Za haniebne uznał prezydent Nicolas Sarkozy w poniedziałek oskarżenie go o to, że otrzymywał przez lata nielegalne wsparcie finansowe od miliarderki Liliane Bettencourt. Bronił też podejrzanego o korupcję ministra Erica Woertha, wykluczając jego dymisję.

Prezydent Sarkozy gościł wieczorem na antenie publicznej stacji France 2. Odpowiadał tam m.in. na pytania w sprawie tzw. afery Bettencourt (nazywanej też aferą Woerth/Bettencourt). Dotyczy ona oskarżeń czołowych polityków rządzącej prawicy o korupcyjne powiązania finansowe z najbogatszą Francuzką, córką założyciela koncernu kosmetycznego L'Oreal.

Najcięższy zarzut - to posądzenie obecnego szefa państwa, że otrzymał w 2007 roku - za pośrednictwem obecnego ministra pracy Erica Woertha - nielegalne środki na prezydencką kampanię wyborczą w kwocie 150 tys. euro. Oskarżenia te wysunęła była księgowa Liliane Bettencourt, Claire Thibout.

Sarkozy nazwał te oskarżenia "hańbą" i "kalumniami", które bardzo mocno go zabolały. Zaprzeczył, jakoby był - jak mu zarzucano - bywalcem prywatnych kolacji u państwa Bettencourt, podczas których miał otrzymywać koperty z pieniędzmi.

Odpierając te zarzuty, prezydent powołał się na opublikowane przez media zeznania byłego podwładnego Bettencourt, który miał twierdzić, że "w ciągu kilkunastu lat (w okresie 1993-2007) pan Sarkozy przyszedł (do rezydencji miliarderki) dwa lub trzy razy, zawsze w ramach oficjalnych kolacji z udziałem dwunastu lub piętnastu osób".

Szef państwa bronił też zdecydowanie ministra Woertha

Szef państwa bronił też zdecydowanie ministra Woertha. "To człowiek głęboko uczciwy, który musiał znosić kalumnie i kłamstwa przez trzy tygodnie" - oświadczył Sarkozy. Zaznaczył, że uczciwości ministra dowodzi ujawniony w niedzielę raport francuskiej Generalnej Inspekcji Finansowej (IGF). Z dokumentu tego wynika, że Woerth nie pomagał w żaden sposób Liliane Bettencourt w ukrywaniu dochodów przed francuskim fiskusem, o co podejrzewały go media.

Sarkozy podkreślił, że nie ma mowy o dymisji obecnego ministra pracy i że to właśnie Woerth dokończy planowaną przez rząd na ten rok kontrowersyjną reformę emerytur.

"Francja nie jest państwem skorumpowanym" - zaznaczył prezydent.



Pośrednio jednak przyznał częściowo rację tym, którzy atakowali ministra Woertha, że dopuścił do konfliktu interesów. Jego żona, Florence, pracowała bowiem dla Liliane Bettencourt w okresie, gdy był ministrem ds. budżetu - od 2007 roku do marca bieżącego roku, a sam Woerth - piastował jednocześnie z funkcjami ministerialnymi stanowisko skarbnika rządzącej partii UMP.

Sarkozy zapowiedział, że w przyszłym tygodniu powoła "komisję reprezentującą wszystkie odłamy polityczne", która ma zagwarantować, aby w przyszłości uniknąć "wszelkiej formy konfliktu interesów".

Prezydent dodał, że będzie także doradzał Woerthowi, by zrezygnował z nadal pełnionej przez niego funkcji skarbnika UMP, aby "poświęcić się wyłącznie reformie emerytur".

Afera Bettencourt przyczyniła się do degradacji wizerunku wszystkich polityków

Poniedziałkowe wystąpienie szefa państwa było pierwszym tak obszernym złożonym przez niego wyjaśnieniem w sprawie afery Bettencourt. Pałac Elizejski liczył, że wywiad we France 2 rozwieje aurę politycznego skandalu, ciążącą od miesiąca na obecnie rządzącej prawicy.

Afera Bettencourt przyczyniła się do degradacji wizerunku wszystkich polityków. Według sondażu ośrodka Viavoice dla dziennika "Liberation" z początku lipca, 64 proc. Francuzów uważa, że przywódcy polityczni są skorumpowani.