Prywatyzacja to jeden z tematów, które w kampanii najbardziej mogą podzielić kandydatów na prezydenta. Zwłaszcza Bronisława Komorowskiego z Platformy oraz Jarosława Kaczyńskiego z Prawa i Sprawiedliwości. Pozostali mieszczą się gdzieś między tymi biegunami.
W sprawie prywatyzacji rola prezydenta – nawet pośrednio – nie jest istotna, bo o jej tempie decydują rządowe programy i polityka resortu skarbu, a nie ustawy, które prezydent mógłby wetować czy wysyłać do trybunału. Jednak w kampanii właśnie ten temat może się okazać jednym z gorętszych, bo jak na dłoni widać tu różnice pomiędzy faworytami.

Ostry kurs Platformy

Dobitnie różnice w podejściu do prywatyzacji między PO a PiS pokazują liczby. Rząd PO przyjął ostry kurs na prywatyzację i od początku tego roku na sprzedaży państwowych spółek zarobił 5,4 mld zł. To niemal 10 razy więcej niż rząd PiS w całym roku 2006.
Do 2011 roku ma być sprzedany majątek wartości 37 mld zł. Tylko w tym roku Skarb Państwa ma uzyskać 25 mld zł. Do sprzedaży idą spółki energetyczne, Giełda Papierów Wartościowych, Lotos, PZU. W przypadku dużej części spółek sprzedawana jest część akcji, bez pakietów kontrolnych. Tempo jest rekordowe, bo prywatyzacja ma być jednym z podstawowych źródeł wspierania budżetu. O podejściu PO świadczy też to, że na stronie MSP jest miliardomierz, który na bieżąco podaje przychody z prywatyzacji. – To dokończenie procesu zaczętego 20 lat temu. Wszak firmy prywatne tworzą większość miejsc pracy i PKB w Polsce. Faktycznie to prywatna gospodarka odnosi sukcesy w ostatnich latach – tłumaczy Adam Szejnfeld z PO.



PiS prywatyzowało niechętnie

Finalnie w rękach państwa mają pozostać poszczególne firmy związane z bezpieczeństwem państwa, np. z przesyłem energii. Zupełnie inaczej do sprzedaży państwowego majątku podchodzi Prawo i Sprawiedliwość. PiS sprzedawałoby niechętnie i mało. Mimo że w czasach, gdy rządzili Kazimierz Marcinkiewicz i Jarosław Kaczyński, koniunktura była najlepsza, rząd sprzedaż państwowego majątku ograniczał. A teraz krytykuje zarówno tempo, jak i wielkość sprzedaży. – Powinna odbywać się w taki sposób, by centra decyzyjne poszczególnych firm pozostawały w Polsce. Bo to one decydują o produkcji i zatrudnieniu – mówi były minister skarbu Wojciech Jasiński. PiS zdecydowanie sprzeciwia się też sprzedaży spółek energetycznych, uznając je za element bezpieczeństwa energetycznego państwa.

Lewica też krytykuje

Nieco inne podejście ma lewica. Krytykuje nie tyle tempo, co czas sprzedaży. – Ceny są niskie, i to najgorszy moment na wyprzedaż rodowych sreber. Rząd powinien czekać na wzrost cen, a nie łatać dziurę w budżecie – zauważa Marek Wikiński, szef sztabu wyborczego Grzegorza Napieralskiego.
Natomiast PSL i Waldemarowi Pawlakowi w poglądach na prywatyzację bliżej jest do PO. Ludowcy zgodzili się na rządowy program prywatyzacji. Ale warunkiem zgody Waldemara Pawlaka na zamiary ministra Aleksandra Grada było dopuszczenie prywatyzacji pracowniczo-menedżerskiej. Tak by osoby zatrudnione w państwowych firmach mogły na równych prawach z innymi ubiegać się o ich zakup.