"Dzień przed meczem do godz. 15 dach był zamknięty. Jednak otworzyliśmy go na wyraźne życzenie PZPN" - powiedział szef Narodowego Centrum Sportu Robert Wojtaś. W ten sposób tłumaczył przyczyny przełożenia meczu eliminacyjnego piłkarskich MŚ Polska - Anglia.

Wojtaś powiedział na antenie TVN24, że sugerował przedstawicielom PZPN, aby wtorkowy mecz rozgrywano przy zamkniętym dachu. Wynikało to z niekorzystnych prognoz pogody.

"Dzień przed meczem do godziny 15 dach był zamknięty. Jednak otworzyliśmy go na wyraźne życzenie PZPN. Kilkakrotnie pytaliśmy, czy na pewno chcą organizować mecz przy otwartym dachu w związku z zapowiadanymi opadami deszczu. Za każdym razem słyszeliśmy, że tak. Taką wolę miały deklarować drużyny, trenerzy i obserwator FIFA. Jednak dachu nie można zamknąć, kiedy zacznie padać deszcz" - przekonywał Wojtaś.

Według niego przedstawiciele PZPN doskonale znają obiekt i jego możliwości. "To był nasz ósmy mecz organizowany wspólnie z ludźmi z PZPN. Dlatego te osoby wiedziały, że w trakcie tak ekstremalnych sytuacji tym dachem nie można operować. Można to robić w specyficznych warunkach i przypominaliśmy im o tym" - mówił szef NCS.

Wojtaś dodał, że murawa, która jest wypożyczona, spełnia wszystkie wymogi.

"Na płycie jest system odwadniania, ale przy tej ilości deszczu każda murawa zachowuje się tak samo. 20 minut od momentu, kiedy przestał padać deszcz, kałuż już nie było" - dodał.

Mecz eliminacji mistrzostw świata Polska - Anglia miał być rozegrany we wtorek o godz. 21. Został przełożony na środę z powodu złego stanu murawy na Stadionie Narodowym. Po kilkugodzinnych opadach deszczu boisko było nasiąknięte wodą, a w kilku miejscach powstały olbrzymie kałuże. Sędziowie, po trzykrotnej wizytacji murawy, wraz z delegatem technicznym FIFA uznali, że w takich warunkach nie można grać i zdecydowali o przełożeniu meczu na środę na godz. 17.