Brytyjski rząd wyciąga wnioski z trwających od kilku dni zamieszek, w wyniku których zginęły już cztery osoby. Premier David Cameron nie wyklucza w przyszłości użycia armii ani czasowego blokowania portali społecznościowych
– Straszne sceny grabieży, przemocy, wandalizmu i złodziejstwa zaszokowały cały kraj. To przestępczość w czystej formie – tłumaczył szef konserwatywnego rządu podczas nadzwyczajnej debaty w Izbie Gmin. Cameron zapowiedział poszerzenie uprawnień policji, by w przyszłości służby porządkowe lepiej radziły sobie z chuliganami.
Lider torysów nie wykluczył, że jeśli w najbliższym czasie nie uda się opanować sytuacji, na ulice zostanie wysłane wojsko. Pomimo że od 1972 r., gdy podczas krwawej niedzieli w Londonderry żołnierze zastrzelili 13 osób, siły zbrojne posłane na ulice wyjątkowo źle się kojarzą. Cameron dopuszcza nawet możliwość czasowego blokowania serwisów społecznościowych, jak Facebook czy Twitter, czy komunikator stosowany w BlackBerry, które służą koordynacji i organizacji grabieży w stopniu do tej pory niespotykanym.
– Swobodny przepływ informacji może być wykorzystany dla dobrych celów, ale i złych – mówił brytyjski premier. Pracujemy więc wspólnie z policją, służbami specjalnymi i przemysłem nad opracowaniem sposobu, który uniemożliwiłby ludziom komunikowanie się za pośrednictwem stron i serwisów internetowych, gdy wiemy, że planują przemoc, nieporządki i przestępstwa – dodał. Cameron zapowiedział też zaostrzenie przepisów dotyczących publicznych zgromadzeń. Ich uczestnicy będą mogli być dodatkowo karani za zasłanianie twarzy maskami, co podczas sierpniowego plądrowania sklepów jest powszechną praktyką.
Władze brytyjskie są zdeterminowane, by położyć kres niepokojom, tym bardziej że Londyn jest organizatorem przyszłorocznych igrzysk olimpijskich. Jeśli zamieszki potrwają dłużej, mogą odstraszyć potencjalnych kibiców i sponsorów, szkodząc w ten sposób wizerunkowi imprezy.