Posłowie sejmowej komisji spraw wewnętrznych przez niemal cztery godziny słuchali w czwartek informacji MSW o działaniach policji 11 listopada w Warszawie, kiedy to w centrum miasta doszło do burd podczas Marszu Niepodległości. W trakcie dyskusji m.in. część posłów opozycji podnosiła zarzuty, że do burd przyczynili się policjanci, którzy byli zamaskowani, w kominiarkach. Pojawiły się też opinie, że demonstranci odebrali jako prowokację obecność oddziałów policji w pełnym rynsztunku i uzbrojeniu.
Odnosząc się do tych opinii szef MSW Jacek Cichocki powiedział, że policjanci, także ci w pełnym rynsztunku, zabezpieczali nie tylko Marsz Niepodległości, lecz także lewicową manifestację pod hasłem "Faszyzm nie przejdzie" oraz marsz "Razem dla Niepodległej" z udziałem prezydenta Bronisława Komorowskiego. "Nie odniosłem takiego wrażenia, żeby zabezpieczenie policyjne Marszu Niepodległości jakoś było szczególnie ostentacyjne i miało wywołać jakieś szczególne wrażenie" - mówił. Podkreślił też, że o stopniu zabezpieczenia danej manifestacji decyduje analiza zagrożeń.
"Chyba najwyższa pora, żebyśmy uznali jednak używanie słowa prowokacja za mocno przesadzone" - ocenił Cichocki. "To jest szalenie krzywdzące dla samych policjantów, bo to by oznaczało, że oni doprowadzili do zagrożenia dla swoich kolegów i to w imię właściwie czego?" - pytał minister. Sprzeciwił się też tezie, że tam gdzie się pojawia policja, wzrasta agresja wobec funkcjonariuszy.
Już po posiedzeniu Cichocki powiedział dziennikarzom, że pracę policji 11 listopada ocenia dobrze. Zdaniem ministra zasadniczy cel, czyli zabezpieczenie wszystkich wydarzeń w mieście, został osiągnięty, a użyte środki były adekwatne.
Wcześniej poseł Artur Górski (PiS), który uczestniczył w Marszu Niepodległości, mówił, że "funkcjonariusze po cywilnemu niczym nie odróżniali się od bandziorów", a "uczestniczy marszu nie wiedzieli, kto jest kim". Zdaniem posła, uczestnicy demonstracji jako prowokację odebrali przemarsz w pobliżu manifestacji oddziałów policji w pełnym rynsztunku i z uzbrojeniem.
"Sytuacja ze skrzyżowania Marszałkowskiej z Żurawią nosi wyraźne znamiona prowokacji" - ocenił natomiast Stanisław Pięta (PiS), który także był na marszu. Jego zdaniem policja powinna zdawać sobie sprawę, że obecność funkcjonariuszy w bojowym umundurowaniu powoduje "eskalację nienawiści i natężenie agresji".
Jarosław Zieliński (PiS) mówił z kolei, że nie można oprzeć się wrażeniu, że policja nie traktowała jednakowo wszystkich zgromadzeń, które odbyły 11 listopada. Tadeusz Woźniak (Solidarna Polska) pytał, czy takie same kordony policji jak na Marszu Niepodległości zabezpieczały manifestację z udziałem prezydenta Bronisława Komorowskiego.
Wiceprezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości b.poseł Artur Zawisza, uczestniczący w posiedzeniu komisji, uznał, że "operacja użycia zamaskowanych funkcjonariuszy bez uprzedzania opinii publicznej była bezpośrednim zarzewiem konfliktu". Zauważył też, że "tam, gdzie nie było policji, tam był całkowity spokój". Podkreślił również, że podtrzymuje - wypowiadaną przez organizatora marszu tuż po burdach - "tezę o możliwych prowokacjach".
Na początku posiedzenia wiceszef MSW Michał Deskur poinformował, że do pierwszych starć chuliganów z policją doszło jeszcze przed godz. 15.40, kiedy rozpoczął się Marsz Niepodległości. Ok. godz. 14. na ul. Grzybowskiej pseudokibice zaatakowali funkcjonariuszy, z kolei ok. godz. 15.30 do konfrontacji doszło w okolicach Dworca Centralnego. Wcześniej, ok. godz. 12.30 ok. 1500 pseudokibiców zebrało się koło kina "Muranów", gdzie zamierzali zaatakować demonstrację lewicową. Policyjne informacje wskazywały, że może dojść do próby blokady tej manifestacji i ataku na jej uczestników przez bojówki pseudokibiców.
"To wszystko powoduje, że możemy stawiać hipotezę, że pseudokibice dążyli do konfrontacji z policją i uczestnikami innych zgromadzeń" - ocenił Deskur. Dodał, że dotychczas zatrzymano 174 osoby w związku z zajściami 11 listopada. Poinformował ponadto, że 10 i 11 listopada w całym kraju policjanci zabezpieczali 527 uroczystości (z tego siedem w Warszawie), 11 zgromadzeń publicznych (wszystkie w stolicy), 81 imprez towarzyszących (dwie w Warszawie) i 35 meczów piłki nożnej.
"Jestem zadowolony ze swoich policjantów, którzy zabezpieczenie to przeprowadzili na najwyższym poziomie, nie zważając na to kto, z jakiej opcji politycznej, pod jakimi sztandarami i hasłami manifestował" - ocenił komendant główny policji nadinsp. Marek Działoszyński. Przypomniał, że 11 listopada w Warszawie rannych zostało 22 policjantów. "Nie mam najmniejszej wątpliwości, że obrażenia, których doznali zostały spowodowane przez chuliganów, bandytów. Oni uczestniczyli w marszach po to, żeby się bić" - zaznaczył komendant.
Mówiąc o oskarżeniach o używanie przez funkcjonariuszy kominiarek, Działoszyński powiedział, że byli to policjanci z grup specjalnych - Biura Operacji Antyterrorystycznych i Centralnego Biura Śledczego (łącznie ok. 250 funkcjonariuszy). Podkreślił, że ci policjanci mają prawo, by chronić swoją tożsamość, bo na co dzień zatrzymują najpoważniejszych przestępców, a dodatkowo ich kominiarki są niepalne, co było o tyle ważne, że demonstranci używali m.in. rac.
Szef policji zaznaczył też, że po 11 listopada w internecie opublikowano setki zdjęć, filmów obrazujących zamieszki. "Do tej pory, a mówię to z satysfakcją, zarówno ja, jak i komendant stołeczny, którzy badamy każdy sygnał o potencjalnym nadużyciu, nie znaleźliśmy niczego, co byłoby przekroczeniem uprawnień przez policję" - zaznaczył Działoszyński.
Działaniom policji 11 listopada przyglądało się 15 obserwatorów Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Jak mówił komendant stołeczny policji nadinsp. Mirosław Schossler dotychczas nie zgłosili oni żadnych uwag. O przysłanie obserwatorów policja poprosiła też RPO.
Zastępca komendanta głównego policji nadinsp. Krzysztof Gajewski powiedział, że łącznie w operacji, której nadano kryptonim "Listopad 2012", wzięło udział 5,4 tys. policjantów. Wśród nich ponad 1,2 tys. funkcjonariuszy operacyjnych. Z innych komend wojewódzkich do stolicy skierowano ponad 1,8 tys. policjantów, dalszych 500 stanowiło siły odwodowe gotowe do wyjazdu w każdy region kraju.
Nadinsp. Schossler powiedział, że podczas tłumienia zamieszek funkcjonariusze zużyli 140 pocisków do broni gładkolufowej (z tego 36 hukowych i 104 gumowe), trzy granaty łzawiące i 22 hukowe. Swoje straty policja wyceniła na ok. 64 tys. zł, uszkodzeniu uległo m.in. osiem radiowozów.
Jak powiedział komendant stołeczny policji organizator Marszu Niepodległości przekazał policji, że zaprosił na demonstrację kibiców, ale nie bierze za nich odpowiedzialności. Z kolei nadinsp. Działoszyński mówił, że w trakcie marszu organizator nie zgłaszał sygnałów, że w manifestacji pojawiły się osoby przez niego niepożądane i żąda ich usunięcia.
W Marszu Niepodległości wzięło udział 20 tys. osób
W dyskusji poseł Henryk Kmiecik (Ruch Palikota) dziękował policji za sprawną akcję i doprowadzenie do tego, że marsz mógł być kontynuowany. "W demokracji każdy ma prawo do demonstracji, ale to ma się odbywać w spokoju" - podkreślił. Stanisław Wziątek (SLD) ubolewał natomiast, że osoby, które do tej pory zostały skazane po zajściach 11 listopada, mają bardzo niskie wyroki.
Tomasz Kaczmarek (PiS) podkreślał, że należy odróżnić "zamaskowanych bandytów atakujących policję" od pokojowo nastawionych uczestników Marszu Niepodległości. Były agent CBA dziękował natomiast KGP za ochronę tożsamości funkcjonariuszy, którzy działali operacyjnie.
Piotr van der Coghen (PO) ocenił, że niezrozumiałe są pretensje do demonstracji sił policyjnych, bo to działania prewencyjne. "To jest przekaz dla uczestników marszu: Będziemy was chronić i mamy czym. Jeśli kogoś to rozjusza, to tylko potencjalnych bandytów, więc skąd ta troska" - pytał van der Coghen.
Jak poinformowała w czwartek policja, w prezydenckim marszu "Razem dla Niepodległej" uczestniczyło ok. 10 tys. osób, a 20 tys. zgromadziło się na trasie przemarszu. Demonstracja "Faszyzm nie przejdzie" zgromadziła ok. 800 osób, a manifestacja PPS - ok. 50. Te marsze przebiegły bez incydentów.
W Marszu Niepodległości - jak podawały 11 listopada służby porządkowe - wzięło udział 20 tys. osób.