Powszechna edukacja to największy wymierny efekt przemian w życiu społecznym po 1989 r. Odsetek osób z wyższym wykształceniem wzrósł trzykrotnie: z 7 do 21 proc.

W PRL takie liczby musiałyby szokować: blisko dwa miliony studentów, trzydzieści dwa tysiące magistrów na studiach doktoranckich, 456 uczelni publicznych i niepublicznych, ponad sto tysięcy wykładowców. Tak właśnie wyglądają statystyki roku akademickiego 2010/2011.

Reforma szkolnictwa oraz przyzwolenie na otwieranie prywatnych uczelni spowodowały, że mamy największy na świecie przyrost liczby studentów. Kiedyś nie byłoby to możliwe, choćby z powodu limitów. W Polsce Ludowej na studentów czekało co roku zaledwie 100 tysięcy indeksów, o które ubiegało się dwa razy tyle chętnych. Zniesienie ograniczeń zaowocowało wysypem prywatnych uczelni – jest ich dziś ponad trzysta i choć oferują studia płatne i naukę nie zawsze na wysokim poziomie, to niskie czesne umożliwia kształcenie na niespotykaną dotąd skalę.

Rewolucja zaczyna się już na poziomie gimnazjum – dziś aż 90 proc. absolwentów gimnazjum wybiera szkołę, która pozwala przystąpić do matury, a potem pójść na studia. Ponieważ nie zawsze czeka na nich satysfakcjonująca praca, kształcą się dalej na studiach doktoranckich. – Nie powiedziałbym, że z tego powodu kwitną też rozmaite dyscypliny naukowe, ale już to, iż ludzie, by zdać maturę, muszą się trochę pouczyć i przeczytać książki, po które w innym wypadku by nie sięgnęli, jest wielką wartością – ocenia socjolog prof. Janusz Czapliński.

Według socjologów nie doceniamy zmian w życiu, jakie przyniosły dwie ostatnie dekady, bo starsi szybko zapomnieli o uciążliwościach życia w PRL, a młodzi nie wiedzą, co znaczy stać kilkanaście godzin w kolejce. Ich namiastkę spotkać mogą tylko w fast foodach, w których stołują się głównie młodzi Polacy. Choć badania firm gastronomicznych wskazują, że wciąż najbardziej cenimy polską kuchnię, 40 proc. Polaków przynajmniej raz w miesiącu wpada do McDonalda.

Niezmiennie rośnie liczba Polaków, którzy spędzają wakacje za granicą. Instytut Turystyki zanotował prawie 20 mln wyjazdów zagranicznych w pierwszej połowie tego roku (10 proc. więcej niż rok wcześniej). Ponad połowa podróży naszych rodaków ma charakter czysto turystyczny.

Nie byłoby to możliwe, gdyby nie tanie linie lotnicze, z których możemy korzystać od sześciu lat. Zawojowały one rynek tak skutecznie, że stanowią dziś prawie połowę wszystkich przelotów.

Jak jednak wynika z badań, dla Polaków najważniejszą wartością jest dokładnie to samo co kiedyś – zdrowie. Jakość opieki zdrowotnej poprawiła się radykalnie, choć nie dla wszystkich – z prywatnych lecznic korzysta na razie pół miliona osób i jest to rynek wart prawie 30 mld zł. Abonament wykupiony przez pracodawcę pozostaje wciąż jeszcze rzadkością i sporym przywilejem (4 proc. Polaków), ale korzystanie z prywatnych porad i płacenie za usługi lekarskie z własnej kieszeni stało się już normą dla połowy rodaków. W prywatnych lecznicach i nowoczesnych szpitalach Polacy zostawiają już blisko 30 mld zł.

Przynosi to zresztą wymierne efekty – dzięki opiece zdrowotnej na wyższym poziomie i lepszej ogólnej kondycji Polaków (według naukowców to efekt zmiany diety i stylu życia) żyjemy coraz dłużej. W 2009 r. mężczyźni dożywali przeciętnie 71,5 roku, natomiast kobiety 80 lat. W porównaniu z początkiem lat 90. to aż pięć lat więcej. Wciąż jednak spora jest różnica między granicą życia kobiet i mężczyzn, daleko nam również do najlepszych wyników w Europie: Szwajcarzy i Szwedzi dożywają nawet 79 – 80 lat, a Francuzki, Włoszki, Hiszpanki i Szwajcarki 84 lat.

Od reszty Europy dzielą nas też wartości – oprócz zdrowia wciąż bardzo wysoko cenimy udane małżeństwo i rodzinę. To prawdziwy fenomen na tle krajów, które w ostatnich dekadach przeżywały podobne wielkie zmiany w sferze materialnej i technologicznej, takich jak Irlandia czy Hiszpania. Socjologów fascynuje też kolejne zjawisko – bardzo powolny proces ateizacji społeczeństwa. Do kościoła regularnie chodzi 38 proc. Polaków. – To rekord – podkreśla prof. Czapiński. – Rewolucja nie dotknęła sfery moralnej i obyczajowej.