Obraz zaginął z oratorium kościoła San Lorenzo w Palermo w nocy z 17 na 18 października 1969 roku, gdzie przechowywany był bez żadnych stosownych zabezpieczeń.
Dzieło z 1609 roku, było ostatnim obrazem, jaki Caravaggio namalował na Sycylii przed podróżą do Neapolu. Jego zniknięcie to jedna z największych zagadek ostatnich dekad we Włoszech. Szacuje się, że obecnie arcydzieło, które wówczas było w doskonałym stanie, warte byłoby, co najmniej 30 milionów euro.
Jedyna pewność jest taka, że za kradzieżą arcydzieła stała cosa nostra. "Dlatego nie przestaniemy o nie pytać nawróconych mafiosów i będziemy dalej skrupulatnie sprawdzać każdą ich wypowiedź" - podkreślił krajowy prokurator do walki z mafią Piero Grasso, cytowany na łamach weekendowego magazynu dziennika "La Repubblica".
W ciągu ponad 40 lat, jakie minęły od zaginięcia obrazu, pojawiło się wiele hipotez, których wspólnym mianownikiem są zawsze bossowie mafii.
Przypomina się, że jeden z nawróconych mafiosów zeznał, że boss klanu Brancaccio Filippo Graviano, odbywający karę dożywocia, wyjawił mu w więzieniu, że ukrył dzieło w stajni w Palermo i tam zostało ono pogryzione przez myszy.
Nie wyklucza się też, że obraz miał być elementem przetargowym w rokowaniach między mafią a wymiarem sprawiedliwości czy też wręcz "zakładnikiem", którego bossowie zamierzali "uwolnić" po spełnieniu ich żądań wypuszczenia członków cosa nostra z więzień.
Według innej hipotezy, przypomnianej w uroczyście obchodzoną 400. rocznicę śmierci Caravaggia, dzieło mogło zostać zniszczone podczas trzęsienia ziemi w Irpinii na południu Włoch w 1980 roku. Inny skruszony mafioso mówił zaś w zeznaniach o tym, że bossowie cosa nostra uważali "Boże Narodzenie" za symbol ich prestiżu i rozwieszali płótno podczas narad.
"Mamy tylko nadzieję, że dzieło nie trafiło do nielegalnej kolekcji. Tylko w takim przypadku byłyby niewielkie nadzieje na jego odnalezienie"- przyznał prokurator Piero Grasso.
Sylwia Wysocka(PAP)