W świecie sztuki niechętnie się o tym głośno mówi, ale coraz częstsze są przypadki, że znani artyści aby sprostać zamówieniom, zatrudniają do wykonywania swoich prac pomocników. Niektórzy zrobili z tego dobrze prosperujący biznes. Pisze o tym "Wall Street Journal".

Dzieła chętnie kupowanych malarzy lub rzeźbiarzy produkowane rękami innych powstają zresztą nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale także w innych krajach. "The Wall Street Journal" pisze o tym zjawisku bez zacietrzewienia. Przypomina, że nawet tacy tytani sztuki jak Michał Anioł, Rembrandt i Rubens nie tworzyli swoich arcydzieł zupełnie sami.

10 tys. dolarów od sztuki bierze za fantazyjne obrazy z tradycyjnymi indyjskimi wzorami przedsiębiorczy nowojorski artysta Alexander Gorlizki. Znany jest miłośnikom sztuki odwiedzającym m.in. Victoria & Albert Museum w Londynie, Denver Art Museum w Toronto czy Royal Ontario Museum. Mówi on otwarcie, że maluje dla niego siedmiu Hindusów w Jaipur, ponieważ zajęłoby mu kilkadziesiąt lat, aby nauczyć się ich kunsztu.

Także Damien Hirst i Jeff Koons nie ukrywają zatrudniania asystentów do tworzenia obrazów i rzeźb. Jak wyznaje Koons, ma on 150 osób na liście płac i nigdy nie chwyta za pędzel."Gdybym musiał to robić sam, nie byłobym w stanie namalować nawet jednego obrazu w roku" - cytuje artystę nowojorski biznesowy dziennik. W ciągu ostatnich czterech lat każda z sześciu sygnowanych przez Koonsa prac poszła na aukcji za cenę od 11 do 25 mln dolarów.

Z pracy pomocników korzysta także Angela de la Cruz. Tym bardziej że jest unieruchomiona w wózku inwalidzkim. Samodzielną pracę utrudniają jej komplikacje po udarze mózgu.

Nie wszystkim jednak przypada do gustu zbiorowa praca nad dziełami sztuki

Posługiwanie się asystentami staje się powszechną praktyką. Co więcej, nie mają nic przeciw temu niektórzy właściciele galerii. Jak twierdzi Adam Sheffer z nowojorskiej Cheim & Read, w jego galerii pięciu z 30 twórców korzysta z pomocników. Należą do nich znana artystka konceptualna Ghada Amer oraz fotografik Jack Pierson. Według Sheffera, nie ma to żadnego wpływu na wartość rynkową ich prac.

Zwiększony popyt na sztukę współczesną i gwałtowny wzrost cen jeszcze bardziej zachęca do rekrutowania pomocników. Według Marka Moore, właściciela kalifornijskiej Mark Moore Gallery w Santa Monica, artyści muszą nieraz dokonać wyboru. Albo ryzykować, że nie wywiążą się z podjętych zobowiązań, albo dodatkowo kogoś zatrudnić.

Nie wszystkim jednak przypada do gustu zbiorowa praca nad dziełami sztuki. Nie lubi tego kolekcjonerka z Florydy Beth Rudin DeWoody. Jak podkreśla też "The Wall Street Journal", jedna z głównych galerii nowojorskich, Pace, odrzuciła kilka rzeźb Johna Chamberlaina, ponieważ pod nadzorem artysty wykonywał je belgijski asystent. Prace Amerykanina osiągają wartość przekraczającą milion dolarów. Postanowił zmienić galerię. Przyjął go pod swe skrzydła na Manhattanie Gagosian.