Polski system polityczny w ciągu dwudziestu lat przeszedł drogę od pospolitego ruszenia do profesjonalnych politycznych korporacji

Ceną stabilizacji było jednak to, że kolejne osobistości życia politycznego – a nawet całe środowiska – lądowały na marginesie głównego nurtu. Za to ci, którzy wygrali, dostali olbrzymią premię: budżetowe pieniądze na działanie. Historię 20-lecia można podzielić na trzy epoki: Heroiczną, w latach 1989 – 1993, Wiek Srebrny w latach 1993 – 2004 i Epokę Stabilizacji od 2004 – do dziś.

Epoka Heroiczna z jednej strony dała podwaliny polskiej demokracji, ale politycznie była najbardziej niestabilną. Po wyborach w czerwcu 1989 roku i upadku komunizmu obóz władzy zaczął się dzielić: wojna na górze, podział Komitetu Obywatelskiego, a potem wybory prezydenckie z walką między Lechem Wałęsą a Tadeuszem Mazowieckim. – Polityczny rytuał okazał się szokiem. Polacy pierwszy raz zobaczyli przed kamerami jak politycy się spierają – mówi politolog prof. Antoni Dudek. Efektem tych kłótni było niespotykane później polityczne rozdrobnienie. Powstawały coraz to nowe partie, wyrastały z poszczególnych środowisk powiązanych często nie programowo, a towarzysko. Mimo politycznej niestabilności to wtedy właśnie zapadały decyzje fundamentalne: sejm kontraktowy przyjął program Balcerowicza, powstały samorządy, przyjęto także euroatlantycki azymut polskiej polityki. Cezurę epoki heroicznej wyznacza pierwszy krok mający uporządkować system polityczny, czyli wprowadzenie 5 procentowego progu wyborczego. Postały tzw. listy śmierci, czyli rozdrobnionych ugrupowań centroprawicowych, które po wyborach w 1993 r. znalazły się poza Sejmem.

Wiek srebrny, czyli lata 1993-2004 to realizowanie przyjętych wcześniej założeń, niestety rękoma postkomunistów. To oni wprowadzili nas do NATO, UE, za ich panowania Polska przyjęła nową konstytucję. Centroprawica wyciągnęła częściowo wnioski z politycznej klęski w pierwszej połowie lat 90. Rozdrobnione ugrupowania, korzystając ze wsparcia NSZZ Solidarność, stworzyły Akcję Wyborczą Solidarność. A liberałowie z KLD dołączyli do Unii Demokratycznej tworząc Unię Wolności. To koalicja tych ugrupowań, wprowadziła kolejny zestaw reform: samorządową, emerytalną, zdrowotną i edukacyjną. Polityczną ceną za reformy, ale te za wewnętrzne rozbicie, była wyborcza klęska obu ugrupowań. Na ich gruzach powstały podwaliny obecnego systemu politycznego: dwa dominujące dziś ugrupowania PO i PiS oraz system finansowania partii politycznych z budżetu.

Epoka stabilizacji to czasy obecne. Partie skupiają się na podgrzewaniu nastrojów we wzajemnej walce. Budżet wydaje na ich finansowanie 100 mln złotych rocznie, co pozwala im nie obawiać się politycznej konkurencji. – Dziś polskiej polityce brak kamieni milowych, stał się ona rozgrywką techniczną – mówi Leszek Miller. Zdaniem Ludwika Dorna partie nadal nie dorobiły się aparatu z prawdziwego zdarzenia, nie prowadzą świadomej polityki kadrowej wyłapywania nowych liderów. Brak zagrożenia spowodował, że przyznane partiom pieniądze nie służą do budowania więzi ze środowiskami, a do napędzania wyborczych machin i PR-u.

Mimo wszystkich wad obecny system jest efektywniejszy niż ten sprzed dekady. Jeśli partie zbudują prawdziwe zaplecze merytoryczne, nasze życie polityczne będzie porównywalne z tym w krajach starej UE. Do tego ostatnie lata pokazują, że Polacy coraz bardziej interesują się polityką. Choć w wyborach prezydenckich nadal była niższa niż w poprzedniej dekadzie, rośnie zainteresowanie wyborami samorządowymi, zaś w ostatnich wyborach parlamentarnych frekwencja była najwyższa od 1989 roku.