W połączeniu z problemami strefy euro, konflikt o wpływy w Syrii czyni perspektywę globalnego kryzysu całkiem realną - pisze amerykańska wywiadownia Stratfor. Losy Syrii wpłyną na równowagę sił w strategicznym regionie. Turcja nie wyklucza użycia siły wobec Damaszku.

W Syrii ogniskują się ambicje oraz interesy krajów regionu i odległych mocarstw. Reuters podał we wtorek, że Ankara nie wyklucza interwencji wojskowej wobec Damaszku, a Moskwa odrzuca nawet projekt embarga na dostawy broni dla rządu prezydenta Baszara el-Asada.

Iran wspiera Asada. Kraje sunnickie, zwłaszcza Arabia Saudyjska, liczą na jego upadek. W Syrii rozgrywa się walka o hegemonię w ważnym, bogatym w ropę regionie.

Teheran dostarcza Syrii broń i pieniądze; podobnie jak rebeliantom w Iraku, bo chce zostać regionalnym mocarstwem, a Damaszek jest jego najważniejszym aliantem.

Geoffrey Kemp, doradca b. prezydenta USA Ronalda Reagana ds. bepieczeństwa wyjaśnia w programie Global Public Square: Teheran drży na myśl o utracie Syrii, bo oznaczałoby to dla niego utratę przełożenia na region Morza Śródziemnego.

To, jak potoczą się losy Syrii jest tak ważne, że zdaniem prywatnej amerykańskiej wywiadowni Stratfor pogląd, iż grozi nam "systemowy globalny kryzys" staje się realny, jeśli podsumować problemy euro i napięcia związane z Syrią.

Jeśli prezydent Asad przetrwa rewoltę, rozgrywkę wygra Iran. Jego strefa wpływów rozciągać się będzie od zachodniego Afganistanu do (dzięki klientom Teheranu, jak Hezbollah) Morza Śródziemnego - wyjaśnia Stratfor.

Rosja sprzeciwia się sankcjom nakładanym na Syrię przez Ligę Arabską i kraje Zachodu, bo łączą ją bliskie relacje z Asadem. Jest też jego głównym dostawcą broni. Wraz z Pekinem Moskwa zablokowała w ubiegłym miesiącu rezolucję Rady Bezpieczeństwa ONZ potępiającą rząd Asada. Kraje te mają w Syrii koncesje naftowe, a Rosja również bazę marynarki wojennej - wylicza Reuters. Moskwa, Pekin oraz Teheran chcą utrzymać rząd Asada przy życiu.

USA, UE, Turcja, Arabia Saudyjska i pozostałe państwa sunnickie chcą, by upadł.

Syria będzie "polem walki" w wojnie większej niż konflikt opozycji z rządem Asada

Ścierać się będą interesy sunnitów i szyitów, model tureckiej demokracji z irańską teokracją i interesy państw importujących stamtąd ropę - podkreśla amerykańska wywiadownia, zwana "cieniem CIA".

Napięcia w regionie między szyitami i sunnitami oddaje dobrze Fareed Zakaria w książce "Koniec hegemonii Ameryki", cytując list jednego z przywódców Al-Kaidy Abu Musaba al-Zarkawiego do Osamy bin Ladena (2004): "Zagrożenie ze strony szyitów (...) jest większe niż (...) ze strony Amerykanów. Jedynym dla nas rozwiązaniem jest uderzyć w (...) szyitów (...), aż ukorzą się przed sunnitami".

Dostęp do ropy Mezopotamii stał się dla obcych państw priorytetem już podczas I wojny światowej - pisze Daniel Yergin autor "The Prize" - politycznej historii tego surowca. Starły się tam interesy Brytyjczyków, Niemców, Turków, Francji. Brytyjski minister wojny Maurice Hankey pisał wówczas do szefa brytyjskiej dyplomacji: "W następnej wojnie ropa zajmie miejsce węgla (...) Pod kontrolą możemy mieć rezerwy Mezopotamii (...) to cel wojenny Brytanii pierwszej klasy".

Nie wiadomo jak potoczą się losy syryjskiej rewolty

Rząd popierają alawici (około 7-17 procent ludności kraju), będący sektą pochodzącą od szyitów i uznawaną przez nich za muzułmańską. Kontrolują władzę w kraju zdominowanym przez sunnitów. Od przejęcia władzy w Syrii w 1970 roku przez ojca obecnego prezydenta rząd w Damaszku opiera się na silnej armii.

Teraz, mimo dezercji sunnickich żołnierzy, armia ma się wciąż dobrze, bo najważniejsze jednostki armii kontrolują alawici. Kluczem do obalenia Asada byłoby podzielenie syryjskiej armii - wyjaśnia Stratfor.

Jeśli Asad przetrwa, wpływy Iranu rozciągną się. Teheran nie musi nawet zbudować w najbliższym czasie broni atomowej, by ta perspektywa była niepokojąca - podkreśla Stratfor. Już teraz, gdy z Iraku wycofują się wojska USA, nie ma takiej strefy, w której można by było zablokować Iran. W interesie Ameryki i jej sojuszników leży obalenie reżimu w Damaszku.

Ewakuacja kontyngentu USA z Iraku da Iranowi "historyczną okazję", by przekształcić polityczną równowagę regionu na swą korzyść - wyjaśnia Stratfor.

Relacje Iranu z USA i ich sojusznikami ostatnio zdecydowanie się pogorszyły

Biały Dom ogłosił, że Teheran próbował zorganizować zamach na ambasadora Arabii Saudyjskiej w Waszyngtonie. Potem MAEA poinformowała, że Iran pracuje nad bronią nuklearną. Tydzień później, zwraca uwagę "New York Times", doszło do eksplozji w bazie Gwardii Rewolucyjnej Al-Gadir, w której zginął Hasan Tehrani-Mogaddam -"ojciec założyciel irańskiego programu nuklearnego" - wedle relacji "NYT". Pojawiły się spekulacje, że był to akt sabotażu, napisały "Time" i "NYT".

Według Stratforu, nie wiadomo czy wszystkie te informacje są prawdziwe, ale wyglądają one na elementy psychologicznej presji, którą grupa krajów wywiera na Iran.

W internetowym wydaniu "Asia Times" pisze, że już trwa "wojna psychologiczna" przeciw Iranowi, której ukrytą formą jest sabotaż.

Ameryce pozostają trzy opcje, aby zablokować ekspansję islamskiej republiki

Stratfor wylicza: "Zaakceptować możliwe zmiany. Zawrzeć kosztowne i bolesne porozumienie z Teheranem. Albo iść na wojnę". Pierwszy wariant zakładałby, że da się żyć z układem sił, który się wyłoni. Drugi zależy również od dobrej woli Iranu. Trzecia opcja oznacza kontratak Teheranu, polegający na zablokowaniu cieśniny Ormuz.

Iran powtarza, że jeśli będzie zagrożony zamknie tę cieśninę - wejście do Zatoki Perskiej - przez którą przepływa 33 proc. ropy naftowej, transportowanej na świecie drogą morską.

Gdy w 2008 roku dowódca irańskiej Gwardii Rewolucyjnej zagroził zamknięciem cieśniny, komandor stacjonującej w Bahrajnie V. Floty USA, Kevin Cosgriff odpowiedział, że będzie to uznane za deklarację wojny.

Wszystkie te opcje są wątpliwe i ryzykowne, więc obalenie Asada byłoby najlepszym rozwiązaniem - konkluduje Stratfor.

Tymczasem minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow wezwał, by przestano wywierać presję na Damaszek za pomocą "stawiania ultimatów". Ogólnie Moskwa ostrzegła większych graczy, by nie mieszali się w sprawy Syrii - podsumowała agencja Reutera.

Polityczna gra o Syrię przykuła nawet uwagę niekonwencjonalnych mediów. Komentator portalu ChristiansTogether.net (Chrześcijanie Razem) pisze, że "przy wzrastającej presji na syryjskiego prezydenta" Rosja i USA zamanifestowały zdolność do konfrontacji, "gdy 12 listopada dwa amerykańskie lotniskowce (...) zajęły pozycję naprzeciw irańskiego wybrzeża (...) a 17 listopada trzy okręty wojenne Rosji skierowały się ku Syrii". Według portalu wydarzenia w regionie mogą zapowiadać realizację apokaliptycznego proroctwa Ezechiela. Nie wiadomo, czy spełni się ono szybko. "Ale musimy modlić się (...) i być przygotowani".