Z dużymi oczekiwaniami jechał na igrzyska do Londynu arbiter piłki wodnej Radosław Koryzna. Tymczasem turniej olimpijski szybko się dla niego skończył - po meczu 2. kolejki fazy grupowej on i jego partner Słoweniec Boris Margeta zostali zawieszeni.

Wszystko przez błąd, który przytrafił się sędziom podczas meczu Chorwacja - Hiszpania (8:7). Arbitrzy nie uznali prawidłowo zdobytej bramki przez Hiszpanów, którzy po meczu złożyli protest. Międzynarodowa Federacja Pływacka (FINA) go odrzuciła i utrzymała wynik (8:7 dla Chorwacji). Odsunęła jednak polsko-słoweńską parę od prowadzenia dalszych meczów.

"Sędzia bramkowy podniósł w górę rękę, potem ją szybko opuścił. Po konsultacji z moim kolegą przyznał, że sytuacja jest wątpliwa. Stałem za połową basenu, trudno mi było mieć swoje zdanie. Rozumiem decyzję mojego partnera, pewnie podjąłbym taka samą. Jeżeli nie ma pewności, że piłka całym obwodem przekroczyła bramkę, to nie uznaje się gola. My nie możemy korzystać z powtórek, decyzje trzeba podejmować w ułamku sekundy" - powiedział PAP Koryzna.

Dla Koryzny były to już trzecie igrzyska, na które, jak przyznał, jechał z dużymi oczekiwaniami.

"Przede wszystkim byłem znacznie bogatszy o umiejętności i doświadczenie. Sama impreza bardzo dobrze dla mnie się zapowiadała. Ja i mój partner, Słoweniec Boris Margeta, jako sędziowie neutralni (pochodzących z krajów, które nie startują w turnieju olimpijskim - PAP) dostaliśmy najciekawsze mecze, tzw. spotkania dnia. Najpierw Włochy - Australia, a potem Hiszpanów z Chorwatami" - wyjaśniał.

Obaj zostali odsunięci, ale sami nie wiedzieli, czy to oznacza koniec turnieju dla nich.

"Nie wiedzieliśmy, czy kara dotyczy jednego meczu, czy kilku dni. Ostatecznie poinformowano nas, że już nie poprowadzimy więcej spotkań. Dlatego też obaj podjęliśmy decyzje o wyjeździe z Londynu, choć mogliśmy zostać. Nie byłaby to jednak komfortowa sytuacja dla nas" - przyznał arbiter.

42-letni Koryzna arbitrem międzynarodowym jest już od 19 lat

"Kocham piłkę wodną, sam uprawiałem tę dyscyplinę. Nie byłem wirtuozem jako zawodnik, dlatego poszedłem w sędziowanie. Mając 19 lat miałem już uprawnienia krajowe, a cztery lata później byłem sędzią międzynarodowym. Kiedy powiedziałem, że pojadę kiedyś na igrzyska, to wzbudzało to tylko uśmiech w Polsce, bo nigdy jeszcze polskiego sędziego piłki wodnej nie było na olimpiadzie. Więc stwierdziłem, że będę tym pierwszym" - opowiadał.

Jak dodał, ta przykra sytuacja nie wpłynie w żaden sposób na jego sędziowską karierę. "Europejscy delegaci powiedzieli nam, że wkrótce się spotkamy na zawodach Pucharu Świata i na przyszłorocznych mistrzostwach świata. Solidaryzowali się z nami" - zapewnił.

Dlatego myśli już o wyjeździe na swoje czwarte igrzyska do Rio de Janeiro. "Chcę spełnić swoje marzenie i poprowadzić finał" - przyznał otwarcie Koryzna.

Sędziowanie meczów piłki wodnej to dla niego bardziej hobby. Na co dzień jest trenerem biznesu, prowadzi własną działalność. Prywatnie jest mężem byłej reprezentantki Polski w koszykówce Edyty Koryzny.