Politolog dr Rafał Chwedoruk z Uniwersytetu Warszawskiego o sobotnich decyzjach władz PSL i wystąpieniu prezesa Stronnictwa:

"Janusz Piechociński zawsze był dobrym mówcą, choć może nie wiecowym. Pod tym względem był pewnego rodzaju zaprzeczeniem Waldemara Pawlaka, który bardziej słynął jako polityk skuteczny czynami, a nie słowami. Dziś Piechociński dowiódł, że został wybrany m.in. po to, by wyrównać jeden z deficytów PSL. Wyborca z wielkiego miasta, który chciałby trafić pod skrzydła PSL, był przyzwyczajony do innego typu przekazu, bardziej charakterystycznego dla polityków PO, PIS czy SLD. Gorzej z tym było w PSL, który specyfikował swój przekaz na mieszkańców wsi. To również wiązało się ze zmianami pokoleniowymi i świadomością tego, że nie tylko w partii, ale i elektoracie młodsze pokolenie powinno się pojawić. To układa się w pewną spójną całość z tendencją odmłodzenia i zmiany warty w PSL.

Zarazem pokazuje to, że sytuacja - choć może nie dramatyczna - jest dla PSL trudna jak nigdy. Poparcie dla tej partii z reguły oscylowało wokół podobnych wartości, ale teraz z całą mocą ujawniają się skutki kryzysu. Skoro partia współrządząca, mająca swojego wicepremiera, decyduje się na tak daleko idącą zmianę, mimo iż w sondażach stoi tak samo słabo jak wcześniej, to znaczy, że ludowcy spodziewają się bardzo dużych niebezpieczeństw i są świadomi, że dotychczasowy model funkcjonowania partii może nie wystarczyć, by przetrwać nadchodzące burze w gospodarce, życiu społecznym oraz ofensywę innych wielkich sił politycznych, które coraz szerszą ławą wchodzą we wiejski elektorat. W tym kontekście widziałbym umocnienie tendencji reformatorskich wśród ludowców.

Co do samego wejścia Piechocińskiego do rządu, wciąż nie mamy zbyt wielu danych. To, na jakich zasadach wejdzie on do rządu i jakie stanowisko ostatecznie obejmie, to element pewnego przetargu, negocjacji między PO a PSL. Głównym motywem wyboru Piechocińskiego było, moim zdaniem, niezadowolenie z funkcjonowania w jednej koalicji z PO; ze sposobu ułożenia relacji między tymi partiami. Piechociński musi pokazać zapleczu partyjnemu i samej Platformie, że jest niezależny, podmiotowy względem Donalda Tuska. Więc nawet gdyby de facto już zapadły w negocjacjach rozstrzygnięcia co do jego obecności w rządzie, to opinii publicznej i działaczom partyjnym trzeba będzie manifestować jeszcze przez jakiś czas skomplikowany charakter tego wszystkiego.

Myślę, że od ludowców być może zaczyna się w polskiej polityce okres, kiedy bieżącą politykę partii będzie reżyserować kryzys gospodarczy. Musimy pogodzić się z tym, że coraz częściej to doły partyjne, pod wpływem tego, co słyszą na spotkaniach z sympatykami partii, będą wymuszały zmiany, radykalizację, zwiększenie wyrazistości ugrupowania. To objaw zmieniającej się społecznej świadomości i sygnał dalszych zmian. Także sytuacja w PO od kilku miesięcy jest daleka od stabilnej.

To, że Piechociński został absolutnie niespodziewanie dla większości obserwatorów szefem ludowców, było również pochodną tego, że wsparły go dwie od lat znaczące grupy nacisku wewnątrz partii: młodzi działacze () oraz liczni stronnicy b. ministra rolnictwa rolnictwa Marka Sawickiego. Piechociński musiał po prostu spłacić pewien dług wobec tych środowisk; one musiały wykorzystać ten moment, by przejąć efektywną władzę wykonawczą w partii. Nie jest to niczym zaskakującym.

W żadnym razie nie widziałbym w tym umocnienia Piechocińskiego. Tak naprawdę każda z tych frakcji jest raczej silniejsza od samego Piechocińskiego. Otrzymał on pewnego rodzaju misję do wykonania i od tego, jak ją wykona, będą zależały jego dalsze losy. Stąd nie dziwi jego wielka ostrożność, którą prezentował na samym zjeździe i to, że dopiero dzisiaj tak naprawdę szerzej zaczął prezentować się opinii publicznej, wychodząc poza kilka ogólników.

Gdyby Piechociński nie sprawdził się, obie te grupy bez najmniejszego problemu dokonają zmiany na tym stanowisku. Pewnie gdyby misja Piechocińskiego - misja daleko idącej zmiany PSL - nie powiodła się, wtedy Marek Sawicki staje się naturalnym kandydatem na następcę Piechocińskiego, tak jak to stało się w SLD () gdzie w trudnej sytuacji powrócono do starego, doświadczonego polityka. Podobny scenariusz może być w PSL.

Ludowcom będzie trudno () pozyskać nowy elektorat m.in. dlatego, że w momencie startu do bardzo skomplikowanej rywalizacji politycznej w dobie kryzysu, PSL pozostaje w tyle, za konkurencją. Ich poparcie jest niższe, nie mają tak wielu instrumentów docierania do opinii publicznej jak PO i PiS oraz - co najważniejsze - są w pewnego rodzaju klinczu: zawsze prezentowali się jako partia niechętna liberalnym eksperymentom w gospodarce, lekko lewicująca w kwestiach społeczno-ekonomicznych, partia uboższej części społeczeństwa. Tymczasem muszą żyrować rząd, którego główną siłą jest najbardziej liberalna ekonomicznie spośród dużych partii w Polsce, na dodatek w czasie kryzysu gospodarczego, gdzie cięcia budżetowe będą czymś normalnym i gdzie zaplecze społeczne i biznesowe PO będzie naciskało na dokonanie niepopularnych społecznie reform na polskiej wsi.

Trudno mi sobie wyobrazić, żeby ludowcy tak łatwo wyrwali się z tego klinczu. Raczej czeka ich bardzo ciężka walka o przetrwanie. Zapewne istotnym orężem będzie to, co zawsze było siłą tej partii - że to partia centrowa, konsyliacyjna, potrafiąca dogadać się i z prawicą, i z lewicą, i z liberalnym centrum. To pozwalało jej na niewielkim poziomie przetrwać. Myślę, że zamiana Pawlaka na Piechocińskiego była tyleż chęcią zreformowania partii, co jednak zwiększeniem potencjału koalicyjnego, gdyby za kilka miesięcy np. doszło do zmiany lidera w sondażach. Waldemar Pawlak, silnie kojarzony z rządem Tuska, byłby absolutnie nie do przyjęcia dla PiS czy np. dla SLD".