Wydarzenia w łódzkim biurze to wynik wielkiej kampanii nienawiści prowadzonej wobec PiS od długiego czasu - powiedział we wtorek prezes ugrupowania Jarosław Kaczyński. Dodał, że "za bezpieczeństwo wszystkich biur i działaczy PiS odpowiedzialność ponosi rząd".

"Mamy tutaj do czynienia z wydarzeniem nowym w polskiej praktyce politycznej i wydarzeniem, które z całą pewnością nie miało charakteru przypadkowego" - powiedział prezes PiS na konferencji prasowej w Warszawie.

Jak dodał, atakujący, morderca wpadł do biura PiS z okrzykami odnoszącymi się do niego. "Stwierdził, że skoro mnie nie ma, to oni, ci których w końcu zaatakował, ponoszą odpowiedzialność. Oni - można powiedzieć - stracili życie, czy dzisiaj walczą o życie, za mnie. To oczywiście stawia mnie w szczególnej sytuacji" - zaznaczył Kaczyński.

Kaczyński: to, co się stało, jest wynikiem kampanii nienawiści

Prezes PiS Jarosław Kaczyński uważa, że wtorkowy atak na biuro PiS w Łodzi nie był wydarzeniem przypadkowym. Jak zaznaczył, morderca wpadł do biura PiS z okrzykami odnoszącymi się do niego.

"Każde słowo, które będzie nawiązywało do tej kampanii nienawiści, będzie już po prostu wzywaniem do morderstw i to bardzo mocno chciałem podkreślić. Powtarzam: każde słowo, które będzie kontynuacją tej kampanii, wszystko jedno ktokolwiek je wypowie - czy to będzie polityk, czy to będzie dziennikarz - to będzie wzywanie do morderstw" - oświadczył Kaczyński.

Jak mówił, trudno precyzyjnie określać, kiedy zaczęła się owa kampania. Mimo wszystko wskazywał, że jej początkiem były słowa premiera Donalda Tuska, który użył wobec zwolenników jego ugrupowania określenia "moherowe berety".

"Później mieliśmy już do czynienia z dorzynaniem watahy. Przypomnę, że osobie, która walczy o życie, dzisiaj podcięto gardło, później mieliśmy do czynienia z bydłem i z całą masą różnego rodzaju innych ataków" - podkreślił.

Jak mówił, już po katastrofie smoleńskiej, po śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego, doszło do fizycznej agresji wobec tych, którzy modlili się pod krzyżem. Powiedział, że doszło do tego, że na oczach policji "profanowano krzyż, bito ludzi, a premier Tusk był zachwycony tym, że mamy hyde park".



Kaczyński składa wyrazy współczucia rodzinom ofiar ataku na biuro PiS

Prezes PiS Jarosław Kaczyński we wtorek złożył wyrazy współczucia rodzinom ofiar ataku w łódzkim biurze PiS. Zginął w nim asystent europosła PiS Janusza Wojciechowskiego Marek Rosiak, a ranny został szef biura posła Jarosława Jagiełły Paweł Kowalski.

"Chcę zacząć od wyrażenia współczucia rodzinom tych, którzy padli ofiarą tego zamachu: w szczególności pana Marka Rosiaka, który był współpracownikiem, pracownikiem biura europosła Wojciechowskiego i pana Pawła Kowalskiego, który jest ciężko ranny, walczy o życie, który był szefem biura pana posła Jarosława Jagiełły" - powiedział Kaczyński.

Kaczyński: będziemy walczyć, by w Polsce wróciła demokracja

Prezes PiS Jarosław Kaczyński oświadczył, że jego ugrupowanie będzie walczyć, by w Polsce wróciła demokracja.

"Będziemy walczyć o to, by w Polsce wróciła demokracja, wrócił normalny porządek polityczny, gdzie jest władza, jest opozycja, ale nie ma tego szaleństwa, tego wszystkiego, co od kilku lat w polskiej polityce w związku z rządami PO obserwujemy" - powiedział prezes PiS.

W wtorek starszy mężczyzna zaatakował łódzkie biuro PiS. Śmiertelnie postrzelił Marka Rosiaka, asystenta europosła PiS Janusza Wojciechowskiego; ciężko ranił Pawła Kowalskiego, szefa biura posła Jarosława Jagiełły. Policja zatrzymała napastnika.

"Będziemy w tej sprawie działać na wszystkich możliwych frontach (...) Jutro będziemy tę sprawę stawiać w Sejmie" - zapowiedział Kaczyński.

Kaczyński: za wydarzenia w Łodzi odpowiedzialna PO

Prezes PiS Jarosław Kaczyński zarzucił PO odpowiedzialność za wtorkowy atak na łódzkie biuro PiS. W wywiadzie dla Radia Maryja ocenił, że odpowiedzialność moralna i polityczna polityków PO i premiera Donalda Tuska jest "zupełnie jasna".

"Krótko mówiąc, mamy tutaj do czynienia z czymś, co w żadnym wypadku nie jest przypadkiem (...). Jest oczywistością, że to PO ponosi odpowiedzialność za tę śmierć" - powiedział Kaczyński.

We wtorek starszy mężczyzna zaatakował łódzkie biuro PiS. Śmiertelnie postrzelił Marka Rosiaka, asystenta europosła PiS Janusza Wojciechowskiego; ciężko ranił Pawła Kowalskiego, szefa biura posła Jarosława Jagiełły. Policja zatrzymała napastnika.

W ocenie prezesa PiS trudno nie upolityczniać całego zdarzenia. "Ten morderca krzyczał: mam za krótką broń, żeby zamordować Kaczyńskiego i jak tu nie ma Kaczyńskiego, to wy jesteście winni. Jak ta zbrodnia wobec tego nie jest polityczna?" - pytał.

"Mamy rząd, który ma większość i oczywiście na pewno nie uzna, że nie ma już dalej legitymacji do rządzenia"

"To jest kolejna potworna kompromitacja tej formacji. Mam nadzieję, że społeczeństwo jednak w końcu zacznie z tego wszystkiego wyciągać wnioski. To jest śmierć z powodów politycznych. Nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości i tutaj odpowiedzialność polityków PO z Donaldem Tuskiem na czele jest zupełnie jasna, chociaż oczywiście jest to odpowiedzialność o charakterze moralnym i politycznym. Można powiedzieć - kolejna odpowiedzialność" - podkreślił prezes PiS.

Ocenę, że atak nie miał charakteru politycznego (taką opinię przedstawiła posłanka PO Małgorzata Kidawa-Błońska), Kaczyński uznał za "absurdalną". "To jest absurd, który próbuje się wmówić ludziom po to, żeby nie ponieść za to odpowiedzialności po raz kolejny, bo przecież mówiłem już o moralnej i politycznej odpowiedzialności za Smoleńsk, a teraz znów mamy to" - dodał.

"Mamy rząd, który ma większość i oczywiście na pewno nie uzna, że nie ma już dalej legitymacji do rządzenia. W warunkach normalnej demokracji nie miałby żadnych szans, aby się utrzymać" - mówił.

"Oczekuję całkowitego zakończenia tej kampanii nienawiści i powiedzmy sobie, ekspiacji, przyznania się do winy. Ja oczywiście wiem, że to oczekiwanie nie zostanie spełnione. Zresztą sądzę, że za chwilę będziemy zaatakowani. Nie zdziwię się, jeżeli się okaże, że to my jesteśmy winni. Słyszeliśmy przecież, że jesteśmy winni katastrofie smoleńskiej. Tusk przecież to mówił, że środowisko PiS jest winne katastrofie smoleńskiej, więc można spodziewać się absolutnie wszystkiego" - dodał Kaczyński.

Waszczykowski: tragedia w Łodzi to owoc nagonki na opozycję

Kandydat PiS na prezydenta Łodzi Witold Waszczykowski uznał, że tragedia w tym mieście jest owocem nagonki, którą prowadzi się przeciw opozycji. Z kolei łódzcy liderzy PO, PSL i SLD wspólnie potępili "bezprecedensowy przejaw przemocy", do którego doszło w siedzibie PiS.



"Musiało do tego prędzej czy później dojść. Zarzuty, że opozycja jest opozycją antysystemową, w domyśle niedemokratyczną, i że należy ją usunąć, zlikwidować, postawić przed trybunały, musiały do kogoś dotrzeć" - powiedział Waszczykowski dziennikarzom.

Podkreślił, że opozycja ma prawo działać w demokratycznym kraju, ma prawo krytykować rząd i oczekiwać, że spotka się z reakcją profesjonalną. "Że przeciwko nam użyta zostanie siła argumentów, a nie argument siły" - mówił. Zaapelował do mediów, by nie brały udziału w tej nagonce, bo "zaczyna się zabijanie opozycji". "Wszystkie poglądy są równe. Mamy prawo przekonywać argumentami naszych wyborców. Nie zabijajcie nas! Chcemy pracować dla dobra demokratycznej Polski" - mówił.

Dodał, że postrzega wtorkowe zdarzenia bardzo osobiście, bo sam jest krytykiem obecnego rządu - krytykuje go m.in. za politykę zagraniczną i politykę bezpieczeństwa. Dlatego - jak stwierdził - jest szykanowany przez rząd. Zaapelował do rządu, aby przestał "tak się zachowywać".

Waszczykowski powiedział, że to, co zdarzyło się w biurze PiS, to wielka tragedia. Dodał, że znał od kilku tygodni "obu panów", rozmawiał z nimi w poniedziałek, snuli plany na najbliższe tygodnie, we wtorek mieli rejestrować listy wyborcze.

Manifestacja przed kancelarią premiera przeciwko "kampanii nienawiści"

Kilkadziesiąt osób zebrało się we wtorek wieczorem przed kancelarią premiera, aby wyrazić sprzeciw wobec "kampanii nienawiści", na którą - zdaniem manifestantów - przyzwolenie dał premier Donald Tusk. Według demonstrantów, doprowadziła ona do ataku na łódzkie biuro PiS.

We wtorek starszy mężczyzna w łódzkim biurze PiS śmiertelnie postrzelił Marka Rosiaka, asystenta europosła PiS Janusza Wojciechowskiego; ciężko ranił Pawła Kowalskiego, szefa biura posła Jarosława Jagiełły. Policja zatrzymała napastnika.

Przed kancelarię premiera demonstranci przynieśli ze sobą flagi narodowe, przeplatane kirem, a także drewniane krzyże. Na początku manifestacji minutą ciszy uczczono pamięć Marka Rosiaka.

Demonstranci mieli ze sobą również duże zdjęcia wicemarszałka Sejmu Stefana Niesiołowskiego oraz dziennikarki TVN Katarzyny Kolendy-Zaleskiej, na których umieszczono napis "Stop Przemocy".

"Spodziewałem się, że przemysł nienawiści wreszcie wyda czarne owoce i tak się dzisiaj stało" - mówił jeden z uczestników manifestacji Paweł Piekarczyk.

Obecny na manifestacji redaktor naczelny "Gazety Polskiej" Tomasz Sakiewicz ocenił, że odpowiedzialni za "kampanię nienawiści" są również dziennikarze. "Pistolet do ręki jest włożyć bardzo łatwo, ale nad mózgiem trzeba pracować bardzo długo. Ktoś temu człowiekowi powiedział, że warto zabić, ktoś nad jego duszą i mózgiem bardzo długo pracował" - powiedział Sakiewicz. Jak ocenił, byli to "nasi koledzy dziennikarze".

Zdaniem Sakiewicza, usunięcie z debaty politycznej dziennikarzy prezentujących poglądy inne niż powszechnie uznane za właściwe, to był zamysł polityczny. Jak powiedział, ten zamysł powstał po 10 kwietnia, by skończyć debatę, która mogłaby wykazać, że "w sprawie Smoleńska było trochę inaczej, niż chciał rząd i rząd nie jest tutaj bez winy".

Manifestanci na zakończenie odmówili modlitwę w intencji ofiar wydarzeń w Łodzi; śpiewali też pieśni religijne. Część z nich przemieściła się następnie pod siedzibę PiS przy ul. Nowogrodzkiej.

Łęcki: politycy powinni się czuć odpowiedzialni za podgrzewanie atmosfery

Choć politycy nie są bezpośrednio odpowiedzialni za tragiczne zajścia w Łodzi, to wielu z nich powinno się czuć odpowiedzialnymi za podgrzewanie atmosfery - ocenia socjolog z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach dr Krzysztof Łęcki.



"Nikt nie spowodował bezpośrednio tego ataku, ale wielu ludzi może się czuć odpowiedzialnych za to, że ktoś pomyślał sobie, że powinien pójść i zrobić to, co zrobił" - powiedział PAP.

"Zimna wojna domowa w Polsce coraz bardziej słowami ocierała się o wojnę gorącą. To niewątpliwie jest atmosfera, która frustratom sprzyja. Na tego typu pomysły może naprowadzać zdecydowanie łatwiej, niż kiedy mamy do czynienia z jakąś stabilnością sceny politycznej, kiedy ludzie ze sobą polemizują, a nie obrzucają się inwektywami. Jak się okazuje, słowa też mogą zamienić się w krew" - dodał.

Socjolog podkreślił, że to, czy ktoś poczuje się odpowiedzialny za tę tragedię, to sprawa bardzo indywidualna. "Myślę jednak, że politycy z różnych opcji politycznych, którzy już dawno zatracili miarę w obrzucaniu się dość ciężkimi inwektywami i podgrzewaniu atmosfery grubo ponad potrzebę, mogliby to sobie wziąć do serca, jeśli rozumu im nie stało" - podsumował.

Stowarzyszenie Wolnego Słowa: wyeliminować niezdrowe emocje z życia politycznego

Stowarzyszenie Wolnego Słowa apeluje o wyeliminowanie "niezdrowych emocji z życia politycznego w Polsce". To reakcja SWS na wtorkowe wydarzenia w biurze PiS w Łodzi.

"Dzisiejsze tragiczne wydarzenie w łódzkiej siedzibie PiS oraz niektóre reakcje na nie są najdobitniejszym dowodem na konieczność wyeliminowania niezdrowych emocji z życia politycznego w Polsce" - napisano w oświadczeniu zarządu SWS przekazanym we wtorek PAP.

Stowarzyszenie przypomina, że wielokrotnie apelowało o porzucenie "języka agresji, kłamstwa i pomówień" oraz o "bezwzględne przestrzeganie zasady odpowiedzialności za wypowiadane słowa w debacie publicznej". Jednocześnie Stowarzyszenie akcentuje, że nie może to krępować wolnego słowa. "Tylko połączenie wolności i odpowiedzialności jest cechą dojrzałej demokracji" - ocenia zarząd SWS.

"Apel ten kierujemy zarówno do polityków, jak i ludzi mediów" - podkreśla SWS. Stowarzyszenie złożyło też wyrazy współczucia rodzinom ofiar.