Anna Komorowska - harcerka, filolog klasyczny, matka pięciorga dzieci, warszawianka - od piątku jest pierwszą damą. Żona prezydenta powinna być wrażliwa, ciepła, budzić zaufanie i godnie reprezentować kraj - mówiła przed wyborami Komorowska.

Anna Komorowska urodziła się w 1952 roku. Ukończyła filologię klasyczną na Uniwersytecie Warszawskim. Zna język francuski i angielski. Obecnie nie pracuje zawodowo. Jest katoliczką. Komorowscy mają pięcioro dorosłych dzieci: Zofię, Tadeusza, Marię, Piotra i Elżbietę oraz wnuka Stanisława.

Anna i Bronisław poznali się w 1970 roku, gdy oboje działali w harcerstwie.

"Najpierw - to zabawne - poznałam jego buty. Niezwykle atrakcyjne. Żółte, amerykańskie, jakich nikt nie miał, pożyczał moim kolegom na rajdy. Nagle sam w nich przyszedł. Mieliśmy rajd harcerski w Puszczy Kampinoskiej. Stałam pod piękną, rozłożystą sosną na punkcie jako drużynowa, koledzy podeszli z nim do mnie i został mi przez nich przedstawiony. Nie padłam plackiem. Ktoś inny mi się podobał. Zaiskrzyło po dwóch latach. Coś razem robiliśmy, o czymś rozmawialiśmy, był szarmancki, z pomysłami, poczuciem humoru. Pomyślałam, że może być z nim interesująco" - mówiła Komorowska w wywiadzie dla "Dużego Formatu", dodatku "Gazety Wyborczej".

Siedem lat później Komorowscy wzięli ślub. "Byłam studentką V roku filologii klasycznej, Bronek kończył wydział historii. Mieliśmy szaleńczy plan, żeby wziąć ślub w Jerozolimie. Udało się nam dostać paszporty i pojechaliśmy do Austrii zarobić. Pierwszy raz byłam na Zachodzie. Pracowaliśmy w hotelu. Doznałam szoku cywilizacyjnego. To był stary gasthof w Tyrolu. A w nim zmywarki do naczyń, maszyny do obierania kartofli i (śmiech) toalety na fotokomórki" - wspominała Komorowska. Dodała jednak, że rozsądek wziął górę i ich ślub odbył się w Warszawie.

W jednym z wywiadów Komorowska mówiła też, że zanim wzięli ślub obchodzili nie tyle rocznicę zaręczyn, co rocznicę zimowego dnia, kiedy Komorowski wyznał jej miłość. Jak opowiadała, przyszły mąż przytulił ją wówczas, pocałował i powiedział, że kocha.

Po ślubie w 1977 roku mieszkali w 37-metrowym mieszkaniu przy warszawskich Polach Mokotowskich, niedaleko popularnego wśród opozycjonistów klubu studenckiego Stodoła.

"Ania jest osobą bardzo dzielną, odważną, dobrze zorganizowaną. W jej naturze nie jest działanie dla siebie, ale dla innych. Bardzo wiele jej zawdzięczam. Decydując się na małżeństwo ze mną wiedziała, w co wchodzi, ale nigdy się nie skarżyła. Razem ze mną dzielnie znosiła rewizje bezpieki, aresztowania, moje internowanie" - podkreślał Komorowski, przedstawiając rodzinę przed wyborami prezydenckimi na swojej stronie internetowej.

W ocenie Komorowskiego, żona nie panikowała, kiedy w ich domu kręcił się powielacz i był magazyn bibuły. "W czasie przesłuchań bezpieki Anka była niezłomna. Spokojnie odpowiadała: "Odmawiam odpowiedzi". Kiedy po mnie przychodzili, ona opanowana wręczała mi szczoteczkę do zębów, sweter, skarpety, Pismo Święte. Ale najbardziej byłem z niej dumny, kiedy siedziałem internowany. Ania znalazła Jaworze na mapie, dojechała tam 31 grudnia 1981 roku, brnęła kilka kilometrów przez śnieg, z plecakiem dotarła do ośrodka" - wspominał Komorowski.

Komorowska była przez kilka lat nauczycielką łaciny w warszawskich szkołach, później, ze względu na wychowywanie dzieci, udzielała korepetycji, a po 1989 r. przez kilka lat współpracowała z towarzystwem ubezpieczeniowym.

W wywiadzie dla "Vivy" Komorowska wspominała, że z mężem radzili sobie finansowo kosztem dużych wyrzeczeń. "Dom prowadziliśmy oszczędnie. Żyliśmy za tyle, ile mieliśmy, wakacje spędzaliśmy tak, jak mogliśmy, to znaczy skromnie. Mąż na szczęście zawsze miał pracę. Pracował nawet w tych najtrudniejszych czasach, kiedy o pracę dla opozycjonistów było trudno. Przez parę lat uczył historii w niższym seminarium duchownym w Niepokalanowie" - mówiła.

A tak w wywiadzie dla "Dużego Formatu" Komorowska opisuje swój powrót do pracy zawodowej: "Spróbowałam w 1995 roku. Przecież posłowanie jest kadencyjne i nie wiadomo, co dalej z Bronkiem. Ale nie miałam pomysłu na siebie. Szłam do biznesu ze skurczonym żołądkiem. To strasznie trudne po latach wejść w nowe, nieznane obowiązki. Pojechałam na kurs przygotowawczy w Nieborowie. Było na nim parę takich osób, że nawet pomyślałam: jeśli one wytrzymają, to i ja ze swoim krytycyzmem wytrzymam. Zupełnie przyzwoicie się ułożyło. Pracowałam pięć lat. Całą sobą broniłam się jednak przed zassaniem przez korporację. Awanse i kariera mnie nie interesowały".

Obecnie Komorowscy mieszkają w mieszkaniu na warszawskim Powiślu. Jako para prezydencka przez kilka miesięcy mają mieszkać w Belwederze, bo - jak wyjaśniał - szef Kancelarii Prezydenta Jacek Michałowski w Pałacu Prezydenckim odbywa się poważny remont.

Żona Komorowskiego włączyła się aktywnie w kampanię męża pod jej koniec. Spotykała się w wielu regionach Polski z wyborcami, głównie kobietami, ale także m.in. z ludźmi starszymi. Nie chciała jednak przed wyborami mówić, jaką zamierza być pierwszą damą.

"Każdy powinien dostosować model sprawowania funkcji pierwszej damy do własnego charakteru. Na pewno wiele rzeczy mi się podobało w sposobie, jaki wypełniała rolę pierwszej damy i pani Jolanta Kwaśniewska, i pani Maria Kaczyńska" - mówiła dziennikarzom Komorowska.

Dodała, że koncepcja sprawowania funkcji pierwszej damy na pewno musi być zgodna z jej charakterem i temperamentem po to, by była wiarygodna. "Jestem Anna Komorowska i mam nadzieję sobą zostać" - podkreślała. W jednym z wywiadów pytana, czy chce być pierwszą damą odparła: "Mój mąż chce być prezydentem i uważam, że ma do tego kwalifikacje jak mało kto w naszym kraju. A moje miejsce jest przy nim".

Na pytanie jak ocenia prezydenturę Lecha Kaczyńskiego odpowiedziała: "Powstała atmosfera, że w ogóle nie wolno o tym mówić lub można mówić tylko dobrze. Nie oceniam go jako człowieka, tylko jako prezydenta. Nie byłam zwolenniczką jego prezydentury, nie zmieniłam zdania w tej sprawie". Z kolei mówiąc o Marii Kaczyńskiej jako poprzedniej pierwszej damie podkreśliła: "Myślę, że poradziła sobie bardzo dobrze. A początki miała trudne. Ilość złośliwości, z którymi się spotkała, była bardzo duża. Ale udźwignęła to".

Podczas spotkań z wyborcami Komorowska odnosiła się też do bieżących problemów, m.in. kwestii zapłodnienia in vitro czy wprowadzenia parytetów. Żona prezydenta uważa, że in vitro to "sprawa sumienia każdego człowieka i każdy w swoim sercu powinien to rozważyć", a parytety można by wprowadzić na próbę.

Komorowska mówiła, że czuje się "menedżerem domowym", mimo iż nie pracuje zawodowo i nie prowadzi żadnego biznesu. Według niej kobiety powinny mieć wybór, czy chcą zostawać w domu i zajmować się opieką nad dziećmi, czy też stawiać na karierę. Mówiła, że "nie wyobraża sobie siebie jako kobiety siedzącej w domu w roli paprotki", bo jest przyzwyczajona do aktywności, choć gdy urodziły się dzieci, dokonała wyboru i została w domu.

Anna Komorowska podkreślała też, że nie traktowała nigdy macierzyństwa jako zawodu, choć na pewno niejednej rodzinie wsparcie państwa pomogłoby w wychowaniu dzieci. Nie myślała też o macierzyństwie jako poświęceniu. "Na pewno wiąże się ono z wieloma wyrzeczeniami ale, jak myślę o tym, gdzie są dzieci - najmłodsze dziecko ma 21 lat, więc już nie są takie małe - przede wszystkim myślę, ile te dzieci mnie wzbogaciły, ile mi dało obcowanie z nimi, bycie z nimi" - zaznaczyła. "Na pewno mam satysfakcję z tego, jakie one teraz są i poczucie, że jakiś mój udział w tym też jest" - dodała Komorowska.

Jak mówi, teraz wraz z dziećmi jest recenzentką działalności i wystąpień męża. "Nie raz zdarzało mi się powiedzieć po powrocie męża do domu, że przesadził. Kiedyś mówiłam od razu, jak wszedł do domu, a mnie czymś zdenerwował. Teraz wiem, że trzeba dać mu czas, żeby "odparował", nie zaatakować na wstępie i wyczekać na moment, kiedy będzie w stanie krytykę przyjąć. Tego nauczyłam się i uważam, że to jest skuteczne" - zdradziła swój "sposób na męża".

Pytana w jednym z wywiadów czy pamięta o imieninach i urodzinach wszystkich dzieci odparła, że "oczywiście". "Teraz dla ułatwienia załatwiamy je hurtowo. Jest hurt majowy z imieninami Marysi i Zosi oraz urodzinami Piotrka i moimi. I jest hurt wrześniowy z imieninami Bronka i urodzinami Zosi i Eli. A jedynym świętem dla przyjaciół stały się od kilku lat moje imieniny. Lato, więc robimy wielką imprezę na Suwalszczyźnie" - mówiła Komorowska.

Opowiadając o zarządzaniu domem powiedziała: "Decyzje podejmujemy wspólnie, ale gdy nie było męża w domu, to ja musiałam decydować, a w przypadku pretensji mówiłam "kochanie, nie było cię w domu"".

Pytana w jednym z wywiadów, czy lubi politykę oceniła: "Bywa ciekawa, gdy jest prowadzona z klasą. Zbyt często jednak zawstydza". Przyznała, że ma wielki szacunek i sympatię dla premiera Tadeusza Mazowieckiego. "W dniu, w którym miał słynne expose, urodziłam piąte dziecko" - wspominała Komorowska.

Przypomniała też, że była przeciwniczką Okrągłego Stołu, jednak teraz inaczej ocenia te wydarzenia. "Dlatego, że 20 lat temu człowiek był 20 lat młodszy i wydaje się, że mniej mądry. Żałuję, że nie poszłam na pierwsze wolne wybory i nie uczestniczyłam w tym święcie. A nie poszłam dlatego, że nie zgadzałam się na kompromis "Solidarności" z komunistyczną władzą. Myślałam wtedy: albo wszystko, albo nic. Ale po 20 latach wiem, że nie było to mądre, bo życie, a szczególnie polityka, składa się z kompromisów. Ten z 4 czerwca 1989 roku był dla Polski zbawienny" - podkreśliła pierwsza dama.

"Prezydentura to wielki zaszczyt, ale przede wszystkim możliwość zrobienia dobrych rzeczy dla ludzi, oboje tak o tym myślimy" - zaznacza Anna Komorowska.