GRZEGORZ OSIECKI:
Kto jest kandydatem SLD na prezydenta?
GRZEGORZ NAPIERALSKI*:
Rozmawiamy w dniu pogrzebu Jerzego Szmajdzińskiego. W czwartek jest chowana Izabela Jaruga-Nowacka. To nie są żadne uniki, ale ustaliliśmy, że do czasu pogrzebu naszych przyjaciół nie zwołujemy władz partii i nie rozmawiamy o nazwiskach.
Politycy są wstrząśnięci, ale w poniedziałek zaproponował pan wybór ponadpartyjnego kandydata przez wszystkie ugrupowania.
To idea polityczna. Natomiast, wiem też, że to pomysł idealistyczny. Wierzę, że gdyby ci, którzy zginęli w tym samolocie, mogli coś podpowiedzieć, powiedzieliby: pojednajcie się i porozumcie. Warto rozmawiać, by polska polityka była inna niż ta przed tragedią w Smoleńsku.
To wasz sposób na przeczekanie tych kilku dni do momentu, gdy będziecie mogli wystawić własnego kandydata?
Proszę się tu nie doszukiwać dodatkowych podtekstów. To propozycja nieobarczona żadnym podstępnym planem politycznym. Polacy, którzy manifestowali swój żal po katastrofie, mają prawo oczekiwać od polityków innych zachowań niż dotychczas. Przecież o takim pomyśle mówili też niektórzy politycy PO czy PIS.
Marek Migalski mówił nam, że taka propozycja to brak demokracji, bo demokracja oznacza wybór, a nie ukrywanie różnic.
A czy demokracją jest to, że marszałek pełniący obowiązki prezydenta będzie brał udział w kampanii i już na starcie ma uprzywilejowaną pozycję. Polityki będziemy mieli jeszcze dosyć. Niedługo odbędą się wybory samorządowe, potem parlamentarne. Ale zdarzają się sytuacje nadzwyczajne, jak ta.
Ale są przeszkody prawne. Ordynacja zabrania, by był jeden kandydat, więc trzeba by uprawiać fikcję, np. umówić się, że ktoś wystartuje, by nie wygrać?
Nie szukajmy przeszkód, tylko porozmawiajmy. Chodzi nie tylko o wybory prezydenckie. Lewica proponuje, by w wyborach uzupełniających do Senatu partie, które nie utraciły własnego senatora, nie wystawiały kandydatów. Są pola do porozumienia. Ale obawiam się, że wszyscy dążą jednak do tego, by wystawić własnego kandydata i wygrać.
A może o to chodzi, by postawić PO pod ścianą, bo oni mają własnego kandydata.
Ja pytałem Platformy, czy jest gotowa do rezygnacji ze swojego kandydata i szukania innych rozwiązań. Niech PO powie: nie zgadzamy się, mamy kandydata, startuje marszałek Komorowski. W porządku. Ale o Senacie możemy rozmawiać.
Pomyślał pan o tym, że mieliśmy już w wyborach kilku kandydatów ponadpartyjnych czy spoza bieżącej polityki, ale ani razu żaden z nich nie wygrał?
Ale jesteśmy w innej sytuacji.
Macie wytypowanych takich kandydatów zgody narodowej? Prof. Michał Kleiber mógłby być taką osobą?
Mógłby. Współpracował z wieloma środowiskami politycznymi, wieloma rządami, wieloma instytucjami. Nie rozmawiałem z panem profesorem, ale mam nadzieję, że nie obrazi się za te słowa: to wielka postać.
Wiele jednak wskazuje, że zgody na jednego kandydata nie będzie. Kto wtedy: Ryszard Kalisz, Jacek Majchrowski? A może Janusz Zemke albo Marek Siwiec?
Jeśli padnie „nie” od pozostałych partii politycznych, to SLD wystawi kandydata, który będzie reprezentowal Sojusz. Musi to być osoba, która dokończy dzieła Jerzego Szmajdzińskiego.
Pan jest liderem Sojuszu, bierze pan pod uwagę własny start?
Nie rozmawiamy w ogóle o nazwiskach. Jestem liderem, spoczywa na mnie wielka odpowiedzialność za formację lewicową i zrobię wszystko, by SLD w tej sytuacji funkcjonował jak najsprawniej.
Politycy mogą coś zrobić, by tym razem kampania była rzeczywiście inna?
Pokazywać, że może być debata o pomysłach, a nie o nazwiskach, nie o przeciwniku politycznym, a o jego ofercie.
Ale to słyszymy przed każdą kampanią, a potem jest jak zwykle.
Mechanizm jest w nas politykach i partiach. Politycy, przed chwilą składali obietnice nad grobami przyjaciół, a teraz partie powinny dopilnować, by brutalność czy oszczerstwa nie miały już więcej w polskiej polityce miejsca.
*Grzegorz Napieralski, lider Sojuszu Lewicy Demokratycznej