Sąd uzasadnił swą decyzję faktem nabycia przez Juchniewicza prawa do warunkowego, przedterminowego zwolnienia (odsiedział dwie trzecie kary, która kończyła mu się w lutym 2012 r.). Według informatora PAP "nikt nie chciał już trzymać go w polskim więzieniu", gdzie był specjalnie strzeżony.
Proces mężczyzny, zatrzymanego w lutym 2009 r. przez kontrwywiad Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, był w całości tajny. Groziło mu od roku do 10 lat więzienia. On sam mówił, że jest niewinny.
W grudniu 2010 r. Sąd Okręgowy w Warszawie skazał go na 3 lata więzienia
W uzasadnieniu wyroku sędzia Igor Tuleya ujawnił, że działalność Juchniewicza (mieszkał od kilkunastu lat w Polsce, prowadził firmę) w woj. kujawsko-pomorskim i mazowieckim trwała od stycznia 2003 r. Dodał, że regularnie przesyłał do centrali GRU w Moskwie - i odbierał z niej - zaszyfrowane wiadomości, używając do tego stale unowocześnianego sprzętu kryptograficznego wysokiej klasy, który wyglądał jak sprzęt codziennego użytku.
Według sędziego "fakty z życiorysu oskarżonego" świadczą, że był "uśpionym agentem", nie wykonującym żadnych działań, ale pozostającym w stałej gotowości na zlecenie. Tuleya uznał za "niewiarygodne i naiwne" wyjaśnienia podsądnego, że sprzęt ten kupił na bazarze, nie wiedząc o jego innym przeznaczeniu, a kontakty z Rosją miały charakter biznesowy. SO nie dał też wiary "pomówieniom" oskarżonego, by to polskie służby specjalne podrzuciły część obciążających go dowodów.
Prokuratura Apelacyjna w Warszawie, która w SO żądała 5 lat więzienia, nie apelowała. Odwołała się zaś obrona. W maju br. Sąd Apelacyjny w Warszawie utrzymał taki wyrok sądu I instancji.
Jak mówił sędzia SA Paweł Rysiński, nie było żadnych wątpliwości, że ustalenia SO są słuszne, a uzasadnienie wyroku "perfekcyjne". Sędzia dodał, że nie ma znaczenia, jaka była treść stwierdzonych przez ABW 129 połączeń Juchniewicza z centralą GRU, bo nie miał on zarzutu przekazywania wiadomości obcemu wywiadowi, lecz udziału w nim - a na to jednoznacznie wskazały dowody.
Monicz twierdził, że padł ofiarą prowokacji polskich służb
"Dziennik Gazeta Prawna", który w 2010 r. ujawnił fakt zatrzymania szpiega, twierdził, że strata agenta odbiła się "potężnym echem" w Moskwie i "mogła stać się jedną z przesłanek do zdymisjonowania w kwietniu 2009 r. przez prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa szefa GRU gen. Walentina Korabielnikowa". Prezydent Lech Kaczyński wręczył za sprawę odznaczenia pięciu funkcjonariuszom kontrwywiadu (jeden z nich wywodził się jeszcze ze służb PRL).
Według informacji PAP, nadal w polskim więzieniu przebywa zaś obywatel Białorusi Siergiej Monicz. We wrześniu 2009 r. Sąd Okręgowy w Warszawie, po tajnym procesie, skazał go na pięć lat i sześć miesięcy więzienia, uznając, że za pieniądze chciał on zdobyć tajne informacje o polskim MSZ. Sądy oddalają wnioski obrony o warunkowe przedterminowe zwolnienie go z więzienia. Monicza zatrzymano w listopadzie 2006 r. na Litwie na wniosek Polski, która potem zażądała jego ekstradycji, na co zgodził się litewski sąd. Koniec kary upływa Moniczowi w maju 2012 r. Szefowie wywiadu Polski i Litwy zostali odznaczeni za tę akcję przez prezydentów obu państw. Monicz twierdził, że padł ofiarą prowokacji polskich służb.