smitha. Jego argument to wyrzeczenia, jakie przez poprzednie 3 lata ponosili pracownicy sektora publicznego, nie otrzymując w ogóle żadnych podwyżek. Dlaczego więc niepracujący mieliby być bardziej uprzywilejowani niż ci, którzy ciężko pracują, zarabiając na ich zasiłki? Ale opozycja labourzystowska wytyka rządowi demagogię. Jak podkreśla, w brytyjskim systemie zasiłków olbrzymia większość korzystających z nich osób albo pracuje za bardzo niskie stawki, otrzymując rabat podatkowy, albo się uczy, opiekuje się dziećmi, chorymi czy członkami rodziny w podeszłym wieku, albo nie jest w stanie zarabiać na siebie z powodu chorób lub niepełnosprawności.