Niedzielna debata między Bronisławem Komorowskim a Radosławem Sikorskim wywołuje komentarze polityków. Wielu z nich twierdzi, że jej uczestnicy wykorzystali ostatnią szansę aby przekonać do siebie wyborców z Platformy Obywatelskiej. Sprawa nie jest błaha, gdyż nadal wielu członków Platformy nie glosowało i oni mogą mieć wpływ na ostateczny wybór partii. Debata nie pozostanie również bez wpływu na wybory Polaków podczas konfrontacji o fotel prezydenta.

Komorowski i Sikorski zadowoleni z niedzielnej debaty

Obaj kandydaci w prawyborach PO: marszałek Sejmu Bronisław Komorowski i minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski są zadowoleni z przebiegu niedzielnej debaty.

W rozmowie z dziennikarzami po debacie Sikorski zapewnił, że jest zadowolony z dyskusji i z samych prawyborów. "Zwiedziłem kawał Polski i dałem się poznać członkom Platformy Obywatelskiej (...) Szkoda, że prawybory nie trwają troszeczkę dłużej, bo wtedy miałbym jeszcze większe szanse" - mówił.

Szef polskiej dyplomacji zwrócił uwagę, że nie było pytań ze strony konkurenta, ale - w ocenie Sikorskiego - "pytania były takie, że pozwalają wyrobić sobie zdanie" o obu kandydatach.

Sikorski uważa, że "formułował myśli w sposób klarowny i powiedział, o co mu chodzi".

"Potwierdziło się, że debata to rzecz dobra i powinna wejść do kanonu polskich zwyczajów wyborczych. Prawybory są wielką ucztą demokracji i jest dla mnie zaszczytem, że w nich biorę udział. Będę trzymał kciuki za ich wynik" - powiedział szef MSZ.

Pytany, czy nie jest zbyt późno na debatę, w sytuacji, kiedy zamknięto już głosowanie listowne, Sikorski podkreślił, że "90 proc. głosów jest jeszcze do oddania", więc jest dobrej myśli. Do 25 marca działacze PO mogą jeszcze głosować przez internet.

Dopytywany, czy nie wolałby innej formuły debaty, np. gdzie pytania zadawaliby dziennikarze, Sikorski podkreślił, że "to pierwsze prawybory, to pierwsza debata w prawyborach, więc doza ostrożności była uzasadniona".

"Nie kryję, że wolałbym debatę na stojąco, z dziennikarzami, z publicznością, bo nie boję się otwartej debaty" - mówił minister SZ. Jak dodał, święto PO, jakim są prawybory, na zakończenie powinno mieć mocny akord, czyli ogłoszenie wyników i zjednoczenie się wokół tego, kto wygra.

Nie moją kwestią jest ocenianie wyniku, ale jestem zadowolony z samej debaty - mówił z kolei Komorowski.

Pytany o formułę debaty marszałek Sejmu zwrócił uwagę, że dziennikarze mają możliwość zadawania pytań po dyskusji, "prawybory dotyczą spraw wewnętrznych w partii".

"Mielibyśmy losować, kto z państwa ma zadawać pytania. Dziennikarzy jest ze dwie setki, więc ktoś by czuł się pozytywnie wyróżniony, a reszta negatywnie pominięta. Najlepszą formułą było i jest, że to jest debata wewnątrzpartyjna, organizowana przez partię, przy kamerach, mikrofonach, przy możliwości obserwowania i oceniania przez widzów i słuchaczy" - uważa Komorowski.



Nitras - Sikorski bardziej przekonujący

Europoseł Sławomir Nitras z PO uważa, że w niedzielnej debacie pomiędzy Bronisławem Komorowskim i Radosławem Sikorskim bardziej przekonująco wypadł minister spraw zagranicznych.

"Wydaje mi się osobiście, być może jestem mało obiektywny, że w tej debacie jednak Radosław Sikorski był bardziej przekonujący. Jego wypowiedzi były bardziej zwięzłe i bardziej systematyczne, nie przedłużał czasu i w ten sposób osiągnął pewną przewagę. Sam jestem jednak ciekaw opinii ekspertów" - powiedział PAP Nitras, który już wcześniej poparł oficjalnie Sikorskiego.

Zdaniem Nitrasa, obaj kandydaci zaprezentowali w debacie bardzo wysoką kulturę osobistą i - jak to nazwał - "kulturę umiejętności". "Udowodnili, że są dobrze przygotowani do pełnienia funkcji" - powiedział.

Polityk PO przyznał, że przed debatą było "trochę strachu". "Byliśmy trochę ostrożni, żeby nam coś się nie rozjechało, ale niepotrzebnie. Można było sobie pozwolić na większą żywiołowość" - powiedział europoseł.

Jego zdaniem transmisja telewizyjna debaty była "hitem". "Nie znam wyników oglądalności, ale wydaje mi się, szczególnie, że Adam Małysz skakał wcześniej, że transmisja debaty była hitem. To było coś, co Polacy oglądali" - podkreślił.

Niesiołowski: debata umocniła Komorowskiego

Wicemarszałek Sejmu Stefan Niesiołowski uważa, że niedzielna debata w prezydenckich prawyborach w Platformie Obywatelskiej "umocniła pozycję Bronisława Komorowskiego".

"Debata nie była zasadniczo przełomowa, ale intuicja mówi mi, że umocniła pozycję Bronisława Komorowskiego" - powiedział wicemarszałek.

Jego zdaniem, w rywalizacji między Radosławem Sikorskim a Bronisławem Komorowskim "lepszym dość wyraźnie" był marszałek Sejmu. "Generalnie nie było różnic programowych, ale tam, gdzie były, wygrywał Komorowski" - zauważył.

Niesiołowski nie spodziewał się też ostrzejszej rywalizacji kandydatów.

"Nie będziemy teraz okładać się zbyt mocno wewnątrz Platformy, bo proszę pamiętać, że to jest etap bardzo wstępny. Przeciwnikiem jest kandydat PiS, bo ten prawdopodobnie wejdzie do drugiej tury wyborów prezydenckich" - podkreślił Niesiołowski.

W debacie brakło mu natomiast pytań dotyczących spraw, o których nie mówiono w trakcie prawyborów. "Co z polityką podatkową, społeczną, systemem emerytalnym, problemami służby zdrowia" - wymienił niektóre z nich wicemarszałek Sejmu.



Schetyna o debacie Komorowski-Sikorski: dobra

Szef klubu PO Grzegorz Schetyna ocenił niedzielną debatę w prawyborach PO między Bronisławem Komorowskim a Radosławem Sikorskim jako dobrą. Nie było zgrzytu w debacie, ani między kandydatami, ani w ich wypowiedziach - powiedział .

"Chciałbym i życzyłbym sobie, żebyśmy mogli wszyscy być świadkami takich debat już w prawdziwej kampanii wyborczej" - mówił Schetyna dziennikarzom po debacie. Czy tak będzie zobaczymy, ale na pewno zwycięzcą jest PO - dodał.

W opinii szefa klubu Platformy, w dyskusji Komorowskiego i Sikorskiego były emocje i "może nie uszczypliwości, ale takie akcenty", ale wszystko "w ramach normalnych relacji". "To nie była szara debata, były akcenty bardziej wyraziste" - uważa Schetyna.

Jak zauważył, to była debata dwóch polityków jednej partii i "jak na jedną partię były emocje". Według polityka PO, nie było żadnego zgrzytu w debacie, "ani między kandydatami, ani w samych wypowiedziach".

Pytany, na kogo stawia w prawyborach w PO, Schetyna podkreślił, że jeszcze nie zagłosował. "Mam swojego kandydata, ale tak jak umówiliśmy się z przewodniczącym PO (premierem Donaldem Tuskiem - PAP), nie ujawniamy naszych preferencji. Nie chcemy wpływać na losy tego głosowania" - powiedział Schetyna.

Poinformował, że wyniki prawyborczego głosowania, a tym samym kandydat Platformy w tegorocznych wyborach prezydenckich, zostanie przedstawiony w najbliższą sobotę na Politechnice Warszawskiej.

Rzecznik PiS Mariusz Błaszczak o debacie: wyreżyserowany spektakl medialny

Sztuczny, wyreżyserowany spektakl medialny, w którym zabrakło dyskusji o ważnych problemach Polski - tak rzecznik klubu PiS Mariusz Błaszczak ocenił niedzielną debatę prawyborczą w PO.

"To był wyreżyserowany spektakl medialny, sztuczny, nudny, pozbawiony emocji. Nie było w nim dyskusji na temat realnych pomysłów dotyczących rozwoju naszego kraju, panowie nie przedstawiali swoich wizji Polski" - wyliczał w rozmowie z PAP Błaszczak.

Debata między marszałkiem Sejmu Bronisławem Komorowskim i szefem MSZ Radosławem Sikorskim miała ułatwić działaczom PO podjęcie ostatecznej decyzji, na kogo oddać głos w partyjnych prawyborach, które mają wyłonić kandydata Platformy na prezydenta. Wyniki mają zostać ogłoszone 27 kwietnia.

Rzecznik klubu PiS ocenił, że "zabrakło odniesienia do rzeczywistych problemów, przed którymi stoimy na co dzień, np. katastrofy opieki zdrowotnej czy też rosnącego bezrobocia".

"Liczyłem, że panowie chociaż zauważą te problemy, ale okazało się, że - tak jak ich mentor, premier Donald Tusk - tych problemów dostrzegać nie chcą, zafundowali nam pusty w treści spektakl" - mówił.

Zaznaczył, że "reżyserowi tego spektaklu chodziło o to, żeby nam zafundować kolejną odsłonę w takim tasiemcu medialnym z życia platformersów". "To interesujące nie jest" - podsumował polityk PiS.

Szymanek-Deresz: debata mało atrakcyjna, nie oddała wizerunku kandydatów

W opinii wiceszefowej SLD Jolanty Szymanek-Deresz, niedzielna debata między marszałkiem Sejmu Bronisławem Komorowskim a szefem MSZ Radosławem Sikorskim była mało akrakcyjna, statyczna i nie oddała prawdziwego wizerunku obu kandydatów.

Debata miała ułatwić działaczom PO podjęcie ostatecznej decyzji, na kogo oddać głos w partyjnych prawyborach, które mają wyłonić kandydata Platformy na prezydenta. Wyniki mają zostać ogłoszone 27 kwietnia.

Jak oceniła w niedzielnej rozmowie z PAP Szymanek-Deresz, szefowa sztabu kandydata SLD na prezydenta Jerzego Szmajdzińskiego, debata była "statyczna, mało atrakcyjna i nużąca". "Wypowiedzi były tak powściągliwe, a całość tak uładzona, że nie oddawała rzeczywistych wizerunków obu kandydatów" - uważa Szymanek-Deresz.

Jej zdaniem jednak, bardziej błyskotliwe wypowiedzi miał Sikorski.

Szymanek-Deresz oceniła również, że debata niewiele wniosła do polskiej polityki. "Jeśli chodzi o wkład w prawybory, kampanię, jakieś reguły prowadzenia gry politycznej, niczego to nie wniosło, bo odbywało się wewnątrz jednej partii, a do tego było zbytnio wyreżyserowane, zbyt perfekcyjnie przygotowane" - podkreśliła Szymanek-Deresz.



Dr Biskup: debata bez nowej jakości, wskazanie na Komorowskiego

Jako pozbawiony emocji i elementów prawdziwej rywalizacji "dobrze ustawiony teatr" określił debatę prawyborczą w PO politolog z Uniwersytetu Warszawskiego, dr Bartłomiej Biskup. Uważa on, że minimalnie lepiej od Radosława Sikorskiego wypadł Bronisław Komorowski.

W opinii politologa, debata nie będzie miała znaczącego wpływu na to, jak członkowie Platformy zagłosują w prawyborach.

"Debata może dodać kilka punktów, ale zamieszać nie - bo nie było interakcji, nie było starcia między kandydatami, właściwie nie było też istotnych różnić między nimi w wizji prezydentury, jaką prezentowali" - powiedział w niedzielę PAP dr Biskup.

Jak mówił, aby debata mogła mieć rzeczywiste znaczenie dla wyniku prawyborów w Platformie, powinna być bardziej emocjonalna.

"Tutaj po prostu nie było żadnych emocji. Nie sądzę także, żeby działacze PO odnieśli jakieś emocjonalne wrażenie, które pozwoliłyby im zmienić swoje decyzje. Mogą być niewielkie przepływy między kandydatami, ale myślę, że debata nie da żadnych znaczących wskazań" - skomentował politolog.

W jego ocenie, marszałek Sejmu był w debacie nieco bardziej zaczepny i bardziej naturalny od szefa dyplomacji; więcej było u niego humoru i uśmiechu, był mniej spięty. Stąd - jak mówił dr Biskup - "delikatne" wskazanie na Komorowskiego jako zwycięzcę debaty.

"Merytorycznie obaj kandydaci mówili prawie to samo, nie było między nimi interakcji - nie walczyli, a wobec tego trudno wskazać zwycięzcę" - uważa politolog.

Zdaniem dr Biskupa, przebieg debaty potwierdził wcześniejsze przypuszczenia ekspertów co do jej formy i merytorycznego znaczenia. "To był dobrze ustawiony teatr. Już wcześniej było wiadomo, że tak to będzie i debata to potwierdziła. Niczego to kompletnie nie wniosło - nie było nowych wizji, pomysłów, wartości" - skomentował.

Politolog zauważył, że w debacie istotne były odniesienia do bieżącej prezydentury i osoby Lecha Kaczyńskiego. Jak mówił, był to naturalny komunikat całej Platformy, przekonującej wyborców, że obecny prezydent jest zły. Inne wątki debaty, dotyczące m.in. uprawnień prezydenta czy np. obronności, są już dobrze znane wyborcom - wskazał dr Biskup.

Politolog zauważył również, że organizatorzy debaty nie zapomnieli, by podkreślić jedność PO, niezależnie od wyników prawyborów. "Chciano pokazać: +jak my umiemy pięknie różnić się, pięknie spierać; później nikt nie da sobie po buzi, tylko raczej - buzi" - podsumował dr Biskup.



Jabłoński: PO osiągnęła swój cel - przyciągnęła uwagę mediów

Organizując prawybory i debatę kandydatów, PO osiągnęła swój cel , jakim jest przyciągnięcie uwagi mediów i usunięcie w cień innych kandydatów, w tym głównie Lecha Kaczyńskiego - uważa specjalista od marketingu politycznego Wojciech Jabłoński.

"Ta debata, a raczej spotkanie, polegające na czytaniu gotowych kwestii z kartek, nie wskazało zwycięzcy czy przegranego spośród obecnych na sali, ponieważ główny przegrany znajdował się poza światłem kamer, a tym głównym przegranym jest prezydent Lech Kaczyński. Chodzi o to, iż Platforma wystawiła dwóch kandydatów, na których skupiły dzisiaj uwagę media" - powiedział PAP dr Wojciech Jabłoński.

Zwrócił uwagę, że niedzielne spotkanie przygotowano tak, by łamało podstawowe zasady telewizyjnej debaty politycznej. Kandydaci nie mieli możliwości i chęci na wzajemne ataki, nie mogli zadawać sobie pytań, a na sali brakowało publiczności. Obecni dziennikarze mogli tylko relacjonować wydarzenie bez możliwości zadawania pytań.

"Samo wykonanie nie było tu najważniejsze, bo chodziło głównie o to, by temat podchwyciły media" - ocenił ekspert.

Jego zdaniem, w przypadku wyłaniania kandydata przez PO trudno mówić o prawyborach i ukłonie w stronę demokracji partyjnej, bo "kandydaci w tych prawyborach nie zostali wyłonieni demokratycznie przez szeregowych członków partii, lecz zostali wyznaczeni przez szefa, który równocześnie zrezygnował z udziału w wyborach".

"Wydaje się, że sama koncepcja prawyborów była kwestią nakierowaną na wyprowadzenie z równowagi opozycji, która jest pozbawiona podobnych pomysłów" - zaznaczył specjalista od marketingu politycznego.

"Chodziło głównie o medialną zagrywkę i zainteresowanie mediów. To się udało, tego wypada pogratulować, a na pewno zganić opozycję, za to, że nie ma równie dobrych pomysłów na przyciągnięcie mediów" - dodał.

Według Jabłońskiego, kandydatem PO na prezydenta zostanie najprawdopodobniej Bronisław Komorowski, patrząc "nie przez pryzmat tego, jak wypadł w debacie, ale przez pryzmat tego, na ile jest on kandydatem wygodnym i lojalnym wobec PO".



Konarski: lepiej wypadł Sikorski

Politolog prof. Wawrzyniec Konarski uważa, że w przedwyborczej debacie PO Radosław Sikorski wypadł lepiej od Bronisława Komorowskiego, a sama debata była interesującym pokazem kultury politycznej, choć kandydaci nie byli nastawieni konfrontacyjnie.

Zdaniem Konarskiego, w Polsce brakuje takich spektakli politycznych. "Ludzie potrzebują czegoś takiego, niezależnie od tego, czy uważamy, że debata stanowi swoiste alibi dla Donalda Tuska, który po wycofaniu się, chciał stworzyć sobie sytuację +czystych rąk+, to znaczy polityka, który nie będzie nominował, a dawał możliwość wykreowania kogoś" - powiedział Konarski.

Sikorski lepiej zaplanował i konstruował swoje wypowiedzi - uważa Konarski. "On swoje wypowiedzi zademonstrował w sposób merytorycznie interesujący, pokazujący pewnego rodzaju bon-moty, a z drugiej strony mieścił się w czasie, co się kilka razy nie udało Komorowskiemu" - zaznaczył Konarski.

Sikorski popełnił w debacie "fatalny błąd historyczny": pomylił króla Władysława IV z Zygmuntem Augustem - zauważył Konarski. Dodał, że z kolei Komorowski błędnie z punktu widzenia politologii mówił, że prezydent powinien spotykać się z prezydentami innych państw.

"Prezydent spotyka się z osobą, która jest z jednej strony jego odpowiednikiem, ale z drugiej częstokroć jest tak, że w sytuacji silnego premiera i silnego prezydenta, którzy pochodzą z dwóch różnych krajów, to właśnie oni się spotykają, a nie premier z premierem czy prezydent z prezydentem" - tłumaczył politolog.

"Ta debata pokazuje jednak przewagę Sikorskiego. On był dla mnie osobiście bardziej przekonujący, mimo że jego wpadki z sensie merytorycznym czy faktograficznym były bardziej widoczne" - powiedział Konarski.

Debata - według Konarskiego - nie była "w pełni krwista", obaj kandydaci nie byli nastawieni wobec siebie zbyt konfrontacyjnie, zaprezentowali znany już - każdy swój - sposób myślenia i wysławiania się, a różnice w ich poglądach nie były duże. "Różnili się w niuansach. To, że Komorowski w sposób jednoznaczny poparł in vitro, a Sikorski wykazał się pewną asekuracją, to pokazuje, że są pewne różnice" - zauważył Konarski.

Konarski podkreślił, że nie zgadza się z zaprezentowaną po debacie oceną telewidzów, że zwyciężył Komorowski. "Jedno jest pewne - ta debata, jeśli chodzi o jej osąd w oczach telewidzów, daje absolutnie doskonały argument do ręki premierowi Tuskowi po to, żeby móc przychylać się do nominacji Komorowskiego" - uważa Konarski.



Flis: było drętwo; żaden nie jest pewny zwycięstwa

W prawyborczej debacie PO obaj kandydaci tłumili emocje, ich wystąpienia były "drętwe", ale starali się pokazać, czym się różnią i wydaje się, że żaden nie jest pewny zwycięstwa - uważa socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego dr Jarosław Flis.

Jego zdaniem w debacie widoczne były "silnie tłumione" emocje, a w paru miejscach pojawiły się złośliwości, ale w formie aluzji.

"Nie była to walka krwawa, aczkolwiek nie da się powiedzieć, że to była kurtuazyjna wymiana zdań pomiędzy kandydatami, chociaż elementy kurtuazji były. Były też emocje i próba pokazania, że kandydaci czymś się naprawdę pomiędzy sobą różnią i każdemu zależy na zwycięstwie i, jak się wydaje, żaden z nich tego zwycięstwa nie jest pewny" - powiedział Flis w rozmowie z PAP.

W ocenie socjologa złośliwości pojawiły się "niestety w formie aluzji", co wywołało efekt gorszy, niż gdyby te uwagi obaj dyskutanci wypowiadali otwarcie. Jak powiedział Flis, chodziło m.in. o aluzje do nieznajomości j.angielskiego przez Bronisława Komorowskiego czy do obecności Radosława Sikorskiego w rządzie PiS.

"Ta forma, zastrzeżenie, że ma nie być osobistych ataków, przyjęła niestety taki efekt, że te ataki były, tylko podawane w sposób może mniej otwarty i chyba jednak wywołujący gorsze emocje, niż gdyby otwarcie przedstawiać tego typu zarzuty" - dodał.

Flis uważa, że pierwsze wystąpienia obu kandydatów "były drętwe" i niekorzystne jest to, że wyczytali je właściwie z kartek, na które "permanentnie spuszczali wzrok". "Spodziewałbym się jednak, że osoby, które kandydują na prezydenta, potrafią przez pięć minut powiedzieć coś od siebie, z głowy, a nie z kartki" - powiedział Flis.

Zwrócił uwagę, że marszałek Sejmu zrezygnował z kartki w swoim końcowym wystąpieniu i jego zakończenie było znacznie lepsze niż Sikorskiego. W ocenie Flisa szef MSZ przedstawił się zdecydowanie lepiej jako dyskutant "i nawet w paru miejscach mógł mieć w tym przewagę nad Komorowskim". Po Komorowskim - w ocenie socjologa - widać było w dyskusji "silniejsze negatywne emocje".

Zdaniem Flisa, nawet jeśli większość członków PO już zdecydowała na kogo zagłosuje, to prawybory w PO mogą być rozstrzygnięte różnicą nawet kilkuset głosów, dlatego debata może mieć istotny wpływ na wynik.

"Jeśli pięć procent osób zagłosuje dopiero po tej debacie, to może się okazać, że te pięć procent głosów przesądzi o wyniku wyborów i w tym sensie to może być znaczące wydarzenie" - powiedział.

Trudno przewidzieć - według Flisa - czy prawybory będą w Polsce przeprowadzały w przyszłości także inne partie. Będzie to zależało m.in. od tego, czy kandydat PO wygra wybory prezydenckie, a także od tego, czy prawybory w konsekwencji nie doprowadzą do podziałów w Platformie - uważa socjolog.

"Jeśli się okaże, że będą zgrzyty w PO, nieprzezwyciężalne kwasy po tym wszystkim, to pewnie będzie to przeszkodą dla innych, żeby nie testować tego wariantu, bo jest związany ze zbyt dużym ryzykiem" - powiedział Flis.

"Patrząc na tę debatę, wydaje się, że nie jest to jeszcze niezwykle obiecujące, ale na pewno nie jest jeszcze zniechęcające" - dodał.