Jedna osoba zastrzelona, druga ciężko ranna walczy o życie w szpitalu – to ofiary wczorajszego ataku na siedzibę PiS w Łodzi. Zatrzymany na miejscu zamachowiec przyznał, że atakował, bo nienawidzi „PiS i Jarosława Kaczyńskiego”
Ile w tym było szaleństwa, ile przypadku – może już nie mieć większego znaczenia. Kilka minut po strzelaninie w łódzkim biurze PiS media ogarnęła fala nienawiści i politycznego judzenia. 62-letni Ryszard C., najprawdopodobniej emerytowany funkcjonariusz PRL-owskich służb, zanim jeszcze został przesłuchany, stał się już symbolem nowych podziałów w społeczeństwie. Konsyliacyjny apel Donalda Tuska o „otrzeźwienie” nie tylko został zbagatelizowany, ale wręcz pociągnął za sobą eskalację wzajemnych oskarżeń i pod adresem rządu. Najmocniejsze słowa padły z ust Jarosława Kaczyńskiego: – To wynik wielkiej kampanii nienawiści, która jest prowadzona przeciw PiS.
Z relacji świadków wynika, że Ryszard C. zaatakował pierwszą napotkaną osobę w biurze – Marka Rosiaka, asystenta europosła PiS Janusza Wojciechowskiego. – Wyciągnął broń, strzelał do końca magazynka – opowiadał Czesław Telatycki, wiceszef łódzkich struktur partii. Trzema kulami trafił Rosiaka.– Jedna z kul przeszła na wylot. To oznacza potężne obrażenia wewnętrzne – tłumaczył ratownik medyczny.
Po wystrzeleniu wszystkich naboi sprawca rzucił się z nożem na Pawła Kowalskiego, asystenta posła Jarosława Jagiełły. – Pociął mu ręce i szyję. Lekarze określają jego stan jako ciężki, ale stabilny – mówi oficer łódzkiej policji.
To dozorca wezwał pomoc. Jako pierwsi pojawili się strażnicy miejscy, których siedziba jest opodal biura partii. Zamachowiec nie stawiał oporu. Podczas drogi na komisariat tłumaczył, że „nienawidzi PiS” i chciał „zabić Kaczyńskiego”. – Weryfikujemy okoliczności i motywy sprawcy – mówi rzecznik KGP Mariusz Sokołowski.
O sprawcy niewiele wiadomo – do Łodzi przyjechał przed czterema dniami i zatrzymał się w drogim hotelu. Przez 10 lat mieszkał w Częstochowie, gdzie pracował jako taksówkarz.



Polityczna zimna wojna przeszła w gorące stadium
Mężczyzna, który zaatakował biuro PiS w Łodzi, mógł pracować w PRL-owskich służbach specjalnych. Policja sprawdza to w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej.
Szczegółowego raportu o działaniach policji i służb specjalnych na rzecz zabezpieczenia wrażliwych miejsc jak biura poselskie zażądał od ministra spraw wewnętrznych premier Donald Tusk. Socjolodzy uważają, że tragedia jest efektem gorących nastrojów społecznych, które sprzyjają frustratom.
Prokurator przed posłami
Raport o sposobach ochrony biur poselskich i siedzib partii ma trafić dziś późnym wieczorem na biurko premiera Donalda Tuska. Według naszych informacji nie będzie w nim rewelacji – policja podchodzi do ochrony takich miejsc rutynowo.
– Plany zabezpieczenia układają oficerowie, którzy w danym mieście kierują pracą patroli policyjnych. Siedziby partii i biura poselskie są często oznaczane jako „kontrola miejsca zagrożonego”, ale w praktyce oznacza to jedynie nieco częstsze patrole – wyjaśnia nam urzędnik resortu spraw wewnętrznych i administracji. Same służby specjalne włączają się do działań tylko wtedy, gdy zdobędą konkretną informację o zagrożeniu.
Wszystkie szczegóły pracy policji w Łodzi, a także prokuratury poznają dziś posłowie z połączonych komisji: służb specjalnych, spraw wewnętrznych oraz sprawiedliwości.
– Prokurator generalny stanie przed posłami o 8 rano. Niewiele będzie mógł powiedzieć, skoro sprawca jest jeszcze w rękach policji, a łódzcy oskarżyciele nie mieli wiele czasu na pracę – wyjaśnia jeden ze współpracowników prokuratora Andrzeja Seremeta.
Według łódzkich policjantów, z którymi rozmawialiśmy, Ryszard C. nie był wcześniej notowany, co oznacza w ich slangu, że nie wchodził w konflikt z prawem. Posłużył się bronią gazową, przerobioną na ostrą. W przeszłości prawdopodobnie działał w PRL-owskich służbach specjalnych. Policja nie ma jednak co do tego 100-proc. pewności. Informacja ta sprawdzana jest w archiwach IPN.
Spokojny szaleniec
– Zachowuje się spokojnie, ale to szaleniec. Prokuratura zamierza poddać go szczegółowym badaniom psychiatrycznym – wyjaśnia oficer policji.
Sąsiedzi z Częstochowy mają o Ryszardzie C. dobre zdanie: – Spokojny, zawsze się kłaniał z daleka. Nie słyszałem, aby wdawał się w dysputy polityczne – mówił „DGP” jeden z nich.
Tymczasem to właśnie w nastrojach politycznych socjologowie widzą przyczyny tragedii: – Choć politycy nie są bezpośrednio odpowiedzialni za tragiczne zajścia w Łodzi, to wielu z nich powinno się czuć odpowiedzialnymi za podgrzewanie atmosfery. Zimna wojna domowa w Polsce coraz bardziej słowami ocierała się o wojnę gorącą. To niewątpliwie jest atmosfera, która frustratom sprzyja – ocenia socjolog z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach dr Krzysztof Łęcki.
Podobnie ocenia socjolog Jarosław Flis z Uniwersytetu Warszawskiego: – Na tego typu wypadki na pewno mają wpływ emocje debaty politycznej w Polsce, atmosfera wzajemnych oskarżeń oraz podsycania niechęci – mówi.