Na proces Andreja Sannikaua, byłego kandydata opozycji na prezydenta Białorusi, przyszło w czwartek ośmiu spośród 29 milicjantów, którzy mieli zeznawać jako poszkodowani podczas protestów powyborczych. Reszta usprawiedliwiła się urlopem, jeden - leczeniem.

Mimo wniosku obrony sędzia nie zgodziła się, z wyjątkiem dwóch przypadków, by ustalić, kiedy skończą urlop i wezwać ich ponownie, i poprzestała na pisemnych wstępnych zeznaniach.

Wszyscy milicjanci z oddziałów specjalnych (speznacu) zeznali, że na demonstracji w Mińsku po wyborach prezydenckich 19 grudnia zeszłego roku protestujący obrzucali ich obelgami, kopali i uderzali w tarcze milicyjne, używając drewnianych pałek. Milicjanci zeznali, że otrzymali ciosy od demonstrantów, żaden z nich nie wskazał, od kogo konkretnie. Nie pamiętali z demonstracji oskarżonych: Sannikaua i sądzonych wraz z nim czterech młodych uczestników protestów.

Matka Sannikaua powiedziała PAP, że uważa zeznania za "absurdalne". "Tego nie pamięta, tamtego nie wie, nie jest jasne, od czego otrzymał obrażenia, nie wiadomo, kto czym bił" - skomentowała słowa milicjantów. Przywołała słowa byłego kandydata, który nazwał postawione mu zarzuty o organizację masowych zamieszek "absurdalnym wypracowaniem na zadany temat".

"Sannikau wygląda na zmęczonego"

Działacz opozycyjny Jury Chadyka powiedział PAP, że niepokoi go, że Sannikau wygląda na zmęczonego. "Młodzi chłopcy jakoś się trzymają" - mówił o sądzonych razem z politykiem uczestnikach demonstracji. "Sannikau jest po prostu szary, widać po nim sto dni, jakie spędził w więzieniu" - wskazał. Chadyka zaważył też, że poszkodowani milicjanci po tym, jak w lutym złożyli zeznania wstępne, już w kwietniu otrzymali awans.

Proces Sannikaua i współoskarżonych będzie kontynuowany w piątek, podobnie jak drugi toczący się w Mińsku proces innej pięcioosobowej grupy demonstrantów.

19 grudnia, w wieczór po wyborach prezydenckich tysiące ludzi protestowały w centrum Mińska przeciw oficjalnym wynikom, dającym prawie 80 proc. urzędującemu prezydentowi Alaksandrowi Łukaszence. Podczas demonstracji grupa ludzi zaczęła niszczyć drzwi wejściowe do budynku rządu; według opozycji była to prowokacja. Milicja i wojska wewnętrzne rozbiły demonstrację, do aresztów trafiło ponad 600 osób.