Zadanie dla człowieka roku
– Wysłanie Petraeusa do Afganistanu to sprytne posunięcie Obamy – zgodnie oceniły nominację amerykańskie media. 57-letni generał cieszy się bowiem opinią dowódcy, który opanował powojenny chaos w Iraku i przestawił amerykańską armię na skuteczniejszą walkę z siłami partyzanckimi. Nieprzypadkowo brytyjski „Daily Telegraph” uznał go w 2007 za człowieka roku, a magazyn „Time” umieścił generała na liście stu najbardziej wpływowych ludzi globu. Teraz Biały Dom stawia przed nim kolejne zadanie: ma wypełnić lukę po gen. McChrystalu, który przez kilka ostatnich miesięcy z sukcesami prowadził ofensywę przeciw talibom w prowincji Helmand.
Podpadł jednak w Waszyngtonie, udzielając magazynowi „Rolling Stone” krytycznego wobec Obamowskiej administracji wywiadu. – Petraeus dobrze nadaje się do tej roli, bo to on jest przecież jednym ze współautorów obecnej koncepcji wojny z talibskimi partyzantami, którą zatwierdził prezydent Obama – mówi nam Jan Techau z Akademii Obrony NATO w Rzymie.
Jego zdaniem Petraeus jest dziś w Ameryce najlepszym teoretykiem i praktykiem skomplikowanej wojny z rebelią, która zakłada wykluczające się nieraz cele: jednoczesne zabijanie talibów i zdobywanie poparcia lokalnej ludności. Na dodatek szczycący się tytułem doktora stosunków międzynarodowych generał posiada spore zdolności dyplomatyczne i sieć dobrych kontaktów z lokalnymi politykami w Pakistanie, Afganistanie czy Azji Środkowej. Oznacza to, że z wojskowego punktu widzenia dla 120 tys. stacjonujących pod Hindukuszem żołnierzy wojsk koalicji niewiele się zmieni.
Obserwatorzy nie wykluczają jednak, że razem z nowym dowódcą mogą się zmienić polityczne realia wokół operacji afgańskiej. Generał dysponuje bowiem tak silną pozycją w Waszyngtonie, że administracji Obamy trudno będzie go kontrolować.

Kandydat na prezydenta

W ubiegłym tygodniu, jeszcze przed objęciem nowego stanowiska, Petreaus np. publicznie podawał w wątpliwość forsowany przez Biały Dom kalendarz wycofywania wojsk z Afganistanu od 2011 r. Na dodatek od czasu irackich sukcesów wielu (zwłaszcza na amerykańskiej prawicy) widzi w nim nie tylko wojskowego, ale też potencjalnego kandydata w wyborach prezydenckich w 2012 r. Sam zainteresowany jak na razie dementuje te pogłoski, ale przyjęcie w maju zaproszenia do wygłoszenia wykładu na St Anselm College w New Hampshire, gdzie odbywają się tradycyjne debaty prezydenckie, tylko podsyciło te spekulacje. Sukces w Afganistanie może mocno go przybliżyć do Białego Domu.