„Jak nie wyląduję/wylądujemy, to mnie zabije/zabiją” – zdanie pilota Arkadiusza Protasiuka przejdzie do historii jako początek morderczego starcia dwóch największych partii. Politycy Prawa i Sprawiedliwości zmieniają strategię dotyczącą katastrofy z 10 kwietnia. Nie będą już unikać tego tematu i związanych z nim ostrych starć.

Ze stenogramów tragicznego lotu Tu-154M przekazanych wczoraj telewizji TVN24 można wnosić, że pilot obawiał się jakichś konsekwencji, jeżeli nie sprowadzi samolotu na ziemię, a prezydent z 95 innymi osobami na pokładzie nie dotrze na czas na obchody 60. rocznicy mordu katyńskiego. TVN24 ujawnił wczoraj to zdanie bez kontekstu. Nie wiemy ani kto, ani czym groził pilotowi.

– Liderzy PO chcą zasugerować, że to Lech Kaczyński ponosi odpowiedzialność za tragedię – komentuje posłanka PiS Beata Kempa. – To majaczenia ludzi chorych z nienawiści – ucina wicemarszałek Sejmu Stefan Niesiołowski.

Spytany o przeciek minister sprawiedliwości miga się. – Oficjalnie nie znam treści odczytanych zapisów i nie mogę ich komentować – mówi Krzysztof Kwiatkowski. I dodaje, że jest zadowolony, iż polskim specjalistom udało się odczytać nowy fragment zapisów.

Kilkanaście godzin wcześniej, w środę, do kiosków trafiła „Gazeta Polska” z wywiadem z Jarosławem Kaczyńskim (od wtorku dostępny w internecie). W rozmowie prezes PiS przypomina słowa, jakie skierował do Radka Sikorskiego zaraz po katastrofie: „To wynik waszej zbrodniczej polityki – nie kupiliście nowych samolotów”.

Politycy PiS utrzymują, że ujawniony stenogram jest odwetem. Ale według informacji „DGP” to PiS zdecydowało, żeby wykorzystać katastrofę w celach politycznych. Nieporuszanie tego tematu podczas kampanii wyborczej było błędem – przyznał Kaczyński na spotkaniu z zaufanymi politykami.

Smoleńsk pojawił się nawet podczas awantury o komisję hazardową. Projekt raportu przygotowany przez przewodniczącego komisji i posła PO Mirosława Sekułę zdaniem posłów PiS w negatywnym świetle przedstawia Lecha Kaczyńskiego oraz posła PiS Przemysława Gosiewskiego.



Politycy Prawa i Sprawiedliwości zmieniają strategię dotyczącą katastrofy z 10 kwietnia. Nie będą już unikać tego tematu i związanych z nim ostrych starć.

– Nie istnieje absolutnie żadna kalkulacja polityczna, która by uzasadniała niepodjęcie tematu smoleńskiej katastrofy w kampanii wyborczej. To był błąd moralny – mówi europoseł PiS Jacek Kurski.

Zmiana frontu

Odwrót od strategii obowiązującej w czasie kampanii Jarosław Kaczyński ogłosił swoim współpracownikom tuż po przegranych wyborach prezydenckich. – Na ostatnim spotkaniu sztabu powiedział, że wraca do tematu katastrofy w Smoleńsku, bo jest to winny swojemu bratu – mówi jeden z polityków PiS proszący o anonimowość. Zmianę linii politycznej partii potwierdza Joanna Kluzik-Rostkowska, która była szefową sztabu wyborczego Jarosława Kaczyńskiego. – Od początku ustaliliśmy, że w kampanii nie będziemy nawiązywać do katastrofy, ale po wyborach wrócimy do tego tematu – mówi.
Jako jeden z pierwszych atak przypuścił formalny nr 2 w partii, czyli Joachim Brudziński. Oskarżył premiera Donalda Tuska, że ścigał się z Jarosławem Kaczyńskim w drodze do Smoleńska i unikał spotkania z bratem zmarłego prezydenta na miejscu tragedii. Brudziński mówił też, że gdy premier ściskał się z szefem rosyjskiego rządu Władimirem Putinem, kilka metrów dalej w błocie leżało ciało nieżyjącego prezydenta. – Jestem zaskoczony, że Jarosław Kaczyński postanowił zerwać z wizerunkiem koncyliacyjnego polityka, który mozolnie budował przez całą kampanię wyborczą. Ta zmiana będzie go kosztować głosy umiarkowanych wyborców – mówi dr Olgierd Annusewicz z Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Ocenia, że prezes PiS może stracić na tej zmianie nawet 15 pkt proc. poparcia zgromadzonego w II turze wyborów prezydenckich.

Odruch moralny

Politycy PiS zapewniają jednak, że ta zmiana nie jest koniunkturalna.
– To odruch moralny, a nie kalkulacja polityczna, po trzech miesiącach całkowitej cenzury ludzie chcą wreszcie powiedzieć prawdę – mówi eurodeputowany PiS Jacek Kurski. Groźne zapowiedzi polityków tej partii politycy Platformy traktują bardzo poważnie. Na razie deklarują unikanie otwartej konfrontacji z rywalami. – Będę namawiał moje koleżanki i kolegów, byśmy nie dali się sprowokować. Ale na pewno będziemy stanowczo reagować na kłamstwa i oszczerstwa. Przed tą strategią paranoi politycznej nie możemy się cofnąć – mówi wicemarszałek Sejmu i poseł PO Stefan Niesiołowski. Kontrofensywę prowadzi już platformerski jastrząb Janusz Palikot. Na swoim blogu po raz kolejny poruszył ten temat w dosadnych słowach: „Marta (córka Lecha Kaczyńskiego – red.) i Jarosław powinni przeprosić wdowy po zmarłych za to, że Lech wymusił lądowanie, a oni zginęli”.
I mało kto w tej gorączce zauważa, że wojna toczona na grobach ofiar smoleńskiej katastrofy i dawkowane przez polityków fragmenty stenogramów niszczą polskie państwo. – Przecieki w takiej sprawie to skandal. Obywatele mają prawo czuć się dezinformowani, a nawet manipulowani – ocenia Eryk Mistewicz, konsukltant polityczny.
Wczoraj TVN 24 poinformował, że na kilkanaście sekund przed katastrofą kapitan Tu-154M Arkadiusz Protasiuk powiedział, że musi wylądować, bo inaczej go zabiją. Dziennikarze stacji nie są jednak pewni, jak dokładnie brzmi to zdanie.