W Warszawie trwa protest taksówkarzy. Protestujący nie zgadzają się na funkcjonowanie tzw. przewozu osób. Działalność taką nazywają "piractwem", które porównują do podrabiania ubrań i płyty CD. Oni płacą za licencje, zdają egzaminy, wolni strzelcy- nie mają tych obowiązków.

Delegacja taksówkarzy, którzy sprzeciwiają się funkcjonowaniu tzw. przewozu osób, zwłaszcza w Warszawie, złożyła w kancelarii premiera petycję w tej sprawie.

Trzeba przestrzegać prawa o tran sporcie drogowym

Domagają się w niej rygorystycznego przestrzegania obowiązującej ustawy o transporcie drogowym. Zgodnie z nią, tzw. przewoźnicy osób powinni świadczyć usługi okazjonalnie, jeżdżąc autami, które nie są oznakowane tak jak licencjonowane taksówki.

W przekazanym dziennikarzom oświadczeniu "Solidarności" warszawskich taksówkarzy napisano m.in., że w związku z działalnością tzw. przewozu osób dochodzi do zaniżania wpływów z podatku dochodowego oraz VAT, a także zaniżania wpływów do ZUS z tytułu obowiązkowych składek.

"Podkreślamy, że mamy do czynienia z procederem na dużą skalę. Mówimy o setkach tysięcy złotych, jeśli nie o milionach i to w skali miesiąca. Dziwi nas bierność państwa, zwłaszcza w kontekście problemów, z jakimi boryka się nasz budżet" - napisali taksówkarze.

Przed kancelarią premiera nie pojawili się kierowcy ze wszystkich warszawskich korporacji. Protestujący mówili, że niektórym z ich kolegów zabroniono udziału w proteście, bo korporacje, w których pracują zatrudniają nie tylko licencjonowanych taksówkarzy.

Podział na taksówkarzy licencjonowanych i bez licencji

Jak mówił na zwołanej w środę rano konferencji prasowej przewodniczący warszawskiej Solidarności taksówkarzy Michał Więckowski przewoźnicy osób świadczą usługi nielegalnie, gdyż zgodnie z przepisami ustawy o transporcie drogowym nie mogą oni umieszczać na swych pojazdach: oznaczeń zawierających nazwę przedsiębiorcy i numer telefonu, na dachu lamp z jakimkolwiek napisem. Nie mogą też używać taksometrów.